Jotun oddalił się zostawiając trzech kompanów za sobą...
Tymczasem ku rozstajowi maszerowała spora grupa ludzi. Z dala dało się poznać, że idą zbrojni. Zbroja płytowa człowieka idącego na przedzie lśniła dumnie. Za nim szli wojownicy odziani w półpłytowe zbroje i hełmy robiąc przy pochodzie dużo hałasu, przez swoje ciężkie opancerzenie. Przodownik trzymał miecz oburącz przed sobą z rękojeścią na wysokości głowy. Patrzył dumnie przed siebie. Wojów było łącznie około trzydziestu. Wszyscy odziani w lśniące zbroje z różnym orężem, jeden dzierżył szeroki topór w jednej a tarczę w drugiej ręce, inny szedł z wielkim mieczem osadzonym na plecach, jeszcze inny z halabardą, a któryś z wojowników w tyle podpierał się drzewcem włóczni. Dowódca idący na przedzie zatrzymał się przy rozstaju widząc śmiałków. Ręką nakazał swemu oddziałowi zatrzymać się. Miecz schował do pochwy i podszedł bliżej dwóch wyższych i jednego niskiego osobnika: Witajcie...nieznajomi. Nazywam się Aghash, jestem dowódcą straży poblskiego bastionu, czy ktoś z was raczyłby mi wytłumaczyć co tu robicie ? |