- W bajkach wszystko jest takie proste... - Mruknął pod nosem Taelryn. W ich "opowieści" wszystko było pod prąd - pusta wioska, dziwna wróżka w magicznej klatce, świątynie, stosy kości i jeszcze jakieś potwory oraz potężny czarnoksiężnik który chce wszystko zniszczyć.
Åšwietnie.
Szkoda, że tu nic nie było czarno białe. Nie dało się jednoznacznie stwierdzić co jest dobre, a co złe. W historiach których z zaciekawieniem słuchał ćwierćelf za młodu nie było takich dylematów - dobry bohater zabijał smoka i ratował księżniczkę, a nie zastanawiał się czy przypadkiem księżniczka nie chce go oszukać.
Aaron, który dotychczas był "głową" tej drużyny zniknął, a reszta najwyraźniej postanowiła otworzyć klatkę. Taelryn wróżce nie wierzył, ale... jaki mieli wybór? Krzyki na zewnątrz nie brzmiały zbyt zachęcająco...
Chwilę przypatrywał się staraniom Karla i Kesy bijąc się z myślami. W końcu zadecydował. - Ej, a może ja się za to zabiorę? - Wtrącił się. Może i nie miał młota, ani siły Orika za to miał swoje wytrychy i zręczne palce. Z zamkiem powinien sobie bez problemu poradzić, szczególnie że magiczna moc klatki nie działała i teoretycznie nie ryzykował tym, że rąbnie go jakieś złośliwe zaklęcie.
A przynajmniej miał taką nadzieję. - Odsuńcie się trochę... - rzucił, wyciągnął swój zestaw wytrychów i zabrał się za otwieranie klatki. Podczas otwierania zabawnie wysuwał język - najwidoczniej w ten sposób się koncertował.
Jeśli uda mu się otworzyć klatkę to nie zamierzał spuszczać Nutpthys z oczu. Niee... Wystarczyło, by zrobiła cokolwiek podejrzanego i mogła liczyć na nóż w bebechach. Albo nodze. Taelryn nie chciałby jej zabić, ranienie też jakoś go nie rajcowało, ale jeśli by chciała im zrobić krzywdę... |