Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2012, 21:37   #30
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Obozowisko, noc

- Wstawać! Napad! Goobliny! Morrduują! - krzyczał halfling tak, że pogłos niósł się po ciemnej kniei. Imrak dopadł towarzysza i potrząsnął jak szmacianą lalką, aby umilkł. "Nici z podstępu" - przebiegło krasnoludowi przez głowę.

- Stul pysk mały! - zakomenderował bezceremonialnie Stock. - Kto? Gdzie? Jak? Ciemno, nic nie widać! - jego głos zdradzał zdenerwowanie.

Pozostali rozbudzeni awanturnicy poderwali się jeden po drugim na alarm Vooksa i pozajmowali pozycje bojowe. Jedynie twardogłowy Magnar skulił się pod kocem i mruczał coś do siebie ignorując resztę.

Zrazu wydawało się, że to "zielona" zasadzka. Jednak gobliny prysnęły w głąb chaszczy w mgnieniu oka. Za nimi od razu poleciały bełty i strzały.

- Ha! - wrzasnął Ivein, gdy jedynie jego pocisk sięgnął celu. Zielony pokurcz zawył z bólu i padł na ciemny mech. Momentalnie zniknął im z oczu. W jedno uderzenie serca, dopadł go większy cień i pognał z karyplem w las cicho powarkując. Zaraz za nim skoczył drugi, nieco mniejszy, lecz i on po chwili zniknął. Nie pomogła nawet druga salwa strzelców. Ludzie nie widzieli w ciemnościach.

- Kurwa! - krzyknął Gotte - Wilk go zgarnął.

- Chrońmy wozy! - wrzasnął zachrypniętym głosem Edgar napinając cięciwę.

- Gdzie te gobliny Panie? - wytrzeszczał oczy Udo, trąc oczy.

- Tam! - pokazał niziołek chłopakowi. - Za tym bukiem! Uciekają, nie widzicie?

- Nie! - warknął zeźlony Ivein. - Ciemno jak w dupie...

- Były i się zmyły - machnął ręką kapral. - Zwiad jakiś, czy co?

- Możliwe - potaknął Edgar. - Ostatnimi czasy kręcą się koło naszych okolic ze trzy, może cztery większe bandy. Największą na szczęście Taala rozbiliśmy nieopodal gaju druidzkiego. Z pół roku temu. Bitwa pod Białym Dębem. Padł wtedy czarny ork H'agarha. Jego żołdacy rozpierzchli się tedy na zimowanie. Może to ocalały wilczy zwiad? - pozwolił wybrzmieć ostatniemu zdaniu.

Tej nocy nikt nie spał snem sprawiedliwego, ale nic więcej się nie wydarzyło.


***

Podróż trwała następne trzy dni. Nie spotkali też żadnego "ludzia" i "nieludzia", jak fachowo określił Stock. Pradawna puszcza władała tutaj niepodzielnie. Wędrowcy mijali ogromne pnie drzew, których nie tknęła nigdy siekiera drwala. Olbrzymie sosny i świerki, rosły wespół ze starymi bukami, olchami i dębami. Nie raz i nie dwa natknęli się na dziką zwierzynę łowną.
Parokrotnie musieli usuwać pnie powalonych drzew, których nijak nie było im wozami wyminąć.
Trudy wędrówki lekko obniżyły morale awanturników, więc Edgar odszpuntował antałek weselnej gorzałki. Animusz powrócił, więc w szeregi "Malowanych chłopców".

Wyjeżdżali właśnie z kolejnej doliny, gdy Edgar perorował:

- Będziemy dzisiaj na wieczór. Najpóźniej jutro z rańca. Zależy czy droga namokła po tych wiosennych deszczach. Ale się ludziska zdziwią, swoją drogą, gdy Was obaczą. Takiej świty w Kurtwallen dawno nie było, ha, ha. Ejże! Co to? Prr! - wstrzymał swój wóz.

W pobliżu słabo widocznej drogi w małej niecce na wznak leżał człowiek. Otto zeskoczył z kozła.

- Jeszcze dycha! Cały zakrwawiony jest- rzucił krótko i podniósł z ziemi, usadowiwszy na mchu nieopodal. Na ustach brodatego mężczyzny zbierały się krwawe bąble pękając przy każdym wdechu i wydechu.

- Wody masz. Pij - Ivein chciał pomóc rannemu, lecz ten odtrącił bukłak i wycharczał:

- Wilki... Kurtwall.... Zniszczyć.... Wola Ta.... Strzeżcie się.... - wymamrotał niezrozumiale mężczyzna i stracił przytomność.

Imrak obejrzał odzienie rannego.

- To jest duchowny... - orzekł.

- Dokładniej, kapłan Boga Lasu - przytaknął Edgar. - Tak blisko mojej wioski, ale tydzień temu go w niej nie było. Dziwne to wszystko.

- Spójrzcie lepiej na te rośliny - pokazał dłonią Magnar na krzaki nieopodal. - Są jakieś poskręcane, wysuszone. Jakby martwe. Mi się to niepodoba.

- Te rany. Te ślady. Też mi się kurwa nie podobają - mruknął Gotte pocierając kark. - Wygląda na to, że dopadły go wilki. Taki wilczy basior... tak... ważył z sześćdziesiąt kamieni. Niemal przetrącił chłopinie kark, spójrzcie. Nic nie rozumiem. Powinny go zeżreć prawda, a jest cały mimo że poharatany. Co tu się do cholery dzieje?

Puszcza szumiała nie udzielając odpowiedzi.



===


Wooku nie postuj.
 
kymil jest offline