Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2012, 15:13   #25
Fenriz
 
Fenriz's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodze
Orik, Beldar Johanson, Begus, Ronniel
Przyjaciele postanowili rozdzielić się. Niepokojąca atmosfera jaka panowała w wiosce sprawiała, że na niektórych z członków drużyny padł blady strach. Starsi i odważniejsi stwierdzili, że należy sprawdzić, kto czai się w krzakach rosnących za wioską. Osoba, która ich obserwowała mogła powiedzieć im coś więcej, o tym co się tutaj stało.

Trzymając się blisko siebie, a w dłoniach ściskając broń ruszyli w stronę zarośli. Cisza, jaka panowała wokół była nie tylko niepokojąca, ale zwiastowała kłopoty. Tak przynajmniej czuli, co niektórzy.
Każdy krok, jaki przybliżał drużynę do skraju wioski kosztował ich wiele wysiłku. I choć nikt otwarcie nie przyznawał się, że odczuwa lęk, to przecież była to ich pierwsza przygoda godna prawdziwych awanturników. O wiele łatwiej było słuchać o odważnych czynach i podchodach do wroga niż samemu to robić.
Wszyscy jednak musieli przyznać, że krew w ich żyłach krążyła o wiele szybciej, a jej szum wypełniał uszy. Emocje i podniecenie sprawiały, że wszyscy szli dziarsko naprzód.
Beldar Johanson nadal widział ukrytego w krzakach obserwatora, który od jakiegoś czasu się nie poruszył, ani o krok. Wyglądało na to, że wcale nie boi się zbliżającej się do niego uzbrojonej grupy.
Nie zwiastowało to nic dobrego.

Gdy byli w połowie drogi nagle powietrze wypełnił potężny ryk. A po chwili za rogu chaty wybiegł mały niedźwiadek, który ruszył w stronę zarośli. Ryk jego matki ponownie wdarł się w uszy dzielny poszukiwaczy przygód.
Beldar i Orik zauważyli, jak istota ich obserwująca wyskakuje ponad krzaki i ucieka w podskokach.
Istota ta była rozmiarów ludzkiego dziecka, ale na pewno nie była człowiekiem. Mimo, że ubrana w skórzaną sukmanę była cała owłosiona i miała długi ogon, a także bujną grzywę kolorowych włosów pokrywających całą twarz. Istota poruszała się za pomocą wysokich i długich skoków.

Karl Johanson, Kesa, Bolesław, Taelryn, Aaron, Marlowe
Druga część drużyny została przy studni na środku wioski. Cisza jaka panowała wokół sprawiała, że wszyscy byli nerwowi i czujni. Z pewną obawą obserwowali przyjaciół, którzy szli na spotkanie z niewiadomym. Osoba, która ich obserwowała mogła być zarówna mieszkańcem wioski, który skrył się w zaroślach, ale niestety mogła to być również osoba odpowiedzialna za to co się stało w tym miejscu.
Głos rozsądku, by czym prędzej opuścić przeklętą wieś został zagłuszony przez głosy podsycające odwagę i zew przygody. Nie dla wszystkich szukanie śmierci równało się dobrej zabawie i przygodzie o jakiej wszyscy marzyli będąc jeszcze w Idlleville.
Teraz takie różnice spojrzenia wychodziły i jak się okazywało mogły w znaczny sposób zaważyć na dalszym życiu całej grupy.
Grupa zwiadowcza zbliżała się do ostatniej chaty leżącej na skraju wioski, gdy nagle powietrze wypełnił potężny ryk.
Przyjaciele zauważyli, jak zza rogu chatki wybiega mały niedźwiadek i rusza w zarośla. Niestety ryk, jaki ponownie wypełnił przestrzeń wcale nie brzmiał, jak głos małego niegroźne niedźwiadka. A to oznaczało, że gdzieś w pobliżu jest jego matka.
Na domiar złego Marlowe i Taelryn zniknęli, gdzieś niepostrzeżenie.

Marlowe, Taelryn
Marlowe i Taelryn korzystając z chwili nieuwagi reszty wymknęli się cichcem w stronę wielkiej chaty. Obaj byli ciekawi, co kryje się we wnętrzu i co to były za błyski, które widział Orik.
Taelryn, jako odważniejszy i pomysłodawca planu szedł od frontu. Natomiast Marlowe ruszył na tył chaty, by ewentualnie wejść od tyłu.

Marlowe obszedł do tył, ale nie znalazł tam nic ciekawego. Jedyne schodki prowadzące do środka znajdowały się z przodu chatki. Nie było tutaj także miejsca, gdzie mógłby się ktoś ukryć.
Mógł on, co prawda spróbować wejść po palach, a potem wspiąć się na ścianę, niestety okna wyglądały na zamknięte.
Plan Taelryna może był i dobry, ale wszystko wskazywało na to, że Marlowe nie będzie miał już nic do roboty. Miał już zamiar wracać, gdy nagle usłyszał potężny ryk.. Jakieś dzikie zwierze zaatakowało wioskę.

Taelryn wszedł cicho po drewnianych schodach i ostrożnie otworzył drzwi chaty. Izba w jakiej się znalazł przypominała mu dom wójta Idlleville tyle, że ten był o wiele bogatszy. Na ścianach wisiały barwne kilimy, ozdobna broń, a na centralnej ścianie wisiał wysadzany szlachetnymi kamieniami puklerz.
Taelryn zaczął ostrożnie wchodzić głębiej, gdy usłyszał cichy głos.
- Tutaj!
Głos dobiegła z pierwszego piętra i wyraźnie należał do kobiety.
Niewiele myśląc chłopak udał się na górę. Nadal zachowywał się możliwie cicho i uważał na każdy krok. Gdy doszedł na piętro zauważył salę, która była prawdopodobnie jadalnią. Z tą tylko różnicą, że stoły i ławy przestawiono pod ścianę, a na środku izby znajdowała się duża drewniana klatka.
W klatce stała uwięziona wysoka i piękna kobieta o długich i kręconych kasztanowych włosach. Ubrana była w mieniąca się złotem i diamentami szeroką suknię. Kobieta uśmiechała się delikatnie w stronę zbliżającego się Taelryna i powiedziała szeptem:
- Pomóż mi o dzielny mężu. Uwolnij mi. Błagam.
Taelryn wziął, by ją za zwykłą, choć niezwykle urodziwą kobietę, gdyby nie jeden mały szczegół. Z jej pleców bowiem wyrastały rozłożyste i delikatne niczym motyl, zielone skrzydła.
 
Fenriz jest offline