Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2012, 12:58   #12
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niektórym bogowie rozum odbierają i to chyba była właśnie taka sytuacja. Przynajmniej według Konrada. Po co Sylwia rzucała jakiekolwiek oskarżenia, skoro nie mogła ich poprzeć żadnym dowodem? Słowa przeciwko słowom? Brednie. Chciała wywołać awanturę dla samej awantury, czy też może podczas bójki zaszlachtować oponenta, który w słowach nie przebierał? Cóż ona sobie myślała? Że się przyznają? Że ich spłoszy i zrezygnują z rabunku? Konrad miał nadzieję, że aż tak głupia nie była.
Zapewne miała swój plan i w tym jego realizacji Konrad nie zamierzał jej przeszkadzać. Uważał również, że Gomrund całkiem niepotrzebnie pobiegł dziewczynie z odsieczą. Wszak Sylwia widziała, że obaj wychodzą i ich obecność z pewnością w jej planach się nie znalazła. Po co zatem je psuć jakimiś nieprzemyślanymi działaniami.

- Może mi pan powiedzieć, jak trafić do chaty tej niziołki zielarki? - zagadnął jakieś przechodnia, wyglądającego na drobnego kupca.
- Ale ona ponoć nie żyje - odparł zapytany.
Konrad skinął głową.
- Słyszałem - powiedział. - Ale słyszałem też, że ktoś tam zamieszkał. Pewnie interes przejmie.
- Być może...
- Kupiec wzruszył ramionami. - Idź pan tamtą ulicą ulicą do końca, potem w prawo, dwie przecznice dalej skręć pan w lewo. Mały domek z bielonymi ścianami, chata w zasadzie. Poznasz pan po ogródku.

Skręciwszy za narożnik Konrad omal nie zderzył się z czteroosobowym patrolem straży miejskiej. Trzech potężnych drabów pod dowództwem nieco niższego, lecz szerszego w barach sierżanta.
- Jakaś awantura się zaczęła w “Czarnym Złocie” - poinformował ich uprzejmie Konrad.
Sierżant obrzucił go bacznym spojrzeniem.
- O co poszło? - spytał.
- Ja tam nie wiem - odparł Konrad. - Ja się w to nie mieszam. Ja tam jestem spokojny człowiek.
Strażnicy obrzucili wzrokiem Konrada, którego strój tudzież broń dobitnie świadczyły o czymś całkiem innym i zarechotali w głos.
- Ta, jasne... Spokojny... - stwierdził sierżant. - Idziemy. - Skinął na swoich ludzi.

Domek był malutki, parterowy, tak jakby odrobinę krzywy. Wyglądał niemalże jak wiejska chata i do miasta ledwo pasował. Kryty gontem dach porośnięty był w znacznej części mchem, z komina wydobywała się wąska smużka dymu. Okienka były malutkie, dość nisko nad ziemią, drewniane drzwi pomalowano dawno temu i miejscami schodziła z nich farba. Albo Elwira nie zarabiała zbyt wiele, albo też rozsądnie kryła się ze swoim bogactwem.
W przeciwieństwie do domku ogródek sprawiał dobre wrażenie. Prócz mnóstwa kwiatów, z których Konrad znacznej części nie znał, rosło tam parę ozdobnych krzewów. Ogródek odgrodzony był od ulicy płotkiem, który pewnie nie zdołałby powstrzymać bardziej zdecydowanego kundla. Furtka była zamykana na prosty skobel. Widać Elwira nie uznawała hasła “mój dom moją twierdzą”, lub też nie raczyła wprowadzić go w życie, przynajmniej w rzucający się w oczy sposób.

Furtka otworzyła się z skrzypnięciem i Konrad ruszył w stronę drzwi. Ścieżka, co łatwo było zauważyć, wymagała pewnego odświeżenia, jako że tu i tam wdarło się na nią trochę trawy i zielska, ale to już była sprawa nowego właściciela posesji.
- Zaraz, zaraz! - odezwał się czyiś głos w odpowiedzi na stukanie Konrada. - Już otwie...
Na widok Konrada mówiącemu odebrało głos. Wytrzeszczył oczy i cofnął się o krok, unosząc dłonie w obronnym geście.
Konrad skrzywił się, chociaż reakcja Malthusiusa była całkiem zrozumiała. Ostatnio doktor widział, jak Konrad szlachtował niziołkę. Trudno się dziwić, że Malthusius miał takie a nie inne skojarzenia.
- Doktorze, to ja - powiedział Konrad. - Nie tamten podmieniec.
- No wiem, wiem. A raczej słyszałem
- odparł Malthusius. Wyciągnął z kieszeni kraciastą chustkę i wytarł czoło. - Doszły do mnie wieści i o podmieńcu z piekła rodem, i o waszych działaniach.
Odetchnął głęboko.
- Aleś mnie przestraszył... - dodał. - Cóż cię sprowadza? - spytał, zamykając za Konradem drzwi i prosząc go do środka.

Malutki korytarzyk prowadził do izby, której umeblowanie stanowił stół i cztery krzesła, dwie wysokie, oszklone szafy, sekretarzyk i wielki kufer. Na licznych półkach stały różne słoje, słoiki, mniejsze i większe flaszki. Na ścianie naprzeciw drzwi, oprawiony w ramkę, wisiał jakiś pergamin ozdobiony okazałymi pieczęciami.
- Cóż pan tu robi, doktorze? - spytał Konrad. - Poprzednio miał pan menażerię. Zmienił pan zawód?
Malthusius pokiwał głową.
- Postanowiłem zabrać się za coś innego. A tu trafiła się okazja. Kuzyn Elwiry postanowił sprzedać to wszystko hurtem. A ja się na tym trochę znam. Mam nawet dyplom. - Wskazał na pergamin. - Miksturami jeszcze nie handluję, bo nie do końca jeszcze wiem, gdzie co Elwira trzymała. No i nie wszystko jest dobrze opisane. Wolałbym nie zaczynać nowej drogi kariery od otrucia kogoś. Napijesz się piwa? Dobre, sam sprawdziłem.
Nie czekając na odpowiedź Malthusius wyszedł. Po chwili wrócił z dzbankiem i dwoma kubkami.
Piwo, co Konrad musiał przyznać, było lepsze niż to, które pił ostatnio.
- Lepsze niż w “Czarnym Złocie” - powiedział. - No i z tym wiąże się moja wizyta. Nie z piwem - wyjaśnił. - Usłyszeliśmy, że paru ktosiów, pięciu co najmniej, planuje złożyć panu wizytę i zająć się tym, co zostawiła Elwira. Ze względu na pamięć o niej doszliśmy do wniosku, że należałoby uprzedzić właściciela. Nie spodziewaliśmy się, że to pan, doktorze.
Wypił parę łyków piwa.
- Świetne - stwierdził. - Gomrund nie będzie mógł odżałować, że nie przyszedł ze mną. Jesteśmy tu przejazdem i rano ruszamy dalej - powiedział. - Gdyby pan coś od nas potrzebował, to jesteśmy w porcie, na "Krańcu Cierpliwości".
Wypił piwo do końca i wstał, by się pożegnać.
 
Kerm jest offline