Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2012, 23:37   #3
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Nie wyszła niezwłocznie, aby pośpieszyć na spotkanie z ojcem. Wiadomość przyjęła bez poruszenia, nawet nie zerkając na niewolnicę. Odwróciła się do lustra przyglądając się leniwie własnemu odbiciu. Tak, jej rdzawe włosy, który to kolor nosiła ledwo od kilku dni, doskonale współgrał z wybraną szatą. Przesunęła palcami po klatce piersiowej, uśmiechając się na wyczuwalne utwardzenie dla ochrony. Nie szła przecież na schadzkę, a na spotkanie z ojcem, chociaż nawet w pierwszym wypadku miałaby opory przed pozbawianiem się jakiejkolwiek ochrony.
Przynajmniej dopóki ubrania wciąż były na miejscu.
Wyszczerzyła się, przypominając sobie czas spędzony z Rakh'verem. Ciekawiło ją, jak bardzo jest on z siebie zadowolony... a tym bardziej interesowała Nerahye jego reakcja, kiedy oświadczy mu, iż część jego "sukcesu" zawdzięcza pewnym narkotykom... Och, tak. One potrafiły zdziałać cuda, dodając swoje działanie do samego seksu i pieszczot... wzmagając wszelkie doznania.
Nieśpieszne przeczesała dłonią włosy. Nawet jeśli na chwilę zapomniałaby, że brakuje czegoś jeszcze to jej odbicie nie pozwoliłoby zapomnieć, szczególnie zważając na to, z kim miała się spotkać.
Blizna ciągnąca się od szczęki, aż do nosa przecinała prawy policzek cienką, czystą linią. Nerahye nigdy nie próbowała naprawić szkody. To nie był jej wybór.
Jej wyborem natomiast było pozostawienie kilku pomniejszych, jako że nie były one szczególnie widoczne, a i większość z nich nie znajdowała się na twarzy. Może kiedyś, może kiedyś...
Odwróciła się w końcu od lustra, chociaż nie skierowała prosto do drzwi, tylko udała się do przyległego pokoju, służącego za osobistą zbrojownię. Przez moment rozważała możliwości, po czym wybrała jedną z jej ulubionych broni: na pierwszy rzut oka delikatny, dość smukły miecz o budowie ostrza, dzięki której pozostawało ono nieustannie pokryte trucizną... Zaiste szlachecka broń.
Przed wyjściem sprawdziła jeszcze, czy pojemniczek na truciznę jest pełny i uczepiła miecz przy przystosowanym do tego pasie szaty. Zabezpieczyła zbrojownię, po czym zwróciła się do niewolnej Eldarki:
- Uprzątnij wszystko. - mruknęła, woląc nie skaleczyć się rozbitymi w trakcie szamotaniny z ubraniami kieliszkami.
Chociaż w minimalnym stopniu uzbrojona i posiadająca namiastkę pancerza ruszyła do wzywającego ją Vesana.
Tak, teraz była gotowa na spotkanie z ojcem.

Kompleks pałacowy naprawdę zapierał dech w piersiach kiedy oglądano go z zewnątrz. Jednak prawdziwe bogactwo gnieździło się wewnątrz. Draconka przemierzała hol wykonany z czarnego obsydianu, co jakiś czas mijała kolumnę z kości jakiegoś potężnego zwierzęcia z Rzeczywistości. Drzwi do pokoju jej ojca były masywne i niedorzecznie ozdobione.taką ilością płaskorzeźb i rycin, że bardziej przypominały wystawę jakiegoś nad aktywnego artysty niż prawdziwe drzwi. Oczywiście prawdziwa chluba jej ojca mieściła się na samym środku portalu. Drzewo Genealogiczne jej rodziny sięgające aż do założyciela rodu, chociaż Nerahye była pewna, że połowa imion i powiązań jest wymyślona. Przed drzwiami stała dwójka Inkubów, wojownicy-ochroniarze spojrzeli na nadchodzącą Eldarkę i delikatnie skinęli głowami. Rozumieli jej związek z ich pracodawcą i dawało jej to namiastkę szacunku wśród nich. Otworzyli jej drzwi, jeżeli ich ozdoby były niedorzeczne, to wnętrze pokoju było dziełem szaleńca. Wszystko, nawet ściany, podłoga i sufit miały jakąś ozdobę, płaskorzeźbę czy inny bibelot. No i nie można było zapomnieć o tym cholernym drzewie rodzinnym. W środku było prawdziwym drzewem, chociaż wykonanym z upiorytu, na gałęziach, i pniu były wypisane imiona. Na szczęście stało gdzieś z boku więc Draconka nie musiała specjalnie go omijać, aby dotrzeć do rodzica.
Vesan siedział na za swym biurkiem, w ciemno zielonych szatach przyozdobionych złotem. Spojrzał na swoją córkę... miedziane włosy? Mógł przysiąc, że były fioletowe. Z resztą, kogo obchodzi jak ona wygląda.
-W końcu jesteś. Mam dla ciebie małą robotę.

Nerahye czasem zastanawiała się jaki on widzi sens w umieszczaniu nieistniejących nazwisk w drzewie rodowym, ale wolała nie poruszać tej kwestii. Próba przekonania Vesana, że jego wizje są błędne była na tyle bezcelowa, co zmuszenie Zmory do porzucenia lotu na rzecz chodu.
- Nie słyszałam, żeby jakiś Rajd był w planach... - mruknęła, z nudów rozglądając się po pomieszczeniu.
-Tu nie o rajd chodzi. Lord Vect przedstawił problem i wynagrodzi tego, kto go rozwiąże.- Asdrubael Vect, Archon Czarnego Serca i władca Commoragh, był znany każdemu Mrocznemu Eldarowi, który cokolwiek osiągnął. Był też znany jego zwyczaj dawania wyzwań tym, którzy chcą powalczyć o jego względy.
-Jeżeli oczywiście nie jesteś zainteresowana...
Nerahye zmarszczyła brwi obserwując ojca. Od kiedy to jemu zależało, aby ona coś zyskała? Na pewno nie od czasu jej ostatniego awansu...
- Sądziłabym, że to raczej ty będziesz chętny. - stwierdziła ostrożnie.
-Mnie przypadł zaszczyt zaplanowania następnej wyprawy. Ty natomiast udasz się jako mój agent, wysłannik, narzędzie.- jego uśmiech zrobił się dość nieprzyjemny, ale Draconka przyzwyczaiła się już do tego typu mimik twarzy jej ojca -Chyba, że naprawdę cię przeceniam.
- A jeżeli nie mam ochoty? - zaryzykowała. Obserwowała uważnie reakcję ojca, nie wiedząc czego powinna się spodziewać.
-To poślę Beliarma.- Dracon Beliarm był konkurentem Nerahye na drodze do świetności. Cieszył się wsparciem Vesana, najpewniej tylko po to, aby ten miał czym szturchać swoją córkę do działania.
Nerahye oczyma wyobraźni widziała te wszystkie zabawy, przyjęcia, które miały ją ominąć. Westchnęła głośno i skrzywiła się.
- Gdzie i kiedy mam zebrać oddział?
-Gdyby zależało to ode mnie, ruszyłabyś natychmiast. Niestety Vect nie chciał wyjawić celu swego małego testu, więc będziesz musiała poczekać do jutra. Ciesz się, będziesz mogła zobaczyć władcę tego miasta na własne oczy.
Oraz władcę Kabały, do której przynależę...
- Na co mam czekać? Niewolnika, posłańca? Sama mam gdzieś się udać?
-Poślę kogoś po ciebie, wiadomo, że sama się na czas nie stawisz. Możesz, już iść.
Nerahye skrzywiła się ponownie, ale nic nie odpowiedziała, chociaż wyraźnie jakaś uwaga cisnęła jej się na usta. Skinęła ojcu głową, po czym bez słowa opuściła jego komnaty.

Draconka czuła się poirytowana, co było zwykłym jej stanem po spotkaniu z ojcem. Tym razem ich rozmowa obyła się bez spięć, jednak zawsze Nerahye czuła się po nich tak samo.
Żałośnie. I było na to tylko jedno lekarstwo.
Skierowała się w stronę swojej własnej zbrojowni mając w głowie tylko dwa słowa.
Walka. Ból.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline