Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2012, 01:14   #16
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Gomrund wyszedł z gospody. Huk wystrzału z rusznicy nawet jego potrafił usadzić w miejscu... i uspokoić. Tym bardziej, że te gamonie miały już nieźle posrane portki. Kiedy wyłazili przyjrzał się nieco Sylwii czy aby na pewno jest cała. Kiedy się upewnił, że nic jej nie jest pokiwał tylko przecząco głową. Trudo było stwierdzić czy wyrażał dezaprobatę do zachowania dziewczyny czy do tego, że nikomu nie dał w mordę. Chwilę jeszcze odczekał by móc mieć możliwość bądź co bądź wejścia w głębszą interakcję z bratem Konrada... którego nomen omen nigdzie nie było. Ku wielkiemu rozczarowaniu krasnoluda... Brodacz był pewien, że młodzian który tak chyżo pozbawił go możliwości dokończenia piwa i posiłku bo chciał dopiec bratu nie przepadnie jak kamień w wodę... No ale przecież nie każdy musi się znać na pokrętnej logice długonogich.

- Te mendo ze świńskiej pyty! Zawołał Axel'a. Jednak widząc iż szczyl zamierza uniknąć bliższej znajomości nie zbliżał się aż nadto. W końcu nie chciał go spłoszyć. - Posłuchaj mnie i zapamiętaj. Jeżeli cokolwiek zniknie z tego składziku, albo co gorsza coś stanie się jego właścicielowi to ty będziesz za to odpowiedzialny. Ty i kurwa nikt inny... Dorwę cię i poprzetrącam kulasy. Potem jeszcze trochę upuszczę krwi. Od tak kleszczami poszarpię mięśnie... tu wyrwę kąsek tam kąsek. Wsadzę cię do rzeczki i poczekam aż przylezą raki i zaczną cię skubać... kawałek po kawałku. A na dzień wyciągnę z wody tak byś mógł się nieco na słoneczku zagrzać. I żeby muchy mogły wleźć w rany i złożyć larwy... a w nocy z powrotem do rzeczki... i tak jak mniemam powinniśmy spędzić parę niezapomnianych chwil. Podrapał się po brodzie i paskudnie uśmiechnął. - Pamiętaj Sparren - bardzo powoli i wyraźnie wymówił nazwisko... - Wiem mendo ktoś ty i jak cię znaleźć. Czy tutaj, czy w Altdorfie czy w innym sraczu. Jak będę wracał i w kantorze coś nie będzie tak jak powinno to przyjdzie czas bólu...



Kiedy wreszcie doczłapali do kantorku mało co nie posrał się ze szczęścia... Chędożony doktorek zamienił się w zielarkę. Pewnie gdyby wiedział jakiej gnidzie pomaga to w ogóle by nie ruszył dupska od gulaszu. Pamiętając zajścia z Bogenhafen i kłopoty w jakie go wpakował pewnie by nie przestąpił progu gdyby nie córuchna próbująca łagodzić sprawę. W sumie to fakt, że ten "doktor" jej pomógł trochę go uspokoił. Chociaż i tak siedział ze skwaszoną miną i niewiele gadał... no może do czasu pokazu Sylwii i prezentacji listu trochę się rozkręcił. - Jak tak wszystkim będziesz zadek pod nos podstawiać to ktoś kiedyś ci go uszczknie! Mało mu się to wszystko podobało bo niby córuchna miała ze trzy razy mniej lat niż on. Niby jak na wszelkie standardy przyzwoitej krasnoludzkiej estetyki była koścista to już nie na niby przyjrzał się tym wypiętym pośladkom i musiał się powstrzymać od cmoknięcia. No i cholera nie widział skąd wyciągnęła te monety, odruchowo złapał się za mieszek żeby sprawdzić czy mu niczego nie brakuje.


***

- Nie podoba mi sie to. Znowu jakieś tajemnice... pokrętne interesy i to. Wraził palec wprost w skrzyżowane trzy kreski. - Widziałem ja już coś takiego w głębokich pieczarach i dziwnie to pachnie mi szczurzym ogonem. Nie wiem na ile są strachliwe tutaj ludzie, ale większość z nich jak ognia unika takich czy innych znaków kojarzonych z mrocznymi bogami... w obawie przed złym losem jaki mógłby ich spotkać. Dokończył piwo. - A może to jakieś pierdolety. Bo jak pisały to te pizdy od starszego Sparrena to nie ma co się przejmować i pies wystarczy.

Sylwia z Dietrichem zdecydowali się na taktyczne uniknięcie rozwrzeszczanej smarkuli. Krasnolud z nietęgą miną poprosił ich tylko o to aby też rzucili okiem na ten czerwony magazyn... i czy ktoś nie obserwuje domu. Sam się przestraszył swojej paranoi. Wysłuchał Konrada z pewną dezaprobatą - dalej miał do niego pretensje o to nagłe zniknięcie. - Jak cały dobytek braciszek brać chciał tedy oni sami nie wiedzą co mają zabrać. Może zróbmy tak. I wyłożył pokrótce jak to widzi. Konrad z doktorkiem raz jeszcze przejrzą dobytek Elwiry czy aby coś nie rzuci im się w oczy... a jak wróci Sylwia to mogłaby jeszcze jakiś skrytek poszukać. Chociaż jak ktoś żąda dobytku to może być tak, że chce rzeczy na pozór dość typowej. Ba wręcz jakieś wywary czy inne alchemiczne specyfiki. Gomrund w tym czasie zajmie się smarkulą. A na koniec dnia można ewentualnie część dobytku zanieść do tego magazynu... w jednej skrzyni z krasnoludem i zrobić pułapkę na tych żartownisiów. Albo i bez brodacza w paczce a obserwować magazyn i jakoś się zasadzić. Natomiast to już były didaskalia...


***

Zapach podgrzanej strawy przebijał się przez mieszankę ziół, maści i innych medykamentów. Kiedy tylko drzwi trzasnęły za Konradem i Malthiusem klapa od stryszka lekko się uchyliła. Chwila ciszy i nic... potem delikatne skrzypienie szczebli drabiny. Znowu cisza. Bose stopy dziecka śmigały po drewnianej posadce. Dziewczynka przemknęła do kuchni kierując się wpierw do małego okienka wychodzącego na podwórze... zupełnie jakby chciała się upewnić, że doktor nie ma zamiaru zaraz wrócić. Potem już z miską w ręce podskoczyła do kociołka wiszącego nad paleniskiem. Zupa rybna, bo cóż innego to mogło być w nadrzecznej osadzie. Przyjemnie bulgotała polewka - płocie, karasie, okonie i nawet jakiś sumik kąpały się w towarzystwie kalarepy i pietruchy, solidnie przyprószone koprem i tylko czekały aż ktoś je zje.

- Elwirę zamordowali tylko dlatego, że nas znała. Powiedział krasnolud siedzący do tej pory w bezruchu. Cicho i spokojnie... na pozór spokojnie ale jednak na to wspomnienie głos mu lekko zadrżał. Dziewczynka, aż podskoczyła. Była chuda ale prosta jak struna i widać było, że absolutnie nie zagłodzona. Oczy miała podpuchnięte a twarz zabrudzoną. Niczym zwierzę w potrzasku rozglądała się za drogą ucieczki. To w kierunku stryszka to na drzwi. - Zabił ją morderca chcący odsunąć podejrzenia od swojego mocodawcy.

Nie drgnęła. Chciała ale jakby była sparaliżowana. W kąciku oka zbierała się wielka niczym groch łza...

- Nie wiem co ci powiedział Malthius, nie wiem czy będzie dla ciebie dobry... nawet nie wiem jak ci mógłbym pomóc... Potężne krasnoludzkie barki uniosły się na znak bezradności a zazwyczaj groźne brwi przybrały teraz dobroduszny wyraz.

- Nie wierzę ci... ani jemu! Nikomu nie wierzę... Kiedy ona wróci? Wykrzyczało dziecko, a po policzkach zaczęły spływać łzy - Kiedy ciocia Elvira wróci?

- Ona nie żyje... a ja dziecko chciałbym móc ci pomóc... Zawahał się na moment... - Zabiliśmy ich za... umilkł. Powoli do niej podszedł i przyklęknął. Objął ją ramionami które mogły skręcić orczy kark teraz drżały w rytm jaki łkało to małe ciałko. W życiu by się do tego nie przyznał ale dobrze, że wszyscy sobie poszli bo by mu nie uwierzyli, że jakiś cholerny paproch sprawił że aż zakręciło go w nosie i oczy się zeszkliły na moment.


***

Zawartość koszyczka Sylwii skwitował krótko acz dobitnie - Jebany. Z rozdziawioną gębą przypatrywał się niezwykłemu jajku... nie zastanawiał się skąd to dziewczyna wytrzasnęła albo jak by smakowała jajecznica ale myślał o tym, że ta kwoka dbała o takie jajo a uciekła przed dzieckiem potrzebującym matki. On nigdy nie zrozumie tych ludzi... nigdy.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 27-06-2012 o 01:51.
baltazar jest offline