Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2012, 12:02   #6
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Po chwili wreszcie ból odpłynął, choć ciągle czaił się gdzieś pod czaszką i ćmił od czasu do czasu, gotowy, by znów wydobyć się na powierzchnię. Ostatnie osoby w pomieszczeniu kończyły zakładać buty. Można też było lepiej przyjrzeć się dwójce osób, które najwyraźniej wyciągnęły ich z tych kontenerów... Choć rzadna z sześciu osób nie wiedział jak... ani po co.

Ich kombinezony nie były tak sterylnie czyste, jak te, które właśnie założyli. W kilku miejscach były nawet porwane (choć te, które właśnie założyli wydawały się być bardzo wytrzymałe), a do tego śmierdziały. Do tego para nie była... w pełni sprawna. Mężczyzna nie miał oka (albo z jakiegoś innego powodu na jego głowie znajdował się solidny opatrunek), zaś kobieta dwóch palców.

Bardziej niepokojące od ich wyglądu było jednak zachowanie. Mówili naprzemian bardzo cicho i głośno, jakby bojąc się, że ktoś ich usłyszy, a potem śpiesząc się z rzucaniem słów, jakby sytuacja ich zmuszała do pośpiechu. Do tego co chwila oglądali się za siebie, jakby coś tam się znajdowało... szczególną uwagą obdarzali w tym względzie kąty pomieszczenia. Kobieta zdawała się znosić cokolwiek ich spotkało lepiej. Na twarzy mężczyzny było widać desperację. Co chwila przebiegał po niej nerwowy tik.

- Słuchajcie - zaczęła jeszcze raz kobieta, jakby rozdrażniona, że dopiero teraz doszli do siebie i nie zareagowali na ich poprzednie pośpieszenia. - W jakiś sposób to... miejsce zostało uszkodzone. A nie chcemy przebywać w uszkodzonym miejscu, prawda? Udamy się teraz do centrum dowodzenia, żeby w miarę możliwości ustalić nasze położenie. Jak tylko znajdziemy się w bezpiecznym miejscu, wszystko wam wytłumaczymy.

Kiedy to mówiła, Zack podszedł do pulpitu.

- Nie wiem co się dzieje, ale to może pomóc.
- Za późno - tym razem odpowiedział mężczyzna - To coś steruje tymi kontenerami.

Zack spojrzał w dół. Rzeczywiście. Co prawda wszystkie napisy były w jakimś dziwnym języku, ale kilka obecnych piktografik przedstawiało kontenery i różne urządzenia. Lecz sam język niesamowicie go niepokoił... Cokolwiek było napisane na ekranie, zlewało się w jeden symbol - wielki i niesamowicie skomplikowany. Nie wydawało mu się, żeby do tej pory spotkał się z czymkolwiek w tym stylu.

- Skoro mamy się zbierać... - Rzuciła Lisa i podeszła do drzwi, lecz kiedy tylko miała ich dotknąć, pokój się zmienił. Światło nadal było białe, ale nabrało delikatnie czerwonej poświaty... Nie takiej, jaka pojawia się w filmach z wielkim napisem "ALARM" i syreną... Znacznie bledszej, kojarzącej się raczej ze stwierdzeniem "odmowa dostępu".

Dwójka, która ich uwolniła, natychmiast odksoczyła, kiedy w środku pomieszczenia pojawił się hologram. Przedstawiał człowieka - kobietę, lecz wyraźnie zdraczał cechy wygenerowania za pomocą programu - wszystko było zbyt perfekcyjne i sztuczne, od wyglądu, po zachowanie, gesty i głos.

- Witajcie. Nie bójcie się. Nasze systemy wykryły, że zostaliście wybudzeni w nieautoryzowany sposób. Nie b-ó-ó-ó-j-j-jcie si-ię - Obraz zaczął się zacinać - Nic wam nie grozi. Odpowiednie systemy zostały już powiadomione i niedługo zjawią się tu odpowiednie osoby. - Głos był zdecydowanie zbyt miły jak na prawdziwego człowieka. Mógłby budzić zaufanie, ale tylko u dziecka. U każdego, kto miał już ż życiem do czynienia, stwarzał raczej potrzebę szybkiego oddalenia się od mówiącej nim osoby. - Prosimy o pozostanie na miejscach i nie wpadanie w p-p-p-panikę. W żadnym wypadku nie należy opuszczać tego pokoju-koju-koju-koju-koju-koju-koju...

Denerwujący, zacięty głos brzmiał przez chwilę, po czym coś strzeliło za ścianą, obraz zachwiał się i rozmył, a ściany powróciły do poprzedniego koloru.

- Nasze szczęście - rzuciła kobieta. - Gdyby to się nie skończyło, pewni po chwili włączyłby się gaz, żeby nas uśpić. Chodźmy.

Postanowili jej posłuchać. Wyszli - na korytarz. Był szeroki i niski - przynajmniej dwa razy szerszy niż wyższy. Światła były podobne do tych w pomieszczeniu - z tym, że w połowie wysokości znajdował się ciemny, nieoświetlony pas. Gdzieniegdzie znajdowały się drzwi do kolejnych pomieszczeń.

Na korytarzu było cicho. Jedynie co chwila brzęczała jedna zepsuta lampa, rozbrzmiewały też ich kroki, ale poza tym nie było słychać żadnego dźwięku.



- Musimy iść w tamtym kierunku - zadecydowała kobieta.

Reszta nie miała wyboru - musiała jej zaufać. Wszak najwyraźniej ona i ten drugi mężczyzna wcześniej jakoś się dostali do pomieszczenia z kontenerami. Skoro zachowują się, jakby nie groziło im złapanie, to pewnie tak własnie jest. Poza tym, sami nigdzie by nie trafili w takim otoczeniu. Nie wiedzieli gdzie się znajdują, a w zasięgu wzroku nie widzieli żadnych znaków szczególnych.

Korytarz zakręcał delikatnym łukiem. Wszędzie to samo otoczenie - jednakowe, ciche i martwe. Słyszeli jedynie odgłosy własnych oddechów, serc i stóp.

Po chwili marszu dotarli do końca korytarza - znajdowały się tam duże, otwarte wrota. Weszli do pomieszczenia. Na samym środku znajdował się rząd jakichś maszyn - pewnie komputerów. Było też kilka siedzeń o conajmniej... dziwnym kształcie. Jednak pierwszym, co rzucało się w oczy, było wielkie okno, za którym rozpościerał się widok na planetę... która zdecydowanie nie była Ziemią.

Planeta była czerwona z czarnymi cieniami. Jednak nie przypominała w ogóle znanej spoglądającym na nią "czerwonej planety" - Marsa. Była intensywnie czerwona. Czarne elementy (łańcuchy górskie? kaniony?) Tworzyły żyłki na całej jej powierzchni.

Widok najwyraźniej nie zrobił wrażenia na parze, która ich uwolniła. Natychmiast podeszli do pulpitów, najwyraźniej próbując coś z nich wyczytać.

Reszta osób gapiła się w widok za oknem z rozdziawionymi ustami...
 
Issander jest offline