Szlajał się po Ostermark właściwie bez celu, miał nadzieję, dowiedzieć się czegoś pożytecznego i nic mu z tego nie wyszło. Tylko raz zyskał ból głowy następnego dnia. Pomysł by spróbować spić podejrzanie wyglądającego wojaka był zły, szczególnie od momentu gdy Albert stwierdził, że będzie uczciwie pić równo i go przepije. Później znów wyruszył w drogę, na kolejne wezwanie. Polecenie mówiło jasno co ma robić i on zamierzał być posłuszny. W końcu przełożony żył i widział więcej więc wiedział więcej niż on.
Po raz kolejny stał na zamku i kolejny raz patrzył na zbierające się chmury.
-Niech to wszyscy diabli...
Z uwagą wysłuchał odprawy, jeżeli można to było tak nazwać bo Magnus nie wiedział absolutnie nic przydatnego. Oczywiście sama choroba jak i jej przyczyna była zastanawiająca, szczególnie czy może ona mieć związek z tym co Wins opisał jako ostatnią ich bitwę gdy wróg odprawił rytuał. Czy mógł mieć długofalowe skutki? Niestety on był jedynym magiem i to do niego należało wymyślenie tego. Jednak całość to odległa przyszłość, o drodze nie dowiedział się nic.
Następnie miał chwilę czasu na uzupełnienie ekwipunku. -Sprytnie pomyślane, płaci nam a później wydajemy to w jego zbrojowni.- Rzucił do jednego z starych kompanów.
Wyszedł bogatszy o nową owalną tarczę i dwie alchemiczne mikstury oraz komplet komponentów do zaklęć. Tutaj czuł się jak hiena cmentarna, bo były w magazynie na potrzeby Siegfrieda von Antary. Na odchodnym poprosił o dokupienie bo, pewnie jak wróci to będą mu nowe potrzebne.
Jeszcze tylko poprawił ekwipunek, miecz u boku jest, torba z komponentami przewieszona przez ramie i przywiązana do paska by nie latała na boki, też, w plecaku nic nie zabrakło. Na to jeszcze zarzucił tarczę oraz kuszę. Na sobie miał solidne buty, wojskowy mundur, wielokrotnie zszywany choć wciąż trzymający się w miarę dobrym stanie z naszywką trzydziestego szóstego regimentu lorda Gunthera. Według jego wiedzy nikt z regimentu już nie żył więc nie bał się używać tego stroju a działał znacznie lepiej niż strój identyfikujący z byciem magiem. Z racji pogody założył także ponoć wodoodporny płaszcz, będący na tę wodę odporny przez pewien czas. Ponieważ dowiedział, się, że będą podróżować z wozami niósł także przywiązane do plecaka na rzemyku kolejne buty ściągnięte z jakiegoś barbarzyńcy, dobre obuwie to istny skarb. Z twarzy właściwe nie rzucałby się w oczy gdyby nie blizna po poparzeniu na twarzy, którą mniej lub lepiej starał się ukryć hodując brodę. -Co do konia, bo koń były chyba lepszy niż muł, to mam przy sobie trzydzieści złotych koron, z których część mogę bez oporu przeznaczyć. Choć mam nadzieję, że coś tanio kupimy w końcu nie potrzebny nam rumak bojowy tylko coś do noszenia naszych rzeczy.
Wioska była ponura, bardziej niż Ostermark po bitwie. Rozmawiać chciał tylko jeden człowiek, o ile strach nie zabił w nich wszystkich ludzkich odruchów. -Wiecie coś o łowczym Kacprze Jagerze?- Odpowiedziało mu milczenie, coś o ludziach von Antary wiedział a czy to był łowczy?- No to nasz zwiad szlag trafił, i niech tego Kristiana Spąg wyrucha! - Słysząc swoje imię zwierzak podbiegł i zamerdał.- Nie, nie dam ci jeść. Samemu z cennym ładunkiem w niebezpieczny teren. Żebyśmy tylko znowu nie zaczynali od ratowania wozu jak w drodze do Ostermark, chociaż nie pada i nie toniemy w błocie.
Sytuacje skomentował krótko. -No to wykrakałem. Cholerny łowca czarownic! Większość to albo szaleńcy albo psychopaci albo i to i to. - Powiedział ściągając z pleców kuszę jedną ręką a drugą wyjmując strzałki do czarów.
-Gówno a w prawie, jak w prawie to powinien ich próbować złapać, choćby krzyczeć by się poddali a nie zabijać wszystkich. Jak prawo mojej prowincji pamiętam to za rozbój na drodze książęcej można na miejscu ubić. Tamte zarośla- wskazał- Idealne do ostrzału, nas chronią dobrze bród widać a w brodzie utkną i ich wystrzelamy.
Będąc przygotowany pobiegł do swojego upatrzonego miejsca w drodze krzycząc do tych na wozach. -Tutaj do nas kryć się! Żeby nas nie wzięli za tych od tego sukinsyna!- Krzyknął do tych też biegnącyh. |