Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2012, 20:39   #4
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Evros stał wpatrzony w piętrzące się falami piaszczyste wydmy pustyni. Cień statku leniwie przesuwał się po ich szczytach, niczym rzucany przez wielkiego drapieżnika. Gorąco wydawało się nie mieć wpływu na rosłego Hazata, był przyzwyczajony do niewygód i częstych zmian środowiska. Z zaskoczeniem zarejestrował dotyk czyjejś ręki na swoim ramieniu. Odwrócił się oszczędnie i powoli, przeklinając się duchu, że tak pochłonęła go obserwacja morza pisaku.

Kiedy ujrzał kobietę, stojącą za jego plecami zapomniał języka w gębie. Przez chwilę wydawało mu się, że w Otchłani jakieś słońce musiało zgasnąć na tę okazję. Gniew, wściekłość, dawno pogrzebane uczucie, to wszystko wymieszało się ze sobą, czuł, jakby ktoś zabrał mu nagle deski pokładu spod nóg.

Szybko jednak doszedł do siebie, przynajmniej takie miał zamiar sprawiać pozory:
- Więc teraz tak się nazywasz? - głos miał nieprzyjemny, niczym zgrzyt stali. - A jutro? Jutro jak planujesz się nazywać? - chciał być dla niej uprzejmy, jednak ognisty temperament, przez tyle lat hartowany ciężkim, żołnierskim życiem dał o sobie znać.


Nic się nie zmienił. To samo poważne, dumne spojrzenie. Postawa, głos, mocne dłonie. Aspazja zapragnęła, żeby ta rozmowa trwała jak najkrócej, ale jednocześnie nie mogła oderwać od Hazata wzroku.
- Tak samo. Spróbuj… -zamilkła. Przez chwilę zastanawiała się nad następnymi słowami – Będziemy znowu współpracować. Nasze relacje mogą znowu być … bardzo dobre. Jeśli zechcesz.- Rozumiem, że Ty jesteś jedną z tych osób od Proxy? - zawiesił przez chwilę pytanie w próżni. - I mamy współpracować? Na Wszechświat... - zabrakło mu przez chwilę słów. - Relacje mają być dobre?... Rozumiem, baronówno Mercouri, że słowo zaufanie jest dla Ciebie obce? To od niego zależą “dobre relacje”.- Nigdy nie nazywaj mnie tym nazwiskiem. –powiedziała cicho kobieta - Bo starczą jedne niepowołane uszy i może się to dla mnie skończyć tragicznie. A niezależnie od tego jak wielką darzysz mnie niechęcią, wierzę jednak, że nie pragniesz mojej śmierci. - Odsunęła się od Evrosa na dwa kroki. - Mówiąc dobre relacje miałam na myśli, co innego. I nadal mam. Choć prawdopodobnie nic nie dam rady poradzić na to, że mi nie ufasz. Bardzo mi ciebie brakowało. I żałuję, że wszystko musiało się tak potoczyć. – Zamilkła na chwilę po czym wyrzuciła z siebie już nie patrząc na mężczyznę – Spróbuj mnie nie oceniać. Proszę.

- Nie mam zamiaru, odebrałaś mi prawo do tego jakieś trzy lata temu. Co takiego musiałaś zrobić, albo do kogo uciec, że zabawiłaś się ze mną jak z głupcem? - ściszył głos, co do jednego miała rację, nie byłby w stanie jej skrzywdzić.

Liwia poczuła złość. Zapomniała jaki był zasadniczy. Uparty niczym osioł. Ślepy jak kret.
-Zabawiłam? Kochałam cię durniu.

Odwróciła się na piecie i odeszła.

Chciał za nią zawołać, już wyciągnął rękę żeby ją zawrócić, ale opuścił ją widząc, jak kobieta odchodzi. Ostatnie jej słowa kołatały mu się w głowie, sprawiając ból niczym niewidzialne szpile, wbijane w mózg przez upiornego chirurga. “Kochała mnie...” - może był dla niej zbyt ostry... nawet nie dał się jej wytłumaczyć. Z drugiej strony nadal był na nią wściekły i jej ponowne spotkanie roznieciło w nim złość jeszcze bardziej. Miał miał na przemian ochotę ją uściskać i udusić... “Jakie to wszystko popieprzone.

- Niech to szlag! - jego pięść spotkała się ze zdobionym relingiem pokładu, misterna konstrukcja zatrzeszczała, kierując zainteresowanie postronnych na jego osobę.

Stał na dziobie, rozmyślając cały czas o ponownym spotkaniu z Aspazją, kiedy ujrzał smugi pocisków rakietowych wystrzelonych w kierunku ich statku. Piaskowy galeon zatrząsł się od uderzenia rakiety, która wyrwała solidną część nadburcia. Z kanionu, usytuowanego na wprost ich kursu, zmierzało stadko zwrotnych, szybkich skuterów. Piraci anosnowali swoje przybycie jeszcze kilkoma wystrzelonymi rakietami, które w większości jednak nie trafiły w cel. Na szczęście.

Sięgną ręką do kabury po pistolet maszynowy, który na szczęście zabierał zawsze ze sobą. Pod koszulą czuł przyjemny chłód rękojeści monomiecza. Teraz pozostało tylko czekać na okazję. Zwrotne maszyny napastników krążyły wokół giganta, ostrzeliwując pokład z broni krótkiej, gdzieś za nim usłyszał solidny wystrzał z broni dużego kalibru, jeden ze skuterów zniknął w kuli ognia.

Obejrzał się za siebie i ujrzał drobną ukaryjkę z wielkim sztucerem myśliwskim, z którego lufy unosiła się jeszcze smuga dymu. Schylił głowę, bo zbliżający się pirat posłał w jego kierunku serię z karabinu, pociski zrykoszetowały po stali nadburcia, a na niego posypały się odłamki.


Wychylił się ostrożnie i zobaczył, że ostatni ze skuterów w formacji pirackiej sunie bardzo blisko galeonu. Chwycił się mocniej poręczy relingu w myślach obliczając odległość do pirackiego pojazdu. Kiedy bukanier go mijał odbił się od pokładu z całej siły. Znalazł się za plecami piaskowego rozbójnika. Pistolet zwisał na pasie taktycznym a w ręce zamigotało światło ostrza monomiecza. Delikatny błękit rozdarł klatkę piersiową nieprzyjaciela, po szybki sztychu w plecy. Zrzucił bezwładne ciało w dół i szybko przejął stery skutera. Reszta piratów chyba nie zorientowała się, że ich zamykający szyk towarzysz nie żyje. Zrobili zwrot by zaatakować ponownie.

Pochylił głowę by atakujący przedwcześnie go nie zauważyli i kiedy znalazł się na ich tyłach rozpoczął ostrzał, starannie przymierzył i dwóch poprzedzających go rabusiów zwaliło się wraz ze swoimi maszynami w dół, dwa płomienie podrywające się z wydm zaalarmowały resztę, że ktoś ich atakuje.

Posypały się na niego serie z pistoletów maszynowych, oddawane na oślep do tyłu. Na szczęście nieskuteczne. Był już na wysokości galeonu, zadziałał więc błyskawicznie. Magnetyczny granat przyczepił do baku maszyny, dodał gazu i rzucił się w kierunku burty. Złapał się krawędzi i podciągał się kiedy zgrzyt metalu i wybuchy poinformowały go, że jego szaleńczy plan się powiódł. Kilka maszyn piratów - wybuch granatu i baku pełnego paliwa zabrał w dół, ku piaszczystym wydmom. Kiedy wczołgał się na pokład poczuł lepką ciecz spływającą po jego lewej ręce, rozdarta kurtka i piekąca szrama wzdłuż ramienia aż nadto mówiły mu, że oberwał.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline