Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2012, 06:08   #5
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Cytat:
Mam też - zwłaszcza po tym co napisałeś - wrażenie, że mój odbiór artykułu byłby zupełnie inny gdyby tytuł brzmiał: "O prowadzeniu grywalnych scenariuszy słów kilka". Ponieważ właśnie na prowadzeniu się koncentrujesz - nie: na pisaniu.
Projektowanie scenariusza musi być w kontekście prowadzenia grywalnego, bo do tego kurka wodna ten scenariusz powinien być. Nie można zaprojektować samochodu wiedząc tylko jak się go prowadzi. Może można nawet nie umieć? Nie wiem. Trzeba znać przede wszystkim wszystko to, co na te prowadzenie wpływa. Zdecydowanie można prowadzić samochód nie wiedząc nic o jego projektowaniu. RPG to gra fabularna. Gra fabułą. Grywalność jest najważniejsza. Scenariusz to jeszcze nie jest jeszcze ani gra, ani cała fabuła. To są podwaliny. Fabuła rodzi się w graniu. Gra jest wynikiem, przyczyną i kontynuacją fabuły. Jeśli fabuła jest rzeźbą, to rzeźbiarzem jest MG i Gracze. Gra to proces twórczy rzeźbienia a scenariusz to materiał. Ja to tak widzę.

To może napiszę wprost to co wydawało mi się jasną oczywistością. Pisząc scenariusz trzeba rozumieć jak się prowadzi grę i co na nią wpływa. Celowo napisałem pokazując istotne rzeczy z gry, bez których zrozumienia, scenariusz nie będzie za bardzo grywalny. Rozpisujac przygodę nie tylko trzeba patrzeć na nią z perspektywy Gracza i Mistrza Gry. Trzeba też stanąć obok nich i spojrzeć na temat szerzej. Majster na budowie nie musi być architektem. Projekt zrealizuje. Piszący scenariusz to nie tylko MG, to już nieco więcej, a raczej inaczej... To nawet nie projektant, ani designer, ani architekt. To tylko, a może aż ogrodnik, rolnik siejący osadzone w czasie i przestrzeni wydarzenia, miejsca i postacie. Siewca przygody. Wiadomo, że w praktyce po prostu MG pisze scenariusz na własne potrzeby, a czasem i Gracz, który postanawia zacząć prowadzić, a jeszcze doświadczenia w tym nie ma. O tym, że przez Indie trzeba już być nie jeden raz MG już jako Gracz pisał nie będę. Piszemy o klasyce. Nie koncentruję się tylko na pisaniu o prowadzeniu, lecz na pokazaniu, że w kontekście prowadzenia choćby wymoszczony i dopieszczony misternie scenariusz może być sztuką teatralną a nie skryptem przygody. Aby była grywalna, trzeba napisać ją pod kątem prowadzenia i dlatego tak dużo przykładów. A, że i w kilku miejscach odpłynąłem w dygresje to swoją drogą. Wydawało mi się, że taka forma jest łopatologią dla myślących a pewnych rzeczy nie trzeba wałkować a raczej walić prosto między oczy. Ale, jak się okazuje trzeba jeszcze umieć trafić

Cytat:
Pisanie scenariusza kończy się w chwili postawienia ostatniej kropki. W chwili kiedy uznamy go za zakończony i kompletny. Potem jest już tylko jego prowadzenie, przygotowanie do sesji, i masa innych rzeczy… RPG to zespół kilkunastu procesów. Pisanie scenariusza jest jednym z nich – jednak ma swój początek i koniec.
No. Powinien mieć pierwszą i ostatnią stronę. W środku też coś napisane być powinno. Koniec i kropka.
W scenariuszu musi być przewidziane miejsce na opowiedzenie opowieści przez Mistrza i Graczy. Wspólnie. Podczas gry. A nie tylko snucie historii przez piszącego scenariusz o hermetycznie kompletnym obrazie. W zamkniętym szczelnie turnee po punktach i podpuntach szlaku MG, który został wytyczony podczas pisania scenariusza. Gdzie nie ma miejsca na kontrolowany chaos i twórczą wolność graczy. Jak nie będzie procesem, czyli produktem interakcji obu stron, to zazwyczaj kończy się liniowo albo kompletną improwizacją. Zdaje sobie sprawę, że przeplatają się tu gra z projektowaniem scenariusza. I że czytając może wyglądać, że chodzi mi o kurs mistrzowania. Nie znam jego recepty, ani za dojrzałego strasznie się nie uważam. Wydaje mi się jednak, że to o czym piszę ma sens i już powinno być brane pod uwagę na samym początku. Zanim rozpocznie się ta gra. Improwizować najbardziej to powinni gracze, bo to oni zostają postawieni w ekstremalnych sytuacjach, na które często nie są przygotowani. Są zaskakiwani, przez MG, który stara się zainteresować nieprzewidywalnością. Pisząc jednak scenariusz, sam autor musi założyć,że go gracze zaskoczą i spodziewać się niespodzianek. Do tego można się przygotować i nie jest to strasznie trudne. Nie jest też łatwe, ale po co jeszcze sobie utrudniać? Już w założeniach ograniczać sobie pole manewru? Bo jak skończy się pisać scenariusz i postawi wszędzie kropkę nie przewidując nieprzewidywalnego, to takiego MG gracze znajdują zazwyczaj z obciągniętymi do kolan spodniami. Nie twierdzę, że muszą Gracze taką wpadkę zawsze odkryć, chyba nawet dzieje się to bardzo rzadko, ale po co się pocić, denerwować i zaczynać potworzyć? A zostaje się na tym złapanym dokładnie wtedy, gdy gracze zrobią coś, czego scenariusz zupełnie nie przewidział. Więc zamiast tworzyć zamkniętą wycieczkę po muzeum, lepiej jest spojrzeć na wszystko szerzej i bardziej elastycznie. Nie da się zaplanować tylko jednej drogi dla drużyny, żeby nie była szlakiem turystycznym. Nie da się też zaplanować każdego szlaku, który rozdziela się od głównego. To znaczy da się, ale to jest tak samo bez sensu. Błędne koło. Dlatego projektując scenariusz trzeba wyznaczyć cel a jego realizację zostawić graczom. Dać im narzędzia i materiał. I na tym materiale piszący skupić się musi. Tym jest właśnie projektowanie. Prosty i banalny przykład, który można przenosić przez analogię na inne płaszczyzny: nie jest mądrym planowaniem scenariusza przygotowanie ważnej rozmowy na zamku i do tego jednej tylko komnaty w której ma się odbyć. Wypada choćby pobieżnie ogarnąć cały zamek i co ważniejszych NPców. Zwykły szkic wystarczy z uprzednio ustalonymi stałymi. Że jak nagle gracz postanowi wywinąć podczas pobytu tam jakiś numer, to MG nie musi na poczekaniu wymyślać od zera otoczenia. Podświadomie sugerować się albo chęcią ułatwienia albo utrudnienia dla gracza - bo nie daj Boże odejdzie jeszcze dalej od mojej linii scenariusza. Tak więc pisząc, że nie powinien być to proces zamknięty chodziło mi o to, że nie może być ograniczony tylko do jedynie słusznej ścieżki zdrowia którą wytycza barierami i drogowskazami schematu skryptu. On ma być przestrzenią, w której jest miejsce na lot, płynięcie, jazdę, bieg, chód, czołganie się i kicanie wszystkimi drogami i sposobami, a nie tylko jednokierunkową autostradą dla pojazdów zmechanizowanych. Wiadomo, że nie każdy wybór jest zły. A czasem trzeci gorszy od grugiego.
O ile początek scenariusza możesz znać, to koniec można tylko przewidywać. Dokąd zaprowadzi droga i w którym miejscu i kiedy zostanie postawiona ostatnia kropka, to zależy do graczy. A od mistrza to zależy, kiedy zaczyna projektować grę. Jak będzie o tym pamiętał to napisze scenariusz taki, który to graczom umożliwi. Tak więc to miałem na myśli, aby nie stawiać „kropki nad i lub końcu”. Aby to gra ją postawiła, tam gdzie po prostu wypadnie. Ja wiem, że chaotycznie piszę i skrótami myślowymi, zazwyczaj w pośpiechu, ale to chyba nie było takie trudne... Zwłaszcza, że napisane w odpowiedzi po przedstawieniu punktu widzenia w dosyć obszernym tekście posta pierwszego. A jak widać było.

Przeczytałem uważnie co napisałeś o konflikcie w drużynie. I do której mojej wypowiedzi, której cytować nie chciałeś, jest to napisane jako Twój, różny od mego, punkt widzenia? nie napisałem o wielu rzeczach i dobrze, że ci się chciało nie dość, że to zauważyć to jeszcze samemu napisać.

Twoja belferka miała rację. A ja chyba faktycznie, i niestety, nie umiem korzystać z prostoty prozy. Chyba zamiast brać się za pisanie o pisaniu scenariuszy, powinienem poczytać o pisaniu w ogóle Na dodatek kiedy chcę napisać dwa słowa, wychodzi dwadzieścia i potem mam nie powiem w co dużo korekty literówek i ortów. Stylu już nie ruszę. Patrzę na zegarek i znowu mi zeszła godzina A z oszczędnością formy w zabawie z „poezją” to problemu faktycznie, aż takiego raczej nie mam, choć zdarza się i tam tekst przegadać...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem