Detlef bez komentarzy przysłuchiwał się wypowiedzi Niklasa Kecha. Bo i co tu było komentować. Misja cudem jakimś zakończyła sie powodzeniem, bo i skrzynię przywieźli, i elektorka przeżyła. Słuchy co prawda chodziły, że jej stan jest kiepski, że długo będzie się leczyć, jeśli w ogóle do poprzedniego stanu zdrowia powróci, ale i tak lepsze to było, niżby miała z Heisenburgu w trumnie wrócić. A na dodatek, co było w sumie niezłą niespodzianką, pozbyli się Melissandry, kultystki Khorna.
Same sukcesy.
Kolejna misja zapowiadała się równie ciekawie, jak poprzednia. Czyli była w stylu, który średnio Detlefowi odpowiadał. Jakoś nie czuł powołania do knucia czy gmerania w cudzych sekretach. Pewnie dlatego nie miałby żadnych szans na dworze któregoś z panujacych, bo tam tego właśnie typu działania stały u podstaw wspinania się po stromej i trudnej drabinie kariery.
Ale, prawdę mówiąc, i tak nie miał nic ciekawego do roboty. A może, jakims trafem, wpadnie na jakiś dobry pomysł i pomoże rozwiązać zagadkę. Oferowana nagroda też była zachęcajaca, chociaż... im więcej osób do podziału, tym mniej zysków przypada na głowę. Jednak czy pieniądze były najważniejsze? Z pewnością nie dla niego. Poza tym wzrastała ich siła bojowa, co w walce z przedstawicielami sił Chaosu mogło byc przydatne.
- Detlef von Halbach - przedstawił się, gdy jeden z 'nowych' przestał w końcu mówić. - Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie udana.
Nadzieję może i miał, ale wiary w to, co powiedział, dużo mniej. Brat Otto wyglądał na nadętego dupka, na dodatek z klapkami na oczach. Nie mógł im los zesłać akolitki Shallyi? Albo chociaż akolity tej bogini? Ale wybierać sobie kompanów w takiej sytuacji nie można było. Można było jedynie liczyć na to, że w praktyce braciszek okaże się bardziej strawny.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 27-04-2012 o 12:32.
|