Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2012, 22:24   #8
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Kurwa Franc, kapitan nie żyje! Rozerwało go na strzępy! Zostaliśmy tylko my! Są wszędzie, rozumiesz! Co, my teraz zrobimy, Franc?! Ja... Ja nie chce umierać! Franc, rozerwało go na strzępy, rozumiesz!
...
- Franc? Nie przeżyjemy, prawda? Co my teraz zrobimy... Franc? Gdzie idziesz? Zwariowałeś? Co, Ty robisz? Franc, co chcesz zrobić?! -

- A zabije ich wszystkich. -

*****



- Franc Maurer -

Przedstawił się krótko, podchodząc do wspólnego stołu. Głos miał zmęczony, jak ktoś, kto po raz kolejny musi powtarzać rzeczy oczywiste, bez żadnej nadziej, że jego słuchacze tym razem je zrozumieją. Wyskoki i dobrze zbudowany, choć nie tak jak przybysz z Arabii, trzymał się sztywno, na wojskową modłę. Na sobie miał mundur choć był tak znoszony, brudny i zniszczony, że nie sposób było rozpoznać jaki. Na twarzy kilkudniowy zarost, niedbale przycięte, czarne włosy i zaczerwienione oczy, dopełniały obrazu całości.
Przy pasie zwisł przypięty jednoręczny młot. Po drugiej stronie zatknięty sztylet. Mundur narzucony był na skórzany pancerz. Przez ramie przewieszona okrągła tarcza. Na tym wszystkim górował miecz. Wielki, dwuręczny oręż, prawie tak długi jak włócznia przybysza z Arabii, obok której opierał się o ścianę. Franc lubił nosić to ostrze oparte na ramieniu, tak, że widać je było z daleka. Odkrył, że oszczędza mu to wielu problemów w kontaktach międzyludzkich.

Nie to, żeby mu się w Nuln nie podobało. Wręcz przeciwnie. Po chwilowym wrażeniu zagubienia, szybko odnalazł dla siebie miejsce. Było nawet tu niedaleko. Obskurna mordownia, ale zawsze można było napić się tam mocnej, podłej gorzały, za srebrniki wygrane w kości. A gorzała było mu potrzebna jak powietrze. Bez niej coraz trudniej było mu zasnąć. Bez niej co raz trudniej było mu wstać...

- Ciekawa błyskotka... - mruknął obracając w dłoniach dziwną monetę. Krasnoludy chaosu... Cóż, nie miał jeszcze okazji takich mordować, ale przypuszczał, że nie rożni się to zbytnio od mordowania innych. No, może trzeba będzie się trochę do nich schylić. To niedobrze. Od schylania bolały go plecy.
Hmmm... Góry i krasnoludy. To najpewniej oznacza podziemia, albo inksze lochy. Znów niedobrze, mało miejsca do machania „Scyzorykiem”... Trzeba będzie dokupić parę rzeczy, przed wyjazdem. I gorzałę. Dużo gorzały, wszak nie wiadomo, co na miejscu się zastanie...

- Co do mnie, to zasadniczo zajmuje się tym samym, co szanowny braciszek. - przemówił do reszty, zupełnie jakby dopiero teraz sobie o nich przypomniał. Przy okazji schował za pazuch srebrną monetę. Może się jeszcze przydać.
- Też przeprowadzam egzekucje. Tyle, że darowuje sobie, te wszystkie poprzedzające ją formalności i od razu przechodzę do wykonanie wyroku... -
Franc uśmiechnął się do nich najszczerzej jak umiał. W rezultacie przez pijacką facjatę przeszedł trudny do zdefiniowania grymas.

- Idzie ktoś na wódkę? -
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 29-04-2012 o 00:29.
malahaj jest offline