"Wstawaj Josh, wstawaj pajacu nie daj się jakiemuś chudemu szczylowi obijać!" - wewnętrzny głos nie dawał mu spokoju, był niczym ojciec zmuszający dziecko do wysiłku. "Co ty kurwa wyrabiasz, zaraz będzie po tobie!" Dzwonki w uszach, jakieś stłumione ekstazy, dyszenie i kroki "Ej, kurwa przyjeb mu teraz! Teraz! TERAZ!!!" - ostatnie słowo zadziałało jak samowyzwalacz. Zareagował wręcz instynktownie, tkwiąc gdzieś jeszcze po części w odmętach zamroczenia. Przyjąwszy kolejny cios wroga na żebra (a umiał to robić, co odróżniało go od amatorów) jego pięść niczym pocisk nakierowała się na rdzeń siły każdego wojownika - prosto w krocze! W tym ciosie pokładał cale swoje nadzieje, a jednocześnie błagał los by przeciwnik nie był na tyle popierdolony, by wmontować sobie tam jakiś cyberwszczep, albo jakieś inne gówno z dzisiejszego, chorego świata. Jeśli cios "siądzie", był gotów rzucić się na chudego murzyna, i sprawić by przed oczami przewinęły mu się wszystkie czarne święta jakie spędził w życiu. Uderzenie w łokieć było w złym smaku, ale miało jedną cechę - wyzwalało u Josha mroczne instynkty, które brały władzę nad jego głową niczym psychoza. "Król" chciał widowiska? Oj, to będzie je miał... Bo kiedy już dopadnie przeciwnika w tym stanie, będzie to droga bez powrotu dla któregoś z nich, chyba że sędzia ich w ostatniej chwili rozdzieli. Inaczej będzie jedno wielkie bagno. Krwi.
Cios był już prawie u celu... Gdyby jednak nie trafił, gdzieś w tyle głowy Josha zapalało się światełko, że trzeba wstać i spróbować przyjąć gardę i nie dać się znowu trafić. |