Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2012, 03:45   #5
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Gdyby inni podróżni znali powód, dla którego Yerban dołączył do karawany, uznaliby go niechybnie za zasuszonego, opętanego dziada, który postradał resztki rozsądku na stare lata.

Był już naprawdę stary i własne ciało często odmawiało mu posłuszeństwa. Wiek wpłynął na jego niegdyś doskonały słuch i wzrok, zimno przenikało kości milionem ostrych igieł, kończyny stały się chude, żylaste i zwiotczałe, a serce z wysiłkiem tłoczyło coraz gęstszą posokę w żyłach. Mag potrzebował coraz więcej czasu, by się rozbudzić, a coraz mniej, by zasnąć. Dzień, w którym zaśnie i już się nie obudzi, zbliżał się powoli.

Nie, Yerban nie marudził, po prostu był świadom faktów i nie przeinaczał ich. Podróż na północ była ostatnią wojażą jego życia. W zasadzie, był nawet szczęśliwy. Los obdarzył go życiem dłuższym niż przeciętne i wykorzystał je w pełni. Mógł z ręką na sercu powiedzieć, że jego doświadczeń, prac badawczych, wspomnień i przemyśleń starczyło, by obdzielić przynajmniej czterech ludzi. Był już w każdym zakątku lądu, widział chyba każdy możliwy ekosystem, a map, szkiców i publikacji, które stworzył, mógł mu pozazdrościć każdy naukowiec.

Tylko gdyby potrawy nie wymagały tony pieprzu, by podrażnić wiekowe podniebienie...

Maga śmieszyło to, co inni członkowie karawany o nim myślą. Widział to w ich zaciekawionych, ukradkowo rzucanych spojrzeniach, a także w tym, jak się do niego odnosili. Uważali, że przeprowadza jakiś magiczny eksperyment, podróżuje w celu zdobycia cennej ingrediencji lub starożytnej księgi. To zabawne, jak na widok starca z brodą i laską wszyscy w koło myśleli o błyskawicach z niebios i kulach ognia.

Tak naprawdę, jedynym powodem, dla którego ów starzec wyruszył do zimnych, dzikich krain, była łasica biała, zając śnieżny, szarotka wysokogórska i parę innych gatunków. Zwłaszcza szarotka wysokogórska – była niezwykle rzadko spotykaną rośliną, występującą tylko w paru miejscach świata i mimo szczerych chęci, Yerban nigdy nie widział jej na oczy.

Czy chciał ją zerwać i umieścić w jakimś zielniku? Oh, skądże. Była stanowczo zbyt rzadka i – wedle opowieści – piękna, by wyrwać ją brutalnie z odrobiny gleby, na której rosła i zmiażdżyć okładkami jakiejś opasłej księgi. Mag chciał po prostu zobaczyć na własne oczy jeden z cudów świata, zanim sam z niego zejdzie. Ot, cała filozofia.

Rzecz jasna, nikomu nie przyszło do głowy, iż mężczyzna jest przede wszystkim biologiem, potem podróżnikiem i geografem, a na samym końcu czarodziejem. „Potężny mag, który bada rośliny i zwierzęta?! I to nie magiczne, a takie pospolite? Co tak można osoba dostrzega w bieganiu po lesie i zrywaniu kwiatków?”

Takie reakcje także śmieszyły Yerbana. Owszem, był magiem, w dodatku starym, ale żeby od razu potężnym? Moc nigdy nie była dla niego celem samym w sobie, raczej czymś, co ułatwiało życie, pomagało w nieprzyjemnych sytuacjach i pozwalało zająć się pracą naukowca bez względu na czynniki zewnętrzne. Zbyt wielu badaczy zginęło tylko i wyłącznie z powodu różnic kulturowych lub przyczyn geopolitycznych, których sami nie rozumieli. W przypadku czarodzieja, wystarczyło pomachać laską, rzucić najprostsze zaklęcie, a potem powiedzieć w lokalnym dialekcie, iż szuka się rzadkiej rośliny, a nie kłopotów.

Yerban nie był jak ci magowie, którzy nauczywszy się rzucania kul ognistych, mieli się za władców całego świata. Wiódł skromny, cichy żywot, bogaty w doświadczenia intelektualne. Być może dlatego dożył sędziwszego wieku niż czarodzieje, którzy uważali, że błyskawica rozwiązuje wszelkie problemy i otwiera każde drzwi.

Oczywiście, inni widzieli to, co chcieli dostrzec – mędrca poszukującego antycznego artefaktu. Nie miał zamiaru wyprowadzać ich z błędu, życie nauczyło go, że skromne pasje znajdują mniejsze zrozumienie niż patetyczne marzycielstwo.

~*~

Starzec siedział właśnie z tyłu wozu, czytając intrygujące dzieło poświęcone historii regionu, do którego zmierzali (zawierające zarówno przydatne informacje historyczne, jak i geograficzne), gdy zbliżył się do niego pewien mężczyzna, pytając o Spusty.

Yerban uśmiechnął się delikatnie, odłożył książkę na bok i poprawił okulary, spoglądając przenikliwie na pytającego. Przywykł już do tego, że ludzie przychodzą do niego częściej z pytaniami, niż z zwykłą chęcią porozmawiania o błahych sprawach. Magów zawsze odgradzała od reszty społeczeństwa pewna subtelna bariera, skóra sprawiała, iż choć szanowani, nigdy nie mieli z kim napić się piwa w karczmie.

- Spusty, młodzieńcze? Hmmm... to w sumie dosyć zabawne święto, o ile można je tak w ogóle nazwać - rozbawienie zaigrało w jego starych, błękitnych oczach – Widzisz, to w zasadzie nic innego, jak rodzaj festynu, organizowanego przez niziołki. W beczułkach z alkoholem zawsze gromadzą się resztki, a przynajmniej gromadziły do czasu, gdy wprowadzono nowsze kurki. Jeśli beczek było naprawdę dużo, to z resztek potrafiła się uzbierać spora ilość płynu, którą niektórym było żal marnować. Spuszczano więc owe resztki z beczek, organizując coś, co można nazwać dniem taniej whiskey. Bardzo... ludyczna tradycja, rzekłbym.

W tym momencie wóz, podążający za tym, na którym siedział Yerban, zatrzymał się gwałtownie. Sądząc z tego, pod jakim kątem był nachylony, lewe, tylne koło musiało zostać uszkodzone.

- Pozwól, młody człowieku. Nogi już nie najnowsze, a i kręgosłup wypadałoby wyprostować- usprawiedliwił się, chwytając z jednej strony wóz, a z drugiej jeźdźca i zsiadając powoli. Podpierając się swoim drągiem, kroczek po kroczku, ruszył w stronę potrzebujących.

Zastał tam przekrzywione koło, przy którym kręcił się kolejny młodzieniec, tym razem ledwie podrostek. Jego starania, choć żarliwe, nic nie dały – koło było wykrzywione, zapewne z powodu przegniłego drewna, a może stal, którą je otoczono, była jakimś wybrakowanym stopem? Nie miało to znaczenia, należało je po prostu wymienić.

- Oh, młodzieńcze, nie kłopocz się tak. Jesteś stanowczo zbyt mały, by dać sobie radę samemu. Pozwól, że stary podróżnik użyczy Ci resztek swych sił- powiedział mag dobrotliwie, chwytając pewniej swą laskę.

Był to prosty, dębowy drąg, zakończony nieobrobionym, przejrzystym kryształem. Większość ludzi sądziła, że to kryształ górski lub nawet drogocenny diament, tak naprawdę był to jednak tylko goshenit- mniej znany i cenny, a za to bardziej kruchy. Jeśli kamienie mówiły coś o swoich magach (a Yerban spotkał tylu magów w swym życiu, by ostrożnie wysnuć taką opinię), to krystaliczna czystość i zdolności optyczne kamienia mogły być odzwierciedleniem jego umysłu, delikatność kamienia zaś nawiązywać do stanu jego ciała.

Czarodziej skierował kryształ w stronę koła, zastanawiając się przez chwilkę. Niedawne pytanie o Spusty przypomniały mu pewien prosty, szybki czar, który nadawał się doskonale do rozwiązania problemu. Trzy razy zakręcił drągiem niewielkie kółka, szepcąc coś pod nosem i bah – koło zakręciło się, po czym wyskoczyło z osi, upadając na ziemię.

- Widzisz, mój drogi – zwrócił się powoli do chłopca – to jedno z pierwszych zaklęć, jakich uczymy się w szkołach magii. Zazwyczaj jest wstępem do bardziej skomplikowanych czarów, które pomagają nam zawiązywać supły i manipulować różnymi przedmiotami, aż nie nabędziemy dostatecznie wielkiej wprawy, by rzucać bardziej, powiedzmy, konkretne zaklęcia. Najczęściej ten akurat czar jest rzucany przez tych studentów, którzy chcą odkręcić sobie kureczek od beczułki wina, ale nie mają dostatecznie dużo siły, albo po prostu są zbyt leniwi. W tym wypadku musiałem po prostu włożyć w tą magię trochę więcej energii – pogładził swój kryształ w zamyśleniu, wspominając znane tylko sobie wydarzenie – Myślę, że mógłbym Ci pomóc z wkręceniem nowego koła... o ile oczywiście nie uznasz tego za namolność starego człowieka.
 
Kaworu jest offline