Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2012, 23:12   #1
Cooperator
 
Cooperator's Avatar
 
Reputacja: 1 Cooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumny
[Horror, Cthulhu Dark]W jądrze ciemności

Fragmenty z listu Ignacego Hodolewskiego, kierownika ekspedycji Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie do Senegalu, rok 1926.

Dakar, 25.03.1926
Drogi Franciszku,
[...]
Tymczasem wtajemniczę Cię w kolejne wypadki mojej wyprawy. Oczywiście, każda ekspedycja to pasmo niesamowitych wrażeń duchowych, bo nic tak nie rozpala wyobraźni jak doświadczenie cywilizacji w jej najbardziej uniwersalnym ujęciu – czyli tych praktyk, którymi człowiek ujarzmia nasz wielki, różnorodny świat. Niemniej, obecna misja różni się od poprzednich, a mroczny cień tego, co opisywałem Ci w poprzednim liście, sięga nawet na Nizinę Senegalu.

Po przybyciu do Dakaru musiałem poczekać, aż przybędą wszyscy uczestnicy wyprawy, bo ze mną przypłynął tylko [...]. Znam [...] z wyprawy egipskiej z ubiegłego roku. W ekspedycji weźmie udział jeszcze pięć osób z Polski – [...] Dokładając do tego Alikhara, naszego saraceńskiego przewodnika, murzyńskich tragarzy i żołnierzy kolonialnych obiecanych mi przez konsula w Paryżu, daje to około dwudziestu pięciu osób. Jest to pierwsza taka ekspedycja w regionie zorganizowana przez niepodległą Rzeczpospolitą i rozpiera mnie duma, że to ja ją poprowadzę.

Gdy po tygodniu dotarł statek z naszymi zapasami i naukowymi członkami ekspedycji, na dobrą sprawę wszystko zostało już przygotowane. Ów Alikhar okazał się świetnym organizatorem i od razu przygotował mnie, bym na statku płynącym do Gambii wyposażył się w brytyjskie funty do opłacenia tragarzy – ci bowiem, co mnie szczerze zdziwiło, mieli w pogardzie chwiejne w wartości franki. Mieliśmy także dużo paciorków i metalowych drutów na upominki i opłacenie innych krajowców. Wraz z Alikharem i [...] spędziliśmy sporo czasu nad najdokładniejszą (co wcale nie oznacza, że dokładną!) mapą regionu, jaką udało mi się kupić w Gibraltarze, planując kolejne etapy podróży. Drogi Franzie, nawet w tej chwili odczuwam złość, że wszystkie te szczegółowe plany szlag trafił!

A wszystko to przez francuskiego rezydenta w Dakarze. Znasz moją opinię na temat władz kolonialnych – zresztą, i Poznań, i cały rosyjski Daleki Wschód był tak zarządzany. I choć Francuzi więcej robią dla podwyższenia poziomu gospodarczego i intelektualizmu od, powiedzmy, Anglików, to i tak patrzą przede wszystkim na stan własnej kiesy. W dwa dni przed planowanym wyruszeniem zostałem wezwany do pałacu rezydenta, gdzie usłyszałem, że wyprawę do gór Futa Dżalon, na południowy wschód od Senegalu, muszę odłożyć na dwa miesiące. Otóż rezydent nie da nam ochrony żołnierskiej wcześniej, gdyż musiałby ich wysłać w ten region dwa razy właśnie w kwietniu, bo nastąpi zmiana tamtejszego gubernatora i wojsko musi odeskortować zmiennika. Moje perswazje na nic się nie zdały. Pieniędzy na wynajęcie takiego oddziału nie miałem nawet wliczając udział Czartoryskich, a odwołanie się do konsula w Paryżu, przy rozdmuchanej francuskiej biurokracji, zajęłoby jeszcze więcej czasu i Bóg jeden wie, jakim zaowocowałoby wynikiem. Ten człowiek był panem sytuacji i wiedział o tym.

Wściekły wróciłem do naszych kwater i wysłałem swojego boya, Alego, po Alikhara. Odbyliśmy burzliwą naradę. Poprosiłem go o potwierdzenie naszych obaw odnośnie przełożenia ekspedycji. W kwietniu bowiem zaczyna się pora deszczowa. Dragoman powiedział o wszystkim, czego blady cień zakradł się już do naszych umysłów – o rzekach rozlewających się kilometrami, o wylęgnięciu się rojów powodujących choroby owadów, o trudnościach z pozyskaniem żywności, bo ludność przenosi się w głąb lądu i w wyżej położone obszary, a zwierzyna nie musi gromadzić się u wodopojów. Jednym słowem – koszmar.

Moich towarzyszy ogarnęło zniechęcenie. Razem z Alikharem słuchaliśmy w milczeniu ich narzekań, a gdy wyrzucili z siebie wszystko, zapytałem go: "A gdybyśmy wyruszyli na północ?" Dragoman zawahał się.

Tak oto powstał pomysł rekonesansu z którego właśnie powróciłem. Postanowiliśmy, że [...] pozostaną w Dakarze i powiadomią Uniwersytet o aktualnej sytuacji, zaś ja z Alikharem, [...] i [...] udamy się nad granicę mauretańską, wytyczając marszrutę wzdłuż wybrzeża Atlantyku. Rezydent nie robił trudności, co wydało mi się trochę podejrzane. Gdy teraz przypominam sobie nasze pierwsze spotkanie, rzuca mi się na myśl, że miał sporą wiedzę o starożytnej i średniowiecznej historii zachodniej Afryki. Szeroko rozwodził się nad licznymi zabytkami fenickimi, odnalezionymi na północ od rzeki Senegal. Pokazał nawet własne znalezisko, a gdym je obejrzał, nie mogłem powstrzymać odrazy. Trzymał w swoim ręku medal z brązu z wyrytą podobizną przeklętego Dagona, semickiego boga o którym z taką wrogością wyraża się biblijna Księga Samuela. To właśnie przez wyzwanie tego kultu Jehowa miał nakazać Izraelitom wymordowanie wszystkich Filistinów. W obliczu tego, co znaleźliśmy, zastanawiałem się nieraz, na ile rezydent zaplanował wysłanie nas w te rejony.

Wyruszyliśmy z Senegalu w niedzielę, zaraz po porannej mszy odprawionej przez ojców salezjanów. Krótka rozmowa z przełożonym misji utwierdziła mnie, że w tej części kraju spotkamy jedynie muzułmanów, więc jedzenie wieprzowiny to kiepski pomysł. [...] z doktorantami przygotowali listę miejsc, gdzie spodziewali się znaleźć ślady po Fenicjanach, a jeśli nie, to przynajmniej po Malijczykach i Portugalczykach. Znaleźliśmy XVIwieczną rutę portugalskiego nawigatora w jednym z gibraltarskich antykwariatów, gdzie wspomniano o różnych antycznych znaleziskach.

Pora sucha w strefie podrównikowej jest dla podróżnego równie uciążliwa jak mokra, ale szczęśliwie znajdowaliśmy się w pasie przybrzeżnym, zatem klimat nie różnił się specjalnie od Kadyksu czy Wysp Kanaryjskich.

A jednak bywały takie momenty, zwłaszcza pod wieczór, gdy wszyscy, łącznie ze zwierzętami, bacznie nasłuchiwaliśmy, choć nikt nie potrafił stwierdzić czego. Bywały też takie chwile, gdy rwały się rozmowy i rozglądaliśmy się bacznie. Nawet suchy wiatr dmący z Sahary, przynoszący nawet tu drobiny piasku, nie dawał wytchnienia od zimnej, przesyconej bryzy – w naszych snach bowiem pustynia urastała do postaci potwora, który chce zadusić życie warstwą prochu i pogrążyć świat w ciszy upiornego grobowca.

W takim stanie ducha byliśmy, gdy w dwa tygodnie później natknęliśmy się na ten przeklęty w mniemaniu okolicznej ludności posąg. Rozczarowałem się poważnie Alikharem, bo choć w sprawach organizacyjnych i topografii terenu pozostał niezastąpiony, to ciężko przyjął wyprawę na północ i zmianę charakteru ekspedycji. Zrobił się mrukliwy i oporny, ciężko też było polegać na nim w kontaktach z tubylcami. Zwyczajnie nie mówił nam wszystkiego.

"W jądrze ciemności"

Zapraszam do udziału 1-3 Badaczy, którzy zechcieliby wcielić się w członków ekspedycji Uniwersytetu Jana Kazimierza do Afryki Zachodniej lat 20tych i odkrycia pradawnych, bluźnierczych sekretów zaginionych cywilizacji. Mechanika Cthulhu Dark, której moje tłumaczenie można ściągnąć z Poltera pod tym adresem, umożliwia bardzo szybką i krwawą przygodę w konwencji horroru lovecraftowskiego.

Z uwagi na prostotę mechaniki, wykorzystamy ją w całości w wymiarze podstawowym (bez szczegółowych zasad umiejętności, opisanych na 5. stronie pdfa). Kartę postaci zawierającą krótki opis bohatera poprosiłbym na PM. Kierownik ekspedycji, Ignacy Hodolewski, miałby kartę następującą:

Cytat:
Ignacy Hodolewski (herbu Jastrzębiec), podróżnik, przyrodnik, urodzony w kraju ussuryjskim w 1890 roku. Od 1897 roku w Charbinie w Chinach, gdzie jego ojciec był inżynierem zatrudnionym przy Kolei Wschodniochińskiej. Jego starsi bracia skazani na zesłanie do kraju nadbajkalskiego za udział w rewolucji 1905 roku. Studiował we Władywostoku nauki przyrodnicze. W roku 1916 zmobilizowany i przeniesiony na front kaukaski. Po pokoju brzeskim w wojskach białych brał udział w walkach o Ukrainę w 1919 roku. Przedostał się do Kraju, gdzie odbył kampanię roku 1920. Posądzony o kolaborację z bolszewikami, pomimo wyroku uniewinniającego narażony na ostracyzm społeczny opuścił kraj w 1924 roku. Pływa głównie do francuskich kolonii w Afryce, gdzie ma dużo znajomości w środowisku białych Rosjan. Współpracuje z Uniwersytetem Jana Kazimierza we Lwowie. Obecnie przebywa w Senegalu. Autor monografii "Szkice z wojny kaukaskiej".
Preferowane profesje: podróżnik, naukowiec, lekarz, żołnierz (z obstawy), archeolog. Raczej Polacy (choć przedstawiciele mniejszości II RP: Niemcy, Żydzi i Ukraińcy także mile widziani).
 
__________________
"Nie porzucaj nadzieje, jakoć się kolwiek dzieje"
Jan Kochanowski
Cooperator jest offline