Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2012, 12:13   #6
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wsparty o nadburcie Krańca Cierpliwości, żegnał Bögenhafen takim samym mniej więcej chmurnym spojrzeniem, jakim raczył je przez kilka ostatnich dni. Niby opuszczał mieścinę w chwale bohatera, w dodatku niewątpliwie bogatszy, niż do niej wjeżdżał, no i – rzecz nie do przecenienia – żywy. A mimo to, jeżeli nawet czuł satysfakcję, to się z nią w ogóle nie obnosił.

Odstawał też niechybnie od reszty kompanii prezencją, bo nie odbył triumfalnego przemarszu po miejscowych kramach i warsztatach. Starczyło solidne pranie i pocerowanie tego, co się w boju wybrudziło i porozdzierało, żeby uznał, że koszula i portki, które zakupił był po pierwszej wyprawie w kanały przez kilka dni nie zdążyły się zbytnio zestarzeć i jeszcze świetnie się sprawdzą w codziennym użytku. Na wysłużonej kurtce pamiątki po przygodach nie pogoiły się wprawdzie jak na nim samym, ale i nie zawadzały mu bardziej. Zwłaszcza, że dzięki hojności kapitana Sprengera, mógł w potrzebie wzmocnić ją kolczą koszulką.
Z niejaką nadzieją myślał też o sprawdzonych i użytecznych sposobach unikania zranień, wedle podtytułu dla tych osobliwie, którzy swych ruchów chyżości i akuratności są pewni. W końcu na swoje Spieler nigdy specjalnie nie narzekał, a wyszperana w verenickich zbiorach rozprawa zrobiła na nim, mimo początkowych wątpliwości, niezgorsze wrażenie. Niezbyt obszerna, za to konkretna i przede wszystkim spisana przez kogoś, kto się faktycznie na rzeczy wyznawał. Raz, że pisał jasno. Dwa, że spostrzeżenia miał trzeźwe i z bojową praktyką niesprzeczne. No i trzy wreszcie – żadnych niemożliwych wygibasów nie próbował nauczać.
Sam z siebie Spieler w życiu by nie wymyślił, żeby się z książki wojaczki uczyć, ale skoro już darmo dawali, to tę wybrał, która mu się wydała najprzydatniejsza. A skoro wziął, to przeczytał, potem zaś spróbował na tym, co zrozumiał, skorzystać.
Z kolei o pieniężnej części nagrody zdawał się właściwie nie pamiętać wcale. Dopiero w przeddzień wyjazdu dwie brzęczące setki wymienił na kilka szlachetnych drobinek, które nie tylko mniej są kłopotliwe w podróży, ale i trudniejsze do beztroskiego sprzeniewierzenia. Poszedł do jubilera z Gomrundem, bo tego się w życiu nauczył, że pod czujnym, choćby i niezupełnie fachowym spojrzeniem krasnoluda – szczególnie jego postury – największym cwaniakom odchodzi zwykle ochota na szwindle. Do tamtej pory z wypchanego mieszka wysupłał tylko parę franzów na odpowiednią pochwę do miecza, żyjąc sobie spokojnie na koszt gospodarzy i nie oczekując niczego nad to, co by się mogło zmieścić w ich wdzięczności.

Kiedy portowy gwar został z tyłu, Spieler popatrzył przeciągle w stronę – przynajmniej wedle swojej mglistej wiedzy – odległego Nuln. O wiele dni za wcześnie rzecz jasna, żeby cokolwiek z tym miastem związanego zobaczyć, a jednak skrzywił się, jakby go kto szturchnął złośliwie pod żebra. Ale że losowi trudno za takie kuksańce odpłacić, huknął pięścią w nadburcie, splunął w wodę i poszedł popytać, czy nie znalazłaby się dla niego na pokładzie jakaś lekka robota.
Może i jechał tym razem jako pasażer, ale sprzykrzyła mu się już ta bezczynność i to czcze dumanie. Póki co szkoda było na to zdrowia. A jakby wszystko miało się potwierdzić, to i nie będzie już po prawdzie o czym.
 
Betterman jest offline