Wizwolt dygotał na dachu ze strachu. ~Oby mnie nie zauważyli… oby nie zauważyl…~ powtarzał wciąż w myślach. Na razie go nie widzieli…. Chyba… bo w sumie jeśli on ich widział, oni mogli i jego. Całe szczęście, nie został sam na zewnątrz. Całe szczęście dla niego… mniejsze szczęście, mogło się okazać, że było dla jego towarzyszy na dole. Mogli być, a właściwie z pewnością byli w niebezpieczeństwie. Ale cóż mały, trzęsący się ze strachu Begus mógł teraz zrobić. Bał się… oj jak on się bał.
Młody Wizwolt stał wciąż bez ruchu bez ruchu, utrzymywał plan jaki miał wcześniej. Dopóki nie poczuje się bezpieczniej, dopóki nie będzie mógł wspomóc tak towarzyszy, by samemu nie narazić się na atak, będzie stał przy kominie. Stał to mało powiedziane, będzie przyklejony do niego. Właściwie to będzie marzył, by stać się tym kominem. Trwałym, silnym, w tym momencie bezpiecznym… |