Słysząc dywagacje Leo wzruszył tylko ramionami, naciągając na głowe kaptur i siadając na tyle pierwszego z wozów. Nie miał zamiaru wypowiadać się na temat podjętej drogi. Cieszył go tylko fakt że planowali przeprawiać się rzeką lub co gorsza, bagnem.
Bagna miały to do siebie że praktycznie nie dawało się na nich tropić. Wypatrzenie pułapki też było trudne, bo tylko wprawni bandyci pozwalali sobie na działanie na tak niepewnym terenie. A słowo wprawni, wiązało się też z takimi frazami jak "cierpliwi", "znający teren" i "przystosowani do otoczenia". Karawany atakowane na bagnach nigdy nie były w stanie takiego ataku przetrwać. Nawet najlepsi zwiadowcy nie byli wstanie dostrzec napastników leżących w stertach fermentujących porostów. A gdy już ich dostrzegali, było za późno.
Sam Heinz uśmiechał się tylko pod nosem, obserwując tęskne spojrzenia Brunona za Elise. Ogółem, łowca czuł się jak na występie trefnisiów, zatrzymując się w jakimś większym mieście. A tutaj miał niezły pokaz, i to za darmola.
Był on swoistym urozmaiceniem pomiędzy zwiadami na które regularnie wypuszczał się Leo. Byli w lasach. I to wielce mu odpowiadało. Bies wyszkolił go na tyle dobrze że gdyby mieli czas i sposobność, mogliby zorganizować zasadzkę na organizujących zasadzkę. A to nie lada sztuka. Wyższa partyzantka, jak mawiał Bies.
__________________ Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die... |