Carla obudziło łomotanie. Po chwili dało się je określić jako niewyobrażalny ból głowy spowodowany wczorajszym świętowaniem w karczmie nowej drogi życia. Mimo iż Gretch nie miał przyjaciół, znalazło się zadziwiająco dużo osób chętnych wypić z nim gorzałę za zdrowie księcia. Księcia… Wezwanie! Zamglony i obolały umysł zdołał przypomnieć mu o konieczności stawienia się dziś w garnizonie, powinien jeszcze zdążyć. Wstał, z trudem umył się w beczce i powstrzymując odruch wymiotny spojrzał na swoje odbicie w tafli wody. Od dziś nie piję…
Znajomy komendant przywitał go i pouczył. Ostrzegał go przed jego przyszłymi podopiecznymi, jakoby dzikusami i skazańcami. Gdybyś wiedział, że kiedyś byłem do nich tak podobny…- pomyślał Carl dalej uśmiechając się do żołnierza. Na młot Sigmara, jak go bolała głowa.
Gdy wyszedł na plac zobaczył ustawione oddziały i paru dowódców. Poprzedniego dnia zastanawiał się na wpół pijany jakim powinien być dowódcą, surowym, pobłażliwym czy może takim, który zastępuję matkę i ojca.
- Jedenasty oddział III regimentu Salkalten, wystąp!- krzyknął. Najbliższy niego oddział postąpił parę kroków. Nie tacy najgorsi, stoją prosto i w równych rzędach. Postanowił ich jednak trochę musztrować, żeby i on i oni wczuli się w swoje role. W tym samym czasie dziesiąty oddział również wykonywał polecenia dowódcy. Może mu się wydawało ale jego ludzie obrzucili tamtych wyzywającymi spojrzeniami.
- Spocznij! Baczność! W dwuszereguuu zbiórka przede mną!- O dziwo „chłopcy”, jak zaczął ich nazywać w myślach, wykonywali sprawnie polecenia. Ponownie zaczął się zastanawiać; surowy czy pobłażliwy. Matka czy ojciec?
-Żołnierze! Wiem, że większość z was jest tu nie z wyboru! Wiem, że inni chcą zarobić. A ja jestem po to, abyśmy wszyscy przeżyli i być może razem cieszyli się żołdem! Od dziś jestem waszym dowódcą, to znaczy że decyduję który z was śpi i kiedy śpi, od tego momentu nie macie prawa się wysrać w krzakach bez powiadomienia mnie o tym oraz otrzymaniu mojego pozwolenia. Walczcie jak na żołnierzy Imperium przystało a gwarantuję wam, że wyjdziemy z tego żywi i bogatsi o parę koron. Mam być z was dumny! Czy to jasne?
Nie usłyszał oczekiwanej wrzawy, więc krzyknął głośniej: Czy to jasne?!- Teraz odzew jego ludzi był dużo żywszy niż poprzednio.
-Przed nami trzy dni ciężkiego marszu. Z góry ostrzegam, że jeśli ktoś będzie zostawał w tyle potraktuję to jako dezercję i tak jak dezercję ukarzę. Macie dziesięć minut na zebranie prowiantu, potem zarządzam wymarsz.
Oddział, rozejść się!
Wyruszyli z resztą oddziałów. Droga jak do tej pory nie sprawiała im kłopotów a sami żołnierze nie wyglądali jakby mieli uciekać kiedy tylko odwróci głowę. Carl szedł na czele kolumny wzywając każdego po kolei do siebie by zamienić z nim parę słów i poznać ich imiona. Gdy zaczęło się ściemniać wszystkie kolumny się zatrzymały.
-Hans, Alex, do mnie! Rozbijamy obozowisko. Wy dwaj pełnicie pierwszą wartę, zamieniacie się z Ottem i Walem. O wszystkim niepokojącym informujecie bezpośrednio mnie, jasne?
Następnie poszedł spotkać się z resztą dowódców z którymi jakoś nie poznał się w drodze.
Noc zapowiadała się na spokojną. |