Moperiol po jako takim wylizaniu się z ran, zajął się głównie pomocą w lazarecie. Chciał zdobyć wiedze na temat leczenia, jak zadbać o rannych, jak udzielić pierwszej pomocy. Spędzał w związku z tym więcej czasu z nową członkinią ich drużyny. Wiedza ważna i przydatna jeśli miał wieść życie jako najemnik von Antary. Dla relaksu wybył też raz na polowanie z Mierzwą. W końcu znowu trzymał łuk, w końcu znowu spędzał czas w dziczy. Brakowało mu już tego…
U Antary uzupełnił zapas strzał, zlecił naprawę opancerzenia, a także kupił miksturę leczenia. Ostatnio był blisko śmierci, teraz musiał lepiej zadbać o siebie, jeśli miał jeszcze jakiś czas pożyć.
***
W trakcie podróży, tak jak i w szpitalu. Dużo czasu spędzał przy elfce. Raz, dawno nie miał kontaktu z przedstawicielem swojej rasy, a szczególnie tak urodziwym. Dwa mógł u niej pobierać nauki leczenia, choć w sumie to był tylko raczej pretekst do spędzania czasu z nią.
W końcu dogonili Kristiana i ludzi von Antary. Tyle że… - Spójrzcie! Tam w lesie! – krzyknęła Taliana - Jeźdźcy. -dodał Moperiol - Czterech konnych i sześciu pieszych. Oni... –
Teraz wszystko zaczęło dziać się szybko, bardzo szybko. Strzały z pistoletów…łowca…łowca?…Towarzysze ruszyli chronić ludzi z wozu. Elf się chwilę zawahał, jednak zaraz jego łuk było także gotowy do użycia. Ruszył w kierunku wozów. On też miał zamiar ‘przykleić się do jednego z nich. I zza takiej osłony szyć strzałami. Miał zamiar celować w najbliższego jeźdźca. Idealnie byłoby zestrzelić go, tak by spadł z konia, a później ‘przejąć’ jego wierzchowca, w razie gdyby trzeba było ruszyć w pościg. Miał w związku z tym nadzieję, że kompani nie wybijają wszystkich zwierząt. |