Aaron uważnie obserwował, jak czwórka jego przyjaciół pokonywała odległość dzielącą ich od wysokiej trawy i ów kogoś, kto przyglądał się im. Jego twarz pozostawała bez jakiegokolwiek wyrazu, jednak zaciśnięte pięści i zmartwienie widoczne w ciemnozielonym spojrzeniu świadczyły, że w chłopaku buzują uczucia. Strach. O siebie samego. O swych przyjaciół. Lecz również ciekawość. Chęć dowiedzenia się, co wydarzyło się w wiosce. W końcu żadna osada ludzka nie pustoszeje ot tak, przez jedną noc. Za każdą akcją podąża reakcja.
Gdy potężny ryk odbił się od budynków, alchemik drgnął i momentalnie zaczął wodzić wzrokiem za źródłem dźwięku. Nie umknął mu niedźwiadek, który po chwili zniknął w zaroślach, jednak nie łudził się, by to jego słyszeli przed chwilą. Nie, gdzieś w okolicy znajduje się jego większa wersja. I sądząc po ryku, o wiele bardziej zainteresowana nimi, niż zaroślami. Aaron w jednej chwili znalazł się tuż obok Kesy i za plecami Karla. Nie sięgnął jednak po sztylet, bo i jakiż nie miałby pożytek, gdyby przyszło mu zmierzyć się z dzikim zwierzem? Nie stał jednak w miejscu, marnując czas na bezruch. Wyciągnął rękę do tyłu, chwytając łokieć dziewczyny i jednym krokiem przesuwając się tuż przed nią.
- Karl, oczy szeroko otwarte. Jeśli zauważysz tego zwierza, ustrzel go, zanim on zauważy nas. - Rzucił do chłopaka. - Reszta, powinniśmy się ukryć. Żadni z nas łowcy.
W całym zamieszaniu nie zauważył nawet, że brakuje wśród nich Taelryna i Marlowe'a. Może i lepiej, chwilowo mieli wystarczająco dużo problemów na głowach.
- Wycofajmy się tam.
Głową wskazał ów budynek, z którego Orik nie tak dawno temu dostrzegł jakieś błyski.
__________________ "Information age is the modern joke." |