Sigismund miał szczęście. Jakiś nadziany karlami bufon wielkopańsko stawiał wszystkim w oberży. W innych okolicznościach zastanawiałby się, jak uwolnić bogacza od nadmiaru ciążących mu monet, jednak po wydarzeniach na placu miał przemożną ochotę się napić. A może nawet sponiewierać alkoholem.
Od przechodzącej obok posługującej dziewki porwał cynowy dzban - ciężki od zawartości mile chlupoczącej o ścianki naczynia. Zrezygnowanej dziewczynie pokazał skinięciem głowy na karczemnego dobroczyńcę, a podnoszącego się chłopa z pobliskiego stołu usadził swoim paskudnym spojrzeniem. Tamten uznał, że lepiej poczekać na inny dzban. Słusznie, bo Siggi nie był w nastroju.
Siadł gdzieś pośrodku izby, nie bacząc na towarzystwo na ławie. Rzucił okiem na kilka indywiduów zalegających po kątach. Nazbyt znana mu była sytuacja, gdy Straż robiła nalot na podejrzany lokal i w pierwszej kolejności brała się za zakapturzonych osobników siedzących właśnie w pogrążonych w półmroku rogach sali biesiadnej. Może ta wieś to nie Nuln, ale nawyk to nawyk.
Siggi siadł ciężko na drewnianej ławie stawiając przed sobą zdobyczny dzban. Chwycił jeden z nieco pogiętych, aczkolwiek dalej pełniących swą funkcję cynowych kubków, którego powierzchnię rycinami ozdobił kiedyś rzemieślnik - twórca naczynia. W środku była reszta, sądząc po zapachu, jakiegoś cienkiego wina, dlatego Nulneńczyk chlusnął sikacza na podłogę, po czym napełnił kubek po brzegi z dzbana. Przytknął usta do naczynia i zaczął pić pienisty napój rozkoszując się goryczką i chłodem jasnego piwa. Niezłe, chociaż wolał bardziej wyraźny smak goryczki.
Rozejrzał się za karczemną dziewką - rumor, który wzmógł się po ogłoszeniu darmowego napitku nie ucichł - co więcej, wielu było takich, którzy mieli nadzieję nie na jedną, a na kilka kolejek. Stąd nieco zagubiona dziewczyna miała pełne ręce roboty - wreszcie jednak udało się Sigismundowi zwrócić jej uwagę i zamówił solidną porcję kaszy z omastą. Spojrzał krytycznie na topniejącą zawartość dzbanka, ale chwilowo zrezygnował z dodatkowej porcji. Będzie na to czas później - zanosiło się na długi wieczór i jeszcze cięższy ranek.
W każdym razie dziwne wydarzenia podczas kaźni czarownicy wśród gwaru rozmów i co rusz wychylanych kielichów, kufli i kubków były jakby mniej niepokojące. Były tylko mglistym wspomnieniem, którym nie warto zawracać sobie głowy.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |