Wątek: Byle Do Przodu!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2012, 00:32   #352
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Zawsze wszystko się kiedyś kończy, lub na nowo zaczyna. Tak było i w tej chwili. Dirith dostrzegł szanse łatwego zyskania siły, lub chociaż pewnego zabezpieczenia na wypadek losowej porażki i z niej skorzystał. Czy to źle? Do tej pory zawsze o wszystko zawzięcie walczył i z satysfakcją zbierał potem łupy zdobyte w tej walce.. jednak teraz wydawało się że poszedł po prostu na łatwiznę. Tak jednak nie było. Dirith po prostu postanowił zobaczyć co się stanie jeśli wpisze 1. Troche z ciekawości, trochę dlatego, żeby nie zginąć kiedy prędzej czy później trafi w końcu na kogoś kto go zabije. A w jego zawodzie mogłoby to się stać za 5 minut, dzień, dwa, miesiąc czy też kilka lat. Tak czy inaczej by to nastąpiło, więc czemu nie zaopatrzyć się w odpowiednią polisę ubezpieczeniową?
Co prawda przez jego wybór stał się bardziej podatny na magię bieli i prawdopodobnie jeszcze jakieś ograniczenia... jednak bezkres możliwości jakie właśnie się przed nim otwierały stał się dosłownie przygniatający i nie do ogarnięcia w pierwszej chwili. Dlatego mroczny elf, a właściwie już demon tylko wyglądający jak drow, stał wpatrując się w mgły i starał się pojąć to co właśnie czuł, widział i słyszał. Dopiero dźwięk głosu Veriona go oprzytomniał. Starał się obrócić w jego kierunku. Zaraz potem spanikował nieco i spróbował złapać się za rękę po czym spojrzał na nie. Jako drow potrafił poruszać się zręcznie i często obserwatorom mogło wydawać się, że porusza się zupełnie nic nie ważąc oraz ruchem pełnym gracji, tak samo jak każdy inny elf. Dirith w tej chwili dokładnie tak się czuł. Czuł się dziwnie lekki oraz każdy, nawet najgwałtowniejszy jego ruch nie sprawiał żadnego nawet najmniejszego oporu. Było pewne, że przez jakiś czas będzie musiał się do tego przyzwyczaić.
Słysząc ostrzeżenie odnośnie hierarchii tylko uśmiechnął się lekko. Dirith został stworzony jako chimera. Prosta maszynka do siekania byle mocniej i agresywniej kiedy jego pan sobie tego życzył. Dodatkowo nie był jedyną taką maszynką. Jako że Riktel nadal ciągle eksperymentował, często organizował walki między swoimi tworami. Dodatkowo jedyne zasady jakie uczył przestrzegać swoje chimery były bardzo proste:
1. Każda z chimer miała być mu posłuszna. Nawet jeśli wydał rozkaz popełnienia samobójstwa, rozkaz miał być wykonany. Dotyczyło to także ochrony Riktela, który srogo karał wszelkie próby niesubordynacji lub chociażby zbyt agresywne słowa wymierzone w jego kierunku
2. Ani kroku w tył. Żaden rodzaj tchórzostwa nie był tolerowany w najmniejszym stopniu. Dotyczyło to zarówno unikania konfliktów, jak i przesunięcia stopy choćby o centymetr do tyłu podczas walki.
Do tego kilka kopniaków tu i tam.. po czym mógł obserwować jak jego twory walczyły do upadłego. Trzeba było potem co prawda zabrać sie do poskładania walczących, jednak i na to miał sposób. Wystarczyło kilka odpowiednich eliksirów, czy efektywnych zaklęć i nawet nie musiał dużo odrywać się od swoich badań. Na przegranych często nie marnował nawet czasu albo pozwalając im zdechnąć albo samemu dobijając. W ten sposób dodatkowo wiedział które z jego tworów są silniejsze. Bardzo mu to odpowiadało, gdyż dzięki temu miał niewiele słabych okazów pod swoimi rozkazami, których siła była raczej wyrównana. Dirith był jednym z takich okazów. Po latach mało przyjemnych eksperymentów stał się bardzo agresywny. Na tyle, że w połączeniu z genami tygrysa potrafił zatracić się zupełnie w walce nie zważając na otrzymywane rany. Był do tego na tyle szybki i silny, że Riktel bardzo rzadko musiał go leczyć, dlatego bardzo szybko awansował w hierarchii. Po pewnym czasie zwrócił się nawet przeciwko swojemu twórcy. I to dwukrotnie.
- A co ty wiesz o hierarchii? - zaśmiał się odpowiadając w powietrze, gdyż Verion zdążył już teleportować sie do reszty uczestników Był jednak pewien, że zostanie przez niego usłyszany. - Może jakbyś był jedną z chimer Riktela, to coś być o niej wiedział. - stwierdził ironicznie dobrze znając zasady działania takiej piramidki siły. Sam jednak nie zamierzał tym razem zbyt mocno w nią ingerować. Ot po prostu zamierzał nie mieszać się w sprawy innych demonów, samemu zajmując się własnymi. Jakie były to sprawy? To wiedział tylko on.
- A co do klatki... to powodzenia. - rzucił uśmiechając się tym razem zadziornie nie zamierzając pełnić w niej żadnych dyżurów. Następnie odwrócił się i zaczął iść po planie mgieł. Zaraz potem teleportował się z niego na plan materialny.
Pojawił się znów niedaleko wierzy w której magowie kończyli właśnie odpędzać klątwę. Wyczuł to dość dobrze, gdyż po prostu wyczuwał jej obecność. Przez chwilę zastanowił się nad tym ciekawym uczuciem, potem jednak ruszył zamierzając chwilę odczekać. Dosłyszał przy okazji fragment rozmowy między nimi.
- Co ty do diaska robiłeś, że zostałeś zaatakowany przez tak parszywe paskudztwa? To jeden z twoich tworów? - powiedział mag który odwiedzał właściciela wierzy.
- Nie, to na pewno nie jeden z moich, ani nie sądzę żeby to było jako związane z moją pracą. - stwierdził wyraźnie zrzucając winę na kolegę.
- Że niby jak miałem z tym coś do czynienia? Pfff... Mam lepsze rzeczy do roboty, niż zadawanie się z jakimiś drowami. -
- Jakimi znowu drowami?
- To nie wiedziałeś? Podczas ataku przez okno wskoczył jakiś drow i chciał mnie zaatakować.
- Jak przez okno? Przecież jesteśmy na piątym piętrze, więc jak mógł przez okno wskoczyć tutaj drow? Oni przecież skrzydeł nie mają. - oburzył się właściciel. - Czyżbyś znowu nie mógł wytrzymać do końca i musiałeś zacząć palić te zioła jeszcze przed końcem roboty?
- Że co? Że niby paliłem coś dzisiaj? Za kogo ty mnie masz? Mówiłem ci przecież, że tamten różowy słoń którego widziałem u mnie podczas eksperymentów był efektem oparów unoszących się podczas ważenia tej mikstury a nie palenia ziół...
- Ta na pewno.. tylko ja jakiś omamów od nich nie miałem..
W tym momencie Dirith postanowił się pojawić z powrotem w pracowni. Magowie byli wyraźnie zdziwieni pojawieniem się drowa. A przynajmniej jeden był zdziwiony, gdyż drugi nawet był z tego zadowolony.
- Ha! Wiedziałem! Mówiłem, że właśnie widziałem tego drowa! - wykrzyczał wskazując na Diritha.
- Wybaczcie to nagłe zniknięcie, miałem coś do załatwienia. - stwierdził mroczny elf. Choć w zasadzie to już demon, tylko wyglądający dokładnie tak samo jak w swoim materialnym wcieleniu przed przejściem na wyższy plan egzystencji. - Na czym to stanęliśmy? Ah tak, już sobie przypomniałem. - zamyślił się na chwilę, po czym zaczął przemieniać się w tygrysołaka. Tym razem przemiana była dość szybka, jednak kości nie trzeszczały już tak bardzo. Zbroja jednak nadal była wchłonięta przez wyrastające futro oraz nabierające masy ciało. Znowu jak poprzednio dłonie zmieniły nieco wygląd a z palców wyrosły pazury, głowa stała się tygrysim łbem oraz nogi przyjęły formę tylnych tygrysich łap.
- Niesamowite! - wykrzyczał zdumiony mag.
- To demon! - wrzasnął drugi wystawiając rękę i układając palce w jakimś magicznym geście rozpoczynając jednocześnie jakąś inkantację. Dirith czuł "w kościach", że nie będzie to przyjemne zaklęcie więc trzeba było je powstrzymać. Przeteleportował się obok atakującego maga. Bardzo szybko z Tysiąca Ostrzy uformował miecz, którym po prostu odciął człowiekowi wyciągniętą dłoń. Ten wrzasnął z bólu.
Dopiero ten krzyk wytrącił ze zdumienia właściciela wierzy. Przestraszony zaczął rzucać na siebie jakąś osłonę. Demon w tym czasie uderzył ranionego czarodzieja w mostek łamiąc przy tym żebra. Nieco zaskoczony z jaką łatwością mu to poszło, postanowił na drugi raz uważać. Nie chciał tym razem zabić swoich celów, tylko pojmać żywcem w celu późniejszego przesłuchania. Dlatego następny cios wymierzony w skroń nie był już tak silny, jednak nadal pozbawił cel przytomności.
Zatem do rozprawienia pozostał jeszcze tylko jeden, który właśnie w niego celował mamrocząc kolejne zaklęcie. Dirith nie był jednak amatorem i dobrze wiedział aby pozostawać w ruchu. Dlatego teleportował się z jednego kąta pomieszczenia w drugi nie pozwalając magowi na namierzenie celu. Zaczął także atakować teleportując się do jego boku lub za plecy i uderzając ostrzem o tarczę. Nie trwało to jednak długo, zanim owa osłona została przełamana pozostawiając jej twórcę bezradnego na cios pięścią mający go ogłuszyć. Tak też się stało i teraz obaj ludzie leżeli nieprzytomni na ziemi.
Demon zmienił się z powrotem w drowa i spojrzał na pokonanych przeciwników bluźniąc pod nosem.
- Damn, that was just too easy..
Następnie związał ich i wziął się za przeszukiwanie przejętej właśnie wierzy w oczekiwaniu aż któryś z magów się obudzi aby odpowiedzieć mu na kilka zadanym grzeczniej lub mniej pytań. Nie trwało to długo zanim znalazł odpowiednie mutageny, tak jak przypuszczał. Co prawda teraz nie były mu już w zasadzie potrzebne, ale skoro już i tak był w wierzy i pobił dwóch magów, więc czemu by ich miał nie wziąć? Wziął je więc je do ręki i postanowił teleportować się do swojej kryjówki, gdzie trzymał mogące mu się przydać rzeczy. Była ona w dość odludnym miejscu, więc nie zaglądał tam częsta. Teraz z racji nowych umiejętności miał okazję do niej zajrzeć i wrócić zanim jego ofiary się obudzą.
Zniknął więc z wierzy... a kiedy to się stało trzymane w ręku fiolki po prostu upadły na ziemię i potłukły się. W tej chwili gdzieś na odludziu dało się usłyszeć wściekły krzyk i solidną wiązankę drowich bluzgów, po których można było wnioskować iż przesłuchanie czarodziejów nie będzie przebiegało zbyt łagodnie.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who

Ostatnio edytowane przez eTo : 24-04-2012 o 15:26.
eTo jest offline