Beldarowi nie spieszyło się do opuszczenia domu. Lata w nim spędzone przekonało go, że lepszego miejsca na świecie nie znajdzie. Nie mniej jednak młodzieńcza ciekawość i wynikająca z faktu, że był najstarszym z wioskowych „uciekinierów” opiekuńczość sprawiły, że postanowił wziąć udział w tej wyprawie.
Zostawiwszy list dla ojca, w którym zapewniał, że będzie opiekować się sobą, swoim bratem jak i całą resztą ruszył na spotkanie.
Za stodołą Pattisona starszy z braci pojawił się ubrany tak jak zapewne każdy spodziewał się go zobaczyć. Swój codzienny strój uzupełnił jedynie o kilka szczegółów. Brązowawy płaszcz z kapturem zapięty pod szyją skrywał pod sobą podróżny plecak, w którym młody myśliwy upchnął trochę jedzenia i dodatkowe ubranie. Przy boku chłopaka zwisało coś co można było nazwać krótkim mieczem. W dłoni trzymał długi kij. Nic nadzwyczajnego. Jedynie co mogło zaskoczyć jego przyjaciół po dokładnym przejrzeniu jego ekwipunku była igła i nić. Prawdopodobnie nawet Karl nie wiedział, że wziął ze sobą te dwie rzeczy.
Beldar bacznie obserwował całą zgromadzoną ferajnę. Jego bystre oczy zatrzymywały się na każdym z mówców. Na dłużej zatrzymał się na synu kowala i jego rówieśniku. Byli od niego młodsi o rok, ale zdawali się tego nie zauważać. W sumie dla starszego z Johansonów nie było w tym nic złego. Skoro tamci chcieli być liderami to on im w tym nie miał zamiaru przeszkadzać.
Osiemnastolatek co prawda miał ochotę ruszyć w bór. Wśród dzikich zwierząt czuł się niemal równie dobrze jeśli nie lepiej niż wśród ludzi. Nie można było jednak w wyborze drogi być samolubnym.
- Południe. – wypowiedział się jako szósty. Jego wypowiedź była niewątpliwie najkrótsza.
Swej decyzji nie miał zamiaru szczególnie uargumentować . Uznał, że wszystko co konieczne zostało już powiedziane.
__________________ Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 30-06-2012 o 21:49.
|