Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2012, 13:14   #1
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
[WFRP 2 ed.] - Czas Bohaterów

Wosk z dopalającej się świecy jak i kilkudziesięciu jej poprzedniczek oblepiał niewielką kulistą podstawę tak dokładnie, że ktoś kto tego dnia odwiedziłby celę brata Tobiasza mógł nie zorientować się się, że warstwa miękkiej brudno pomarańczowej substancji powolnymi kroplami pokrywa kolejnymi warstwami ludzką czaszkę. Zakon do którego niegdyś należał Tobiasz zawdzięczał tym makabrycznym świecznikom swoją nazwę, lecz nawet wśród jego współbraci niewielu było takich, którzy używali do tego czaszek niemowląt. Zwyczajnie były one po prostu zbyt delikatne i nieostrożnie używane pękały a zgodnie z tym w co wierzyli Bracia Czaszek im dłużej świecznik służył swojemu mnichowi tym więcej widział dając tym samym swojemu właścicielowi możliwość pełniejszego postrzegania. Tobiasz pomimo młodego, jak na Patrzącego, wieku był jednak jednym z najzdolniejszych zakonników i niewielu mogło równać się z jego zdolnościami postrzegania, bez względu na to czy czaszka dawała mu dodatkową moc, czy też nie. Ten talent niegdyś będący jego największą zaletą aktualnie okazywał się przekleństwem...

Stary, zgarbiony mężczyzna siedzący na przeciw Tobiasza nie wyglądał groźnie, co po pierwsze potwierdzały nieliczne już kosmyki włosów, które pod warstwa brudu były już całkowicie siwe, po drugie drżące dłonie pokryte dziesiątkami ciemnych plam. Pomimo tego zarówno dłonie jak i stopy musiały na cienkiej okalającej kości skórze dźwigać stalowe stalowe bransolety kajdan złączone łańcuchami pozwalającymi jedynie na niewielki ruch. Mężczyzna pomimo swojego wieku, musiał być więc nadal niebezpieczny i mocodawca Tobiasza wolał nie ryzykować pozostawiania go sam na sam z zakonnikiem, bez należytych zabezpieczeń.

Mnich dłuższą chwilę przyglądał się mężczyźnie nie wiedząc od czego zacząć pytania. Przez wszystkie lata podczas których zafascynowany zasłyszaną w młodości historią o Szarych Psach starał się zbierać wszystko co tyczyło się historii formacji oraz poszczególnych jej członków, przez czwartą część roku od kiedy ogromnym kosztem wszedł w posiadanie listów komendanta oddziału i tym samym potwierdził krążące wokół niego legendy a jego badania ruszyły z nową mocą, ani nawet przez ostatnie tygodnie gdy siedział zamknięty w celi otoczony ilością materiałów jakiej nigdy nie zdobyłby samodzielnie nigdy nie miał sposobności rozmawiania twarzą w twarz z nikim kto był nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem tamtych wydarzeń. Był tak podniecony, że bał się iż w każdej chwili sen pryśnie i okaże się, że to wszytko jest tylko złudą. Przełknął ciężko ślinę nim odważył się na pierwsze pytanie.


- Znałeś ich? Członków oddziału, ludzi z Szarych Psów?

Mężczyzna nie odpowiedział, nie podniósł nawet wzroku w stronę pytającego. Łańcuchy pobrzękiwały tylko delikatnie gdy poprawiał swoją pozycję na twardym karle. Spokój jaki wykazywał upewniał Tobiasza, że środki ostrożności nie zostały zastosowane na wyrost i gdyby nie one jego gość mógłby być o wiele mniej przyjemny.

- Porozmawiaj ze mną, proszę - był gotów dotrzeć do mężczyzny dowolną drogą - mogę ci pomóc, jeśli ty pomożesz mi. Ludzie którzy cię więżą słuchają moich poleceń, zależy im na efektach mojej pracy, a dzięki tobie mogą one wreszcie stać się realne. Jeśli będziesz współpracował obiecuję, że poprawię twój los, poproszę by usunięto te kajdany, dostaniesz lepszą celę i jedzenie. Obaj możemy skorzystać.

Mimo iż Tobiasz szczerze wierzył we własne słowa były też takie, których nie wypowiadał, tłumiąc je gdzieś w sobie - brak efektów mógł być wszak katastrofalny zarówno dla więźnia jak i dla mnicha, obaj wiązali więc z sukcesem jego badań swoją przyszłość.

- Możesz mi pomóc?

Mężczyzna zapytał wciąż nie podnosząc wzroku.

- Mogę, obiecuję. Zrobię to jeśli tylko odpowiesz mi na kilka pytań. Po prostu porozmawiamy.

Starzec parsknął wyrażając swoją nieufność i dezaprobatę dla słów zakonnika, Tobiaszowi wydawało się jednak, że jednocześnie przystaje na jego propozycję. - Zatem zdradź, czy znałeś ich? Byłeś częścią oddziału? Musiałeś mieć wtedy nie więcej jak czternaście, może piętnaście lat?

- Trzynaście - odparł bez chwili wahania - i znałem ich wszystkich bardzo dobrze. Byłem z Szarymi Psami od samego początku, od momentu sformowania kompanii, pamiętam gdy pierwszy raz skryty za wielkim kamieniem podsłuchiwałem jak pisarz regimentu snuł opowieści o chwale bohaterów...


***


Gromki śmiech rozchodzący się po całym obozowisku pochodził od grupy mężczyzn siedziała wokół ognia i raczących się przydziałowym winem, którego dwie pełne jeszcze niemal beczki czekały razem z resztą ich skromnej aprowizacji. Regiment powstały z kilku dopiero co przeformowanych oddziałów liczył lekko ponad sto osób i więcej było w nim indywidualności niż dziur w kurtce Krzywego Berga półsetnika, przeniesionego do regimentu z Trzeciej Konnej. Wojak miał za sobą więcej wojen, bitew i potyczek niż reszta oddziału razem wzięta i racząc się winem oraz co znamienitszymi trunkami wyciąganymi zza pazuchy przez chcących zdobyć jego uznanie dziesiętników snuł opowieści jedna za drugą. Historie opowiadające o wielkich zwycięstwach, śmiałych strategiach, nietuzinkowych manewrach mieszały się z tymi, które swój początek miały w burdelach, czy salach balowych Imperium. Życie zbrojnego nawet jeśli krążyło stale wokół wojaczki, o ile trwało dostatecznie długo, mogło być wszak historią tak kolorową, że siedząc z boku słuchało się wszystkiego z rozdziawioną gębą. Przy ogniu siedziało zaś dziś wielu młodzików, ale i doświadczonych żołnierzy, którym do tej pory los nie sprzyjał tak silnie jak Bergowi i wszystko o czym wiarus opowiadał rysowała się niczym spełnienie marzeń. Wszyscy wiązali z nowym oddziałem wielkie nadzieje, bo pewnym było, że konny regiment, nawet jeśli aktualnie czekali jeszcze aż służby kwatermistrzowskie dostarczą im wierzchowce, będzie dobrą okazją do szybkiego zdobycia doświadczenia, ale i miłego sercu każdego wojaka wzbogacenia się.

- Do tego, wierzcie mi lub nie - zaczął, gdy tylko mężczyźni przestali śmiać się z poprzedniej anegdoty - Grubas John po całej tej awanturze nie tylko nie wyleciał z oddziału, ale nawet dochrapał się mianowania na półsetnika! To było coś. Chłopak z plebsu, którego ojciec wyrzucił z domu, bo był za głupi żaby przejąć skrawek pola jaki mieli w posiadaniu, ten z którego od początku śmiali się wszyscy w oddziale, wyrobił się na tyle, że w trakcie Bitwy o Wzgórza dowodził pół setką ludzi.

Wspominając bitwę Berg uniósł w bukłak z przypalanką w geście toastu - Dobry był z niego chłopak i niech bogowie świecą nad jego duszą. Ciężko obkupił swój awans. Poległ w bitwie razem z niemal całym swoim oddziałem, ale gdyby nie utrzymali lewej flanki do ostatniej chwili cały plan dowództwa poszedłby w rozsypkę. - Ton półsetnika zmienił się na znacznie poważniejszy a słuchający odsunęli od ust kubki i kielichy, by nie uronić ani kropli z historii, którą zaczynał. - Kto tam był ten potwierdzi, że kluczowym momencie na wzgórzu numer siedem widać było tylko potężną sylwetkę Johna i kilkunastu pozostałych niższych od niego niemal o głowę, gdy w zwartym pierścieniu bronili swoich rannych otoczeni z każdej strony przez przeciwników. Wiedzieli, że nie mają szans wygrać, ani, że nie ma już odwodów, by mogły przyjść im w sukurs. Mogli poddać się ratując życie, lecz każda minuta, w której blokowali przeciwników była pozostałym siłom na wagę złota. Wybrali walkę do końca bo John rozumiał, że poświęcenie tego małego oddziału będzie miało kluczowe znaczenie dla szerszej strategii którą przed bitwą wyjawił nam Komendant Morton.

Przenosił wzrok kolejno z jednego z dziesiętników na drugiego każdemu przekazując tą naukę nie tylko słowami, ale i spojrzeniem, liczył, że jeśli wezmą ją sobie do serca, gdy sami będą w takiej sytuacji nie zadziałają jak jednostka, lecz jak część oddziału, bo tylko takie myślenie od samego dowódcy, aż do pojedynczego rekruta mogło zapewnić powodzenie w czasie bitew.

- Widziałem jak padali jeden po drugim, jak wątły wianuszek robił się coraz mniejszy. John był moim przyjacielem, lecz miałem jasne rozkazy by czekać z moim oddziałem aż nieprzyjacielskie odwody, o których wiedzieliśmy dotrą na nasze tyły. Wystarczyłoby kilkanaście minut, bym poprowadził szarżę na wzgórze, na którym wciąż topniał oddział Grubasa, ocalił ich i odtrącił zapchlonych tchórzy tam skąd przypełźli. Gdyby jednak w tym momencie piechota na którą czekaliśmy wyszła z bagien i zdołała uformować się w regularne czworoboki nasze tyły byłyby zupełnie odsłonięte i cała bitwa mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej. Ściskałem łęk siodła patrząc jak pada ostatni z ludzi Johna i przez kolejne wydawało się nieskończenie długie chwile potężna postać ich półsetnika samotnie broniła wyznaczonej mu przez dowódcę pozycji. Wiedziałem, że za chwilę rozerwą go na strzępy, dobiją rannych i ruszą na dół, lecz nie odważyłem się odwrócić wzroku. Trwanie do końca ci mężczyźni zasłużyli sobie na na to, by ktoś opowiedział później ich historię i wzniósł toast za ich męstwo.

To powiedziawszy wzniósł po raz kolejny bukłak w górę, a zaraz po nim tak samo wzniosły się wypełnione miodem kubki, puchary z których wyszczerbionych brzegów skapywały wszelkiej maści nalewki. Kilku z zebranych modliło się do swoich bogów o to by nigdy nie musieć udowadniać swojej lojalności tak jak Grubas John, inni zaś wręcz przeciwnie w wytchnieniem wyglądali takiej sposobności, nie by zginąć naturalnie, ale by móc odegrać tak kluczową rolę w bitwie, by kiedyś to o nich opowiadano przy ognisku legendy, bo to im przypisywano Chwałę Bohaterów.

Noc była jeszcze młoda i zapowiadało się, że póki nie skończy się wino, Krzywy Berg snuć będzie kolejne historie, których jak się można było zakładać znał nieskończone ilości. Ci którym w udziale przypadła służba pod jego rozkazami z każdą kolejną darzyli wojaka większym szacunkiem, pozostali zastanawiali się, kim będzie zaś ich półsetnik, którego mieli poznać dopiero rano gdy przybędzie razem z końmi. Od dowódcy całego oddziału, przynajmniej na razie, dzielił ich zbyt duży dystans by mogli czuć z nim jakąś bliższą więź. Z tego co usłyszeli był co najmniej równie doświadczonym żołnierzem co Berg, lecz przy tym dużym okrutnikiem, nie tolerującym jakiejkolwiek niesubordynacji, a to zapowiadało dla wielu, którzy nie będą potrafili się dostosować, ciężką służbę. Jednookiego widzieli jednak zaledwie kilka razy gdy rozmawiał przed swoim namiotem z Bergiem, który na czas nieobecności drugiego z półsetników zarządzał całością. Oficjalne zapoznanie miało się odbyć dopiero kolejnego dnia.


***


„Jaśnie Wielmożny Książę

Piszę te słowa świadom tego, że dotrą do Waszej Książęcej Mości ze znacznym opóźnieniem, jednakże wiem również, że Wasza Książęca Mość życzyłby sobie wieść o poczynaniach II Regimentu Lekkiej Kawalerii Zwiadu otrzymać. Z tej to przyczyny ja, kronikarz staniczny kreślę te słowa.

W pierwszej kolejności pragnę podziękować Waszej Książęcej Mości za nowych rekrutów. II Regiment Kawalerii poniósł ciężkie straty i kapitan Herkov dokonał istnych cudów wykuwając z owych niedoświadczonych młodzików coś, co choć z grubsza przypomina konsystencję żołnierza Jej Książęcej Mości. Dziś oddział liczy niemal regulaminową liczbę dziesięciu dziesiątek a nowo mianowani dziesiętnicy wdrażają się do swoich obowiązków. Kapitan Herkov mianował również dwóch podsetników na miejsce zabitych w bitwie o Wzgórze w Lesie Borkleven. Stacjonujący w stanicy IX Regiment Wilczej Piechoty i VI Regiment Kawalerii jest w pełni sprawny i obsadzony do stanów liniowych. Tym samym można powiedzieć, że dzięki łaskawości Jej Książęcej Mości stanica gotowa jest do nowych zadań, które Jaśnie Wielmożny Książę Pan raczy nam wydać.

Na zakończenie pozwolę sobie również rzec, że nowy porządek rodem z Reiklandu, wedle którego Jaśnie Wielmożny Książę Pan raczył wprowadzić do naszych wojsk, przyjmowany jest z dużym zrozumieniem i pomimo przywiązania ludzi do dawnego porządku udaje się ich wprowadzić w karb podziału na dziesiątki i regimenty. To daje nadzieje, że armia Waszej Książęcej Mości zdolna będzie do zmian, które wymusza postęp.

Oddany sługa Jej Książęcej Mości

Karl Stetmeier, kronikarz staniczny w Bisenbergu.”



***


- Hohoho! Widzicie to moi mili? Oto kurier! Widzicie jego ubłoconego rumaka? Znaczy się odbył długą drogę. - Sierżant Garby spoglądał na swoich rekrutów z mieszaniną zniechęcenia i większego zniechęcenia. Wkurwiało go to, że musi ich uczyć, ale jeszcze bardziej wkurwiało, że nie będzie miał wkrótce na to zbyt wiele czasu. - Oto idealny przykład funkcjonowania armii... hierarchii, w której każdy sra na głowę tego, który jest poniżej. Uwielbianemu dowódcy naszej stanicy, Komendantowi Peterowi Edelbergowi właśnie sra na głowę ktoś z góry wysyłając mu zapieczętowane lakiem gówno prosto na głowę. Komendant wnet wezwie do siebie swoich ukochanych kapitanów, miłościwie nami dowodzącego Jednookiego, Kapitana Herkova, również. Wystawi wszystkim im nad rozdziawione japy swoją majestatyczną dupę i wywali całą zawartość jelit nie zważając na to czy im to się podoba czy też nie. Minutę później lawina gówna spłynie niżej. Za kilka pacierzy podsetnicy wezwą wszystkich sierżantów i wystawią swoje dupy prosto ponad ich głowami. Naszymi głowami. Nad moją kurwa niewinną głową!! - rekruci spoglądali nań nie rozumiejąc zbyt wiele. Sierżant Garby pokiwał głową ze zrozumieniem. Na ich zrozumienie przyjdzie czas. Rychle. - Zgadnijcie zasrane maminsynki co oznacza to dla was? - odpowiedziało mu milczenie. - No cóż, to pytanie retoryczne...


************************************************** *******


Witam Was serdecznie w sesji, którą mam zamiar poprowadzić z Akwusem. Z tego zaś wynika, że będzie brudno. Nie lubimy opowieści cukierkowo mdłych. Jeśli to ma być sesja o wojnie i wojsku to z całą pewnością we wszelkich brudach unurzamy się po szyję. Spodobała mi się sesja Mortarela, ale chciałbym z nieco innej strony do tematu podejść.

Teraz technikalia dotyczące budowania postaci. Które są podobne.

Szukamy pięciu Graczy, którzy wcielą się w rolę nowo mianowanych dziesiętników. Jeśli chodzi o klasę postaci, to chcieli byśmy by były to klasy zaawansowane, ale takie na które można wejść z klasy podstawowej. Jako, że pełnienie zaszczytnej funkcji dziesiętnika zaczynacie dopiero, więc nie powinno Was dziwić, że z zaawansowanej profesji nie będziecie mieli nic poza ekwipunkiem. Dodatkowo gratis od spółki dostajecie umiejętność „dowodzenie” i „jazda konna”. Cieszycie się? Zatem budowa Waszych Tamaguczi wyglądać będzie tak:

Wybieracie rasę: człowieka. Niestety to nasze ograniczenie.
Losujecie sobie cechy, dobieracie umiejętności, tak by było max qll.
Wybieracie klasę podstawową, która pozwoli osiągnąć wybraną zaawansowaną.
Rozwijacie wszystkie jej rozwinięcia po czym dodajecie „dowodzenie” i „jazda konna”.
Rozpoczynacie karierę wybranej profesji zaawansowanej.
Powodzenia


Piszecie nam historię Waszych postaci. Bez bicia piany, konkrety. Kilka, kilkanaście pełnych miodu zdań. Następnie, jako że jesteście dziesiętnikami swoich dziesiątek, napiszecie nam kilka zdań o swoich ludziach.

„Jens Trzy Zęby - kurwa zgadnij czemu? Ale chuj nawet nie sepleni. Był bardem. Wciąż śpiewa.”

„Barry - był szewcem, przed wojną, o ciżmach może pierdolić do rana. Ale w nożu nie ma równego.”

„Hudov - on prawdziwie kocha dzieci, jeśli wiesz o czym mówię. Hehehe”


I tak dalej. Dziesięciu ludzi. W tym trzech dowódców trójek. Bo Wasze dziesiątki składają się z trzech trójek, którymi dowodzą trójkowi. To Wasi ludzie, więc musicie o nich wszystko wiedzieć. Ich historie będą z czasem Waszymi.


Częstotliwość pisania przewidujemy na 2-3 posty w tygodniu. Długość postów umiarkowana. Od pisania epistołów będzie Akwus.


Nadchodzi pora by Szare Psy, jak powszechnie nazywało się wojaków z II Regimentu Lekkiej Kawalerii Zwiadu Middenlandu, napisały swoją historię. Waszymi rękoma. Okazji do bohaterskiej głupoty i rozsądnego dekownictwa nie zabraknie. Liczymy na to, że pobawimy się w wojnę czas jakiś. Jaki? Czas pokaże

Karty postaci prosimy słać na PW obu MG. Jest nas dwóch, jakbym miał uciec i zostawić Was na lodzie.


Jeśli chodzi o czas nadsyłania postaci to rzecz jasna nam to wisi. Zagrają Ci, którzy nadeślą najszybciej najmiodniejsze postacie. Nie sądzimy by rekrutacja musiała trwać długo...


Cóż, co jeszcze mogę Wam powiedzieć na zakończenie? Nadchodzi czas wielkich wyzwań.

Czas Bohaterów.

Może to Wasz czas...?

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline