Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2012, 00:37   #49
Fenriz
 
Fenriz's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodze
Aaron
- Pokaż to. - Zażądał od włochacza, gdy ten pojawił się nagle tuż koło drabiny.
Ringo pokręcił tylko przecząco głową i mocniej ścisnął wisior.
- To Nutpthys. Twoje nie. Ja musieć, jej to dać.
- Przekażę jej amulet. - Odparł Aaron, z trudem przenosząc wzrok z kryształu na Ringo. - Złe stwory przybyły do wioski. Moi przyjaciele próbują ich spowolnić, ale nie wiem czy mamy wystarczająco dużo czasu. Musisz wyświadczyć mi przysługę. - Chłopak przykucnął, by ich spojrzenia spotkały się na jednym poziomie. - Musisz sprawdzić, czy nie dostali się do jednego z tuneli. Jeśli są tutaj, wszyscy jesteśmy zgubieni. Nutpthys dostanie ten wisior, obiecuję.
Aaron uśmiechnął się nieznacznie, nadal trzymając dłoń wyciągniętą po naszyjnik.
Ringo skrzywił się i zmarszczył brwi. Obejrzał się za siebie i zaczął intensywnie węszyć.
- Złe stwory, złe... - mruknął jeszcze coś pod nosem, ale Aaron nie dosłyszał. Nadal mocno ściskał wisior.
- Wisior pomóc Nutpthys. Nutpthys przegnać złe stwory. Ja musieć iść, go oddać.
- Wiem, że pomoże. - Odparł alchemik. - Kazała mi zejść tutaj i przynieść jej to, co przyniesiesz. Kazała też przekazać, że musisz sprawdzić, czy stwory Abadiela nie dostały się do tuneli. Jeśli są tutaj, musisz je zatrzymać, dopóki nie uwolnimy Nutpthys. Proszę, to nasza jedyna nadzieja.
Ringo popatrzył na Aarona dziwnie wykrzywiając swoją włochatą twarz. Był to zapewne grymas zdziwienie i konsternacji. Po kilku chwilach wahania w końcu włochacz oddał alchemikowi wisior.
- To ja iść. Sprawdzę i wrócę. - po tych słowach Ringo na powrót ruszył w stronę podziemnych korytarzy.
Gdy tylko medalion znalazł się w rękach Aarona poczuł ona jak wielką siłą i mocą emanuje kamień. Był ciepły w dotyku i sprawiał, że strach i niepewność która jeszcze chwilę temu gnębiła alchemika znikły gdzieś zupełnie. Zastąpiły jest za to siła i pewność i wielka chęć działania. Chłopak czuł, że mógłby w tej chwili sam mierzyć się z kilkoma przeciwnikami, czy też podnosić wielkie ciężary.
Ringo zniknął gdzieś pośród ciemnych korytarzy, a Aaron został sam na sam z pulsującym medalionem w dłoni.

Begus
Begus w przeciwieństwie, czy też Orika nie zamierzał stawać do walki. Było mu dobrze, gdzie było. Nie widział sensu w bezmyślnym narażaniu się na obrażenia, czy też śmierć. Przylgnął do komina i obserwował poczynania kolegów.
Jego pozycja poza tym, że była doskonałą kryjówką to stanowiła także wyśmienity punkt obserwacyjny. Begus widział, jak na dłoni dwóch zielonoskórych przekradających się w stronę dziedzińca.

Bolesław
Bolesław w tym czasie nie próżnował. Po pierwszym udanym strzale, szybko ocenił sytuację i poczynania przeciwnika. Szybka analiza pozwoliła mu opracować najlepszą w tym momencie taktykę. Naciągnął ponownie kuszę i wycelował w zbliżających się jeźdźców.
Przymierzył i dopiero teraz dojrzał, że jeden z zielonoskórych jest rany. Strzałą tkwiła w jego ramieniu i nieszczęśnik próbował ją wyszarpać. Bolesław wziął go na cel i zwolnił spust kuszy. Bełt przeciął ze świstem powietrze i po chwili zielona maszkara spadła z wilka na ziemię z głośnym hukiem. Chłopak szybko naciągnął kuszę i sięgnął po kolejny bełt i położył go na łożu. Na kolejny strzał było już jednak za późno, gdyż drugi zielonoskóry zeskoczył z wilka, gdzieś pomiędzy budynki kryjąc się w cieniu. Tymczasem dwa wolne wilki zmierzały w stronę dziedzińca wsi

Beldar
Beldar szybko zdał sobie sprawę z błędu jaki popełnił. Chciał walczyć zamiast oprzeć się na tym co umiał najlepiej. Okrążył domostwo i korzystając z rozległych cieni przekradł się, by stanąć na przeciw wilków zmierzających w stronę dziedzińca.
Wilki, które stanęły naprzeciw Beldara w żaden sposób nie przypominały tych z którymi myśliwy miał do czynienia w swoim życiu. Było w nich coś chorego, jakiś rodzaj degeneracji zarówno wyglądu, jak i charakteru, która wyraźnie wskazywała na to, że nie są one dziełem natury. Mimo to oba wilki zatrzymały się i z wielką nienawiścią patrzyły na Beldara. Ich świecące, czerwone ślepia wyrażały tylko jedno - chęć mordu i krwi.
Beldar wiedział, że będzie musiał się mocno postarać, by trafić do umysłów i serc tych zwierząt.
Jeden sukces już osiągnął. Oba wilki zatrzymały się i nie atakowały go, choć wszystko wskazywało na to, że mogą to zrobić w każdej chwili.

Orik
Orik stał samotnie przy drzwiach świątyni i czekał na zbliżających się wrogów. W dłoniach dzierżył swój potężny młot. Jednak nawet on tylko w niewielkim stopniu łagodził lęki syna kowala. Jego przyjaciele skryli się albo w świątyni albo pośród cieni wsi. To na Oriku spoczął ciężar stanięcia twarzą w twarz z nieznanym niebezpieczeństwem.
Tego jednak co się zdarzyło, Orik nie mógł przewidzieć.
Strzały zarówno Ronniela, jak i Bolesława sprawiły, że na dziedzienicu wioski wbiegły dwa potężne wilki bez swych jeźdźców. Wściekłe, przekrwione spojrzenia zwierząt wyrażały wielką chęć mordu i krwi. Nogi pod Orikiem lekko się ugięły. Zdał sobie bowiem sprawę, że musi stanąć im naprzeciw i zmierzyć się z nimi. Na domiar złego z prawej flanki syn kowala usłyszał, że kolejne wilcze wycie. To trzeci wilk zmierzał ku niemu.

Taelryn, Karl, Marlowe, Ronniel, Kesa
Tymczasem w świątyni przyjaciele postanowili w końcu uwolnić Nutpthys. Najpierw Karl zaczął walczyć z kłódką. Później dołączyła do niego Kesa, a na koniec i Taelryn mimo oporów i wątpliwości postanowił pomóc. Wspólnymi siłami szybko uporali się z kłódką i uwolnili wróżkę.
Skrzydlata kobieta wyszła z klatki i podziękowała wszystkim skinieniem głowy. Po czym powiedziała:
- Uciekajcie do podziemi, tylko tam będziecie bezpieczni.
Po tych słowach Nutpthys po prostu rozpłynęła się w powietrzu i nie pozostał po niej nawet ślad.
Jedynie pusta klatka pokazywała, że skrzydlata kobieta nie była zbiorową halucynacją.
To nie było jednak jedyne zaskoczenie jakie spotkało w tym momencie grupę przyjaciół. Gdy tylko Nutpthys zniknęła, przyjaciele zauważyli, że dłonie Kesy płoną żywym ogniem.


Na dodatek dziewczyna wcale nie krzyczała z bólu, czy też paniki. Wręcz przeciwnie na jej twarzy gościł wielki uśmiech zadowolenia i satysfakcji.

Kesa
To uczucie było niesamowite. Ogień na dłoniach pojawił się nagle i na początku mocno przestraszył Kesę. Szybko jednak dziewczyna zdała sobie sprawę, że w pełni nad nim panuje. Ogień jej nie ranił. Był przyjazny i posłuszny. Nutpthys mówiła prawdę, że świątynię wypełnia magiczna moc. To zapewne ona pomogła Kesie skupić się tak mocno, jak jeszcze nigdy w życiu. Dziewczyna czuła wielką moc, która była w tej chwili w jej dłoniach.


Aaron

Aaron właśnie wychodził z podziemi, gdy poczuł na swym ramieniu zimny dotyk. Obejrzał się wystraszony, ale obok niego nie było nikogo.
- Oddaj to, to nie należy do ciebie - Aaron rozpoznał głos Nutpthys.
 
Fenriz jest offline