Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2012, 17:53   #2
Akwus
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
- Pierdolenie o Owenie - myślał Davos słuchając słów mnicha, lecz po prawdzie nie miało znaczenia ile mowa świętego braciszka miały wspólnego z rzeczywistości. Tu i teraz liczyło się to, że kat, który ustawiał stos znał się na sprawie i po tempie w jakim pomarańczowo czerwone języki oczyszczającego ognia przeskakiwały z dolnych na coraz wyższe brewiona Grimm szacował, że pozostało mu co najwyżej kilka minut nim chciał nie chciał rozpocznie się jego droga do pojednania z Jedynym, lub z jakimkolwiek innym tworem, który stał ponad wszelkim stworzeniem - jego ewentualna tożsamość była mu już jednak najzupełniej obojętna...

Karczma pod Czarną Perłą - wieczór przed dwoma dniami

Mimo iż karczma niemal pękała w szwach, Grimm mógł właściwie śmiało wyciągnąć się na swojej ławie, na stole zaś miejsca wystarczyło by rozstawić talie obu arkanów. Powodem iż nikt nie miał ochoty się do niego dosiadać była zapewne nie tyle jego aparycja, bo w Criche widywało się i większych odmieńców, co towarzystwo dzikiego elfa, z którym siedział przy stole traktując go niemal jak równego sobie. Tak ekscentryczne zachowanie uszłoby może w innych kręgach, ale nie w Czarnej, której klientela składała się z ludzi, gotowych szybciej przygarnąć do swojego boku świnię niż ten dziki relikt przeszłości. Dziesiątki oczu co i raz spoglądały więc na mężczyznę i jego nieludzkiego towarzysza starając się mocą samego spojrzenia pozbyć się ich z przybytku.
Gospodarz Czarnej do aż tak szybki do wyrzucania ich jedna nie był, jako że Davos płacił szczodrze i tym samym plasował się w tych ciężkich czasach w górnych szeregach klientów, którym wiele trzeba wybaczyć. Niezadowolenie innych gości i wisząca w powietrzu zadyma nie były jednocześnie niczym niecodziennym, towarzystwo potrzebowała jak co dzień tematu do rozmów, narzekań i złorzeczenia, widać dziś miał to być dziwak z elfem. Z elfem i złotem...

Rynek miejski

Palenie na stosie zdawało się czasem być w Criche substytutem teatru dla miejskiego motłochu. Widowisko było wszak publiczne, darmowe a w dodatku pozwalało na co dzień nieszczęśliwym z życia mieszczuchom odczuć, że inni mają jeszcze gorzej. Davos doświadczał tego, iż na skazańcu odreagowywano frustracje i dziękował opatrzności, że większość z nich miała postać przygniłych warzyw a nie kamieni. Świadomość bycia celem wyzwisk i improwizowanych pocisków miała jednak znaczenie wyłącznie tak długo jak długo mnich ciągnął swoją tyradę. Gdy ciśnięta na stos pochodnia zapoczątkowała koniec, nic innego nie miało już znaczenia.
Zebrany tłum zawył szaleńczo promieniując wręcz radością, a zasiadający w honorowej loży możni dostojnie przyglądali się jak człek, na którego mogli zrzucić wszelkie niepowodzenia w interesach, czy zarządzaniu miastem zamienić miał się w kupkę popiło.
Znalezienie czarownika zawsze okazywało się bardzo wygodnym wyjściem, wszak wytłumaczenie, że splugawił on zapasy pszenicy, a na żyto wpuścił stada myszy, było bardziej prawdopodobne niż fakt, że Starszy nad Ziarnem nie dopatrzył obowiązków i pożałował złota na odpowiednie zabezpieczenie spichlerzy. Problemy z magazynami nie były wszak jedynymi z jakimi borykała się rada miejska, nie mogło więc dziwić, że naciski na Inkwizytorium były znaczne i doprowadzić w końcu musiały do znalezienia sprawcy.

Czarna Perła

Grimm podniósł niechętnie głowę spoglądając na grupkę mężczyzn, która otoczyła jego oraz elfa. Licząca niemal tuzin ludzi kompania w jednolitych uniformach nie mogła oznaczać niczego dobrego i na nic dobrego Davos nie zamierzał też liczyć.
- Davos Grimm?
Wieszcz spojrzał na elfa pytająco, po czym zwrócił się do tego, który zadał mu pytanie - A wiecie, że nie znam nawet jego imienia, może i Davos.
Żołdak położył ciężko dłoń na rękojeści miecza. Kolejne słowa padły już znacznie ostrzej.
- Z rozkazu Lorda Edelberta Hunstafa jesteś aresztowany i mamy dostarczyć cię do siedziby Oficjum!
Kolejne miecze zgrzytnęły wyciągane z jaszczurów, tak by z miejsca stłumić jakiekolwiek myśli o próbie siłowego rozwiązania sprawy. Pokaz był jednak o tyle bezzasadny, że Grmm nie miał zamiaru stawiać oporu, działo się dokładnie to co miało się stać i głupotą byłoby spierać się z losem.

Unosząc dłonie w geście poddania wstał od stołu i obróciwszy się do dowódcy zbrojnych uśmiechnął się do niego szeroko ukazując pożółkłe zęby.
- Zatem prowadźcie panie oficerze gdzie trzeba, jeśli taka wola lorda.
Zbrojni zaskoczeni przez chwilę łatwością z jaką przyszło im pojmanie człowieka, przed którym przestrzegali ich kolejni przekazujący rozkazy, szybko odzyskali rezon i z nad wyraz godną podziwu starannością spętali obu biesiadników, obstawili z każdej strony i wyprowadzili z Czarnej.

Siedząca przy drzwiach czarnowłosa dziewczyna w podróżnym stroju i ze spojrzeniem urodzonej awanturniczki złowiła ukradkowe skinięcie Davosa odczytując w nim wszystko na co liczyła. Wydarzenia układały się zgodnie z przewidywaniami i teraz całość miała nabierać rozpędu z każdą chwilą.

Ciemna alejka w dokach - dzień przed wydarzeniami z Czarnej Perły a tym samym na trzy przed tymi z rynku

Trzy postacie okryte całunami ciemnych płaszczy nerwowo rozglądało się na wszystkie strony. Późna godzina i okolica, w której większość nie chciałaby pokazać się w świetle dnia nie były dla nich żadną nowością, niepokój budził zaś osobnik, z którym mieli się spotkać i żadne z nich nie miało pewności, czy poczynione środki ostrożności wystarczą, gdyby cokolwiek nie poszło jednak po ich myśli.
- Greteer - odezwał się najniższy z nich - jesteś pewien, że przyjdzie?
- Tak.
Krótkie i rzeczowe odpowiedzi, pozbawione emocji cechowały od zawsze ich przywódcę. Z całej trójki tylko on jeden nie obawiał się spotkania, bo też tylko dla niego jednego, ten z którym miało się ono odbyć nie był nieznajomym. Rodzaj związanych z nim wspomnień choć nie należał do najprzyjemniejszych, pozwalał zakładać, że wieszcz nie będzie w żaden sposób im zagrażał.
- Greteer - ponownie zaczął Konus - Po kiego chuja chcesz z nim gadać, przecież możemy to załatwić naszymi ludźmi.
- Tak postanowiłem.
- No kurwa, ale go nawet nie znamy.
- Ty go nie znasz.
- Nikt go nie zna!
Szybki złośliwy śmiech dochodzący spomiędzy skrzyń przerwał dalszą rozmowę, cała trójka jak na komendę odwróciła się w stronę z której dochodził i sięgnęła po swoje ostrza. Nikt jednak nie wysunął ich spod płaszczy by refleks księżycowej poświaty nie ostrzegł nieznajomego.
Przez kilka chwil słyszeli tylko uderzenia własnych serc zastanawiając się, czy całej trójce nie przesłyszało się i czy nie zaczynają działać nieracjonalnie.

Grimm ostrożnie wysunął głowę pomiędzy Greteerem i Konusem, wpatrując się w skrzynie z której pozostali nie spuszczali wzroku. Dopiero gdy oblizał się z głośnym mlaśnięciem zorientowali się, że stoi między nim. Odskoczyli niczym oparzeni tym razem pozwalając sztyletom błysnąć blaskiem w ciemnościach nocy. Trójka otoczyła Davosa w bezpiecznej odległości obserwując najmniejszy ruch jego ciała.
- Ryzykownie tak się skradać - zaczął Greteer.
- Ryzykownie byłoby gdybym liczył, że macie złe zamiary.
- Gdybyśmy mieli, już byś leżał z ostrzem w bebechach! - szybko skomentował Konus.
- Milcz.
Przywódca zganił swojego człowieka, po czym rozluźniając mięśnie wsunął demonstracyjnie ostrze z powrotem pod połę. Pozostała dwójka ociągając się uczyniła to samo.
- Dziękuję, że się zjawiłeś.
- Jakże mógłbym odmówić. Wszak mamy stare zobowiązania.
Greteer skrzywił się na wspomnienie które przywołały słowa wieszcza, nie zamierzał jednak pozwolić mu na przejęcie inicjatywy.
- Potrzebuję przysługi...
- Wiem - przerwał Grimm.
- Nie wiesz jednak jakiej.
- To również wiem.
- Tak?
- I znając ją, wiem, że nie możesz o tym mówić przy tej dwójce.
W spiskach i ciemnych interesach zawsze najgorsze było to, gdy ktoś kto wiedzieć nie powinien, wiedział. Greteer skrzywił się po raz kolejny po czym ruchem głowy nakazał pozostałej dwójce oddalić się pozostawiając ich samych.
Pozostała dwójka nie była przekonana do pomysłu swojego szefa i mężczyzna musiał powtórzyć polecenie słownie. Nawet wtedy odsunęli się wyraźnie ociągając.

Choć byli szkoleni byli w wychwytywaniu nawet najdelikatniejszych dźwięków, z odległości kilkunastu kroków nie słyszeli ani słowa z rozmowy. Widać było, że wypowiadane frazy nie miały trafić do nieporządanych uszu...

Rynek miejski

Tłum wiwatował z niemalejącym entuzjazmem a miejscy rajcy spuszczali z płuc powietrze ulgi zastanawiając się jednocześnie jakie znajdą wytłumaczenie na swoje problemy za miesiąc. Grimm odliczał kolejne sekundy zastanawiając się, czy ogień będzie pełzł do niego wystarczająco długo, by reszta planu spiskowców mogła się powieść. Z każdą kolejną coraz silniej dochodziło do niego, że wystarczyło by ktoś pomylił się o kawałek w obliczeniach, bądź by w jego wizjach ponownie nie wszystko zgadzało się z faktami. Na nieszczęście ani alchemia, ani wieszczenia nie należały do tematów szczególnie precyzyjnych.

Doki

Greteer skinął na dwójkę towarzyszy zezwalając im w końcu na zbliżenie się.
- Wszystko ustawione - oznajmił jak zawsze krótko i rzeczowo.
Grimm uśmiechnął się tylko szeroko do pozostałej dwójki potwierdzając słowa ich przywódcy.
Spojrzeli po sobie, nie do końca wiedząc, czy powinni coś powiedzieć, cichy śmiech Davosa nadawał wydarzeniu groteskowego charakteru.
- Sari - Greteer wezwał swoją towarzyszkę nie spuszczając wzroku z Grimma. - Ona będzie twoim kontaktem, będzie też dbała by przez następne dni nic ci się nie stało.
Davos otrząsnął się niczym pies po wyjściu z wody, po czym przytaknął wyrażając swoją aprobatę.
Kobieta, skryta do tej pory pod kapturem spiskowca miała spojrzenie drapieżnika gotowego w każdej chwili zaatakować. Bez wątpienia życie awanturniczki, wyrobiło w niej instynkty, które zmuszały do darzenia jej odpowiednim respektem gdy tylko napotkało się jej wzrok. Uwolnione spod ciężkiego materiału krucze włosy opadły na ramiona kaskadowymi lokami, wąskie białe pasmo kręcące się pomiędzy nimi przykuło uwagę wieszcza na zbyt długa chwilę. Dziewczyna skrzywiła się i bez słowa zrobiła krok wstecz ponownie narzucając kaptur.
- Wyśpij się i bądź spokojny, wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Davos skłonił się dużo głębiej niż było to konieczne nadając pożegnaniu przesadnie oficjalny charakter. Że wszystko pójdzie zgodnie z planem wiedział, a przynajmniej ufał temu co miała przynieść przyszłość.

Rynek

Kolejne sekundy miały w odgłosach zadowolonej tłuszczy, a każda kolejna podczas której ogień zbliżał się do stóp Grimma potwierdzała, że przepowiadanie przeszłości, to bardziej sztuka dopatrywania się w niej tego co wieszczący chciałby się dopatrzeć a nie studiowanie twardych danych. Wysoki stos ustawiony był tak, by widowisko było doskonale widoczne z każdego miejsca placu, co znaczyło, że skazaniec znajdował się mniej więcej na wysokości głów zgromadzonych ludzi, wszystko poniżej było ogromną ilością drewna, która miała zamienić całe jego ciało w popiół nie pozostawiając nawet skrawka plugawej części czarownika.

Grimm kaszlnął zaczynając krztusić się dymem, który spowijał go już tak gęsto, że nie było strony, w którą mógłby odwrócić głowę, by zaczerpnąć powietrza. Sytuacja na rynku nie miała nic wspólnego, z tą którą przepowiedział i pomimo iż z dołu uderzały w niego fale gorąca na czole jedna po drugiej pojawiały się krople zimnego potu. Pierwsze języki ognia musnęły jego nogawice z taką intensywnością, że przygotowany na ból
mężczyzna rozwarł szeroko usta nie mogąc wydać uwięzionego w gardle dźwięku. Szare obłoki świerkowego dymu bez litości wdarły się w rozwarte usta i gdy Davos rozpaczliwie próbował łapać powietrze w jednym mrugnięciu oka wypełniając płuca. Ogień strawił już znaczną część wątłego podestu przytrzymującego go na wysokości jednocześnie obejmując otaczające go wiązki chrustu. W tej samej chwili w której osłabiony podest ustąpił pod ciężarem mężczyzny, płomienie dookoła stosu buchnęły w górę skrywając na jedno uderzenie serca postać mężczyzn. Grimm poczuł jak cały jego ciężar opiera się na krępujących go łańcuchach, a gorąc bijący z jego rozgrzanych ogniw pali nieosłoniętą skórę.

Tłum zakrzyknął głośniej gdy oczyszczające potępieńca płomienie strzeliły do góry. Rajcy siedzący wygodnie w swojej loży uśmiechnęli się do siebie, gratulując sobie planu. Wtedy się zaczęło...

Czarna Perła

By nie wzbudzać podejrzeń Sari odczekała chwilę po tym jak żołdacy wyprowadzili Davosa oraz elfa. Wstała, rzuciła na stół kilka monet po czym szybkim krokiem ruszyła na spotkanie swoich kamratów.

Konusa znalazła dokładnie tam skąd miał ubezpieczać wydarzenia w karczmie, przykucniętego z naładowanymi kuszami, skrytego za kupieckim wozem.
- Zabrali go - rzuciła krótko.
- Widziałem.
- Myślisz, że się uda?
- Myślę, że wykończą go na torturach i o żadnym stosie nie będzie mowy.
Sari zamyśliła się przez chwilę pomagając swojemu towarzyszowi zapakować kusze.
- Czemu Greteer nalegał właśnie na niego?
- Bo nie chciał poświęcać nikogo z naszych?
- Nie sądzę - dziewczyna spojrzała w stronę w którą przed paroma chwilami zbrojni odeskortowali tego cudacznego mężczyznę. - Oni się chyba znają, Greteer wie o tym dziwaku coś więcej.
- Gówno mnie to obchodzi. Nie lubię dziwolągów i tyle. Nie ufam im.
- Może masz rację.
Upewnili się, że cały ich ekwipunek jest dokładnie otulony w plecakach i spokojnym krokiem ruszyli w stronę Zaułka - kwadratu ulic w podłej dzielnicy miasta, który był ich domem.
- Olejnik zdąży na czas? - zapytała kobieta przechodząc już myślami do kolejnej części planu.
- Już jest. Dziesięć słoi czeka zabezpieczonych w piwniczce.
- Nic im się nie stanie od wilgoci?
- Chuj z tym, stos będzie tak gorący, że wyschną nawet gdybyśmy wrzucili je teraz do wody.

Rynek

Ukryte u podstawy stosu słoje okazały się jednak bardziej zawilgotniałe niż przewidzieli to spiskowcy i nim żar stopił osłaniający wyloty wosk upłynęło więcej czasu niż znajdujący się półtora metra nad nimi Davos zakładał wytrzymać. Ogień jest jednak konsekwentny, a ilość opału zgromadzonego tego dnia na rynku zgodnie ze słowami Konusa musiała koniec końców wystarczyć.
Tego co wydarzyło się tego dnia na rynku miasto miało nie zapomnieć przez wiele lat. Ilość śmierci i towarzyszącej jej fali nieszczęść przekroczyła nawet oczekiwania samych spiskowców. Siedem języków ognia strzelało jeden po drugim rozchodząc się promieniście od podstawy stosu i oblewając płomieniami tłoczącą się gawiedź. Krzyk zebranych przerodził się w jednej chwili z wiwatu w paniczną rozpacz. Stłoczeni na rynku mieszczanie dociskani do usytuowanego w samym środku miejsca kaźni przez stojących z tyłu nie mieli szans na ucieczkę nawet widząc jak płomienie ogarniały stojących tuż obok. Jeden po drugim dzbany wyrzucały z siebie strugi ognia żywcem podpalając kolejnych niczemu winnych ludzi.

Osłabiony kolejnymi podmuchami stos osunął się odsłaniając pozbawionego już przytomności skazańca. Chrust opadł aż do metalowej podstawy pala rozrzucając wiązki chrustu w stronę pierwszych szeregów ludzi pokrytych już krwią i łzami...


Greteer przyglądał się wydarzeniem na placu skryty za wykuszem jednej z okalających plac kamienic. Nie wszystko szło zgodnie z planem. Początkowa zwłoka powodowała iż obawiał się pełnego fiasku, gdy jednak dzbany zaczęły strzelać a języki ognia upewniały go, że zostały umocowane dokładnie tak jak powinny liczył już tylko zniszczenia czekając na te najważniejsze.

Zaklął widząc rozpadający się stos po zaledwie siedmiu wystrzałach, trzy najważniejsze nie zdążyły wystrzelić i rajcy, w których były wycelowane dwa z nich w eskorcie straży miejskiej opuszczali już swoją lożę. Zamach spowodował mnóstwo śmierci, lecz najbardziej upragnieni prześladowcy uchodzili z życiem.
Sari położyła dłoń na ramieniu przywódcy - Pora na nas, za chwilę zjawi się tu więcej straży.
Odtrącił jej rękę wciąż wpatrzony w dogasające resztki stosu z nadzieją, że jednak żaru wystarczy i ostatnie słoje zdołają jeszcze zadziałać. Nic takiego nie miało jednak miejsca.

- Jak zamierzasz go teraz wyciągnąć? - Konus musiał niemal zmuszać się by zapytać przywódcy o los Grimma.
- Nie zamierzam.
- Ale nie taka była umowa.
- Tyś ją zawierał?! - krzyknął mu z odległości kilkunastu centymetrów w twarz Greteer - Więc się nie wpierdalaj! Wiedział na co się pisze, nie udało się, nie zabiliśmy wszystkich, za dużo straży tam jest byśmy mogli go zdjąć.
Żadne z nich nie widziało jeszcze swojego szefa w takiej złości, nie zmierzali się z nim spierać, szczególnie, że skazaniec nie był im nie bratem ni swatem. Konus poczuł nawet ulgę pozbywając się ze swojego życia dziwoląga. Tylko Sari nie mogła zrozumieć czemu odwracają się od człowieka, który chciał pomóc ich sprawie. Greteer zaś modlił się w duchu, by straż lub Inkwizycja zabili go nie zadając pytań, nie bał się, że Davos cokolwiek może zdradzić, bał się, że jeśli przeżyje może się dowiedzieć, że jeden ze słoi, które nie wystrzeliły był skierowany pionowo do góry...
 
Akwus jest offline