Ja sobie pozwole wysłać to co MG (historię musze dokończyć przepisywać i doślę najpóźniej do jutra)
Gwar w karczmie na moment ucichła gdy otworzyły się drzwi wejściowe, dziesięć par oczu zwróciło się w stronę stojącego w wejściu krasnoluda – Nu pogoda znów paskudna, po troszku żem zmarzł – powiedział przybysz i wyszczerzył zęby. Jego słowom towarzyszyło smutne przytakiwanie zebranych w pomieszczeniu osób. Mimo że przeżyli już niejedno żaden nie pamiętał tak mroźnej zimy. Krasnolud zrzucił z siebie przemoczony płaszcz i przewiesił go przez oparcie stojącego koło kominka krzesła. – Karczmarz! Dawaj kufel grzanego piwska, ale to już! A i napełnij toto cudeńko jeśli masz jeszcze cuś mocniejszego - zakrzyknął kładąc na ladzie gliniany dzban, w którym zwykle przyjemnie chlupotał trunek. – Moment, gdzie ci tak śpieszno? Gadaj lepiej co na zewnątrz - właścicielowi gospody, rosłemu człowiekowi nie odpowiadała pogoda, wszystkie szlaki zamarzły i od dawna nie widział tu nowej twarzy, a miejscowi zbyt bogaci nie byli i interes kręcił się raczej powoli. – Nu wiatr pizda nimiłosiernie, ziąb straszny, a jedyne co żem dziś upolował to banda zamarzniętych goblinów nie mających ni miedziaka przy sobie! - W oczekiwaniu na napitek krasnolud rzucił na stół kolczugę i broń, chwilę się namyślał i zrzucił jeszcze ciężkie, obite żelazem buciory, postawił je przy palenisku żeby przeschły. I tak jakoś nie miał zamiaru dziś się stąd ruszać. W końcu dostał zamówienie i usiadł na podłodze przed kominkiem wpatrując się w płomienie. Już po zdjęciu hełmu okazało się że ma łysą głowę i dość krótką, rudą brodę którą właśnie odruchowo gładził zastanawiając się nad czymś. Po chwili skrzywił się lekko i przejechał palcami po długiej bliźnie biegnącej od lewego oka, niknącej na moment pod wąsami i kończącej się na prawym obojczyku. Dopił piwo i w milczeniu zebrał swoje rzeczy udając się do pokoju. Być może nie długo będzie musiał opuścić te okolice i udać się w inne rejony… |