Widząc zbliżającego się żebraka Diego zrobił szybki krok do przodu odgradzając sobą natręta od Katheriny. Popatrzył na biedaka z niesmakiem. Nie dość że był brudny, śmierdział, to jeszcze mówił jakoś śmiesznie, ta ich gwara nazywała się bodajże reikspiel, jeśli go pamięć nie myliła. Upłynęło trochę lat od kiedy w szkole uczono go geografii.
Tym niemniej Estalijczyk sięgnął do sakiewki i po chwili wydobył kilka miedziaków wysypując je na wyciągniętą dłoń żebraka. Uważając jednak by go nie dotknąć. - Masz i chwal imię Mirmidii. – stwierdził krótko. - Teraz powiedz jaka gospoda w mieście jest najlepsza. Gdzie można by się tu zatrzymać.
Wskazał wyciągniętą prawą dłonią na karczmę z żelazną kotwicą nad drzwiami. - A tam można przenocować ?
Spytał patrząc ponuro na innych żebraków i trzymając cały czas wymownie lewą rękę na głowicy rapiera. Nie miał najmniejszej ochoty na dalszą dobroczynność. |