Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2012, 00:26   #6
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Iga zbiegła po schodach, w sposób nielicujący z jej wiekiem i pozycja, jak uświadomiła sobie po krótkiej chwili. Niestety, poniewczasie.

Nieomal wpadła na Hodolewskiego, oraz towarzyszącego mu Araba. Kierownik ekspedycji wyglądał na osobę nieco zgubioną, choć oczywiście musiało być to złudzenie. Arab za to patrzył na nią nieprzyjaźnie i z pogardą. Zbyt dużo widziała takich spojrzeń, aby mieć jakiekolwiek wątpliwości co do jego intencji.

Iga przywitała się, podając dłoń do ucałowania. Potem ruszyli korytarzem. Kobieta powstrzymała cisnące się jej na usta pytania czekając, aż znajdą się w bardziej odosobnionym miejscu. Zauważyła – przelotnie – że unika patrzenia w lustra. Zanotowała ten fakt w pamięci, ale nie zastanowiła się nad nim dłużej.

Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nimi, Iga nie potrafiła już dłużej hamować emocji.
- Proszę powiedzieć mi wszystko! Wszystko! – poprosiła, ba zażądała rzucając kapelusz na blat stolika. Uświadomiła sobie swoją nieuprzejmość i uśmiechnęła się przepraszająco – Proszę wybaczyć mi moja zapalczywość… czekanie nie jest moją mocną stroną. Bardzo martwię się o ojca.

Hodolewski spróbował coś powiedzieć, ale nie dopuściła go do głosu.

- Gdzie on jest? Widział go pan? Kiedy? Wie pan coś o jego najnowszych odkryciach? – zarzuciła go gradem pytań. – I kiedy, na Boga, zdążyliście się poznać?

- Proszę usiąść – powiedział wskazując krzesło. Wydawał się nie mieć zbyt wielu doświadczeń z poddenerwowanymi, pewnymi siebie młodymi kobietami - Pozwoli pani, że zacznę od ostatniego pytania - poznałem pani ojca zaraz po wojnie światowej, kiedy przedostałem się z armii Denikina do kraju. Oczywiście, słyszałem o nim wcześniej poprzez kontakt, jaki utrzymywał z Konaszewiczem. A Konaszewicza znamy wszyscy - uśmiechnął się.
Profesor Piotr Konaszewicz miał reputację jeszcze większego ekscentryka niż ojciec Igi. Katedra etnologii na Uniwersytecie Jana Kazimierza nie wydała większego uczonego równocześnie będącego tak kontrowersyjnym w swoim tezach. Wywodził on na przykład etymologię Lwowa z religii pokrewnej praegipskiej z której mieszkańcy Memfisu mieli zaadoptować na przykład sfinksa. Lwopodobnym bogiem miała być zła istota o ciężko wymienialnym imieniu Nyarlathotepa. Publikacje Konaszewicza rozpalały wyobraźnię teozofów, masonów, okultystów i innej zainteresowanej magią szarlatanerii... A także pionierskich badaczy folkloru i archeologii.

- Gdzie jest teraz … Zapewnie, coraz bliżej – odsunął jej kapelusz i na mapie leżącej na stole wskazał Saharę. - Pani ojciec postanowił sprawdzić starożytny szlak karawan, którym, według jego tez, Hyksosi mieli wyruszyć na podbój Afryki Zachodniej po wygnaniu ich z Egiptu. To trudna podróż i opierająca się moim zdaniem na bardzo słabych przesłankach. Na Uniwersytecie Miscatonic w Arkham ogłoszono ostatnio kilka teorii dotyczących klimatu w ostatnich kilku tysiącleciach. Z potwierdzonych źródeł wiadomo nam, że na obecnej północnej Saharze jeszcze w czasach rzymskich były liczne jeziora stanowiące źródło gospodarki tamtejszych ludów. Ale żeby wyznaczać hipotetyczne oazy bez badań w terenie i żeby na podstawie tego pchać się na Saharę-pokręcił głową.- Cóż, dla mnie to było zbyt wielkie ryzyko i powiedziałem to pani ojcu. Miałem zresztą kontrakt na tę wyprawę...

Przez chwilę milczał, jakby bijąc się z myślami. Wreszcie zaczął ostrożnie:
-Pani Michalczewska. Zgadzam się z podstawową tezą pani ojca i jemu podobnych, że to, co uważamy za wiedzę o przeszłości tego świata, to nasze pobożne życzenia. Wierzę też -zawahał się - że istnieją zjawiska, których nie da się prosto wytłumaczyć. Możliwe też, że w sprawie Hyksosów pani ojciec ma rację. Postanowiłem mu pomóc. Jeśli wśród folkloru ludów zachodniej Afryki ostały się jakieś elementy kultury Hyksosów, albo wśród krajowców odnajdziemy ludzi o bezsprzecznie hyksoskim fenotypie... Cóż, pewnie pani ojciec coś z tym zrobi.

Iga słuchała ze zniecierpliwieniem, powolny tok narracji złościł ją. Nie sprostowała nawet, kiedy nieomal obraził ją, nazwając "panią Michalczewską"... Wiedziała jednak, ze naukowcy nie lubią, kiedy się im przerywa.
- Czy to prawda, ze mamy się spotkać? kiedy?- rzuciła, kiedy Hodolewski zamilkł na chwilą, aby zaczerpnąć tchu.

Mężczyzna spojrzał bystro na Igę, wyglądając na niemiło zaskoczonego.
-Widzę, że Karnowski uległ pani urokowi i powiedział więcej niż powinien. W sumie jednak, jakby pani zaczęła pytać się po Kairze o niego ktoś mógłby się zastanawiać, gdzie wyruszył, a to mogłoby być niebezpieczne. Zwłaszcza dla pani. Umówiliśmy się, że po przebyciu Sahary ruszy nam na spotkanie we wschodnim Senegalu. I on, i my jesteśmy wyposażeni w telegraf, który umożliwi nam kontakt. Alikhar także powiadomi krajowców, by kierowali go w naszą stronę.

Kierownik ekspedycji jeszcze raz nalał herbaty do dzbanka.
-Pani Michalczewska, mam prośbę. Konsul wie o pani przybyciu, Dakar to duże miasto, ale każdy Europejczyk jest pilnie śledzony... Dlatego pójdzie pani z nami do niego na ostatnią - skrzywił się - a przynajmniej, mam nadzieję, że ostatnią audiencję. Proszę nic nie mówić o swoim ojcu. NIC pani nie wie o jego pracy, o jego wyprawie, o jego poglądach. I nic o telegrafie. To bardzo ważne, rozumie pani?

- Panno Michalczewska - poprawiła go w końcu - O telegrafie nic nie wiem, więc jak mam o nim opowiadać? – uśmiechnęła się, ale spoważniała po sekundzie - Jaki ma więc przedstawić cel swojej wizyty, a szczególnie co mam podać za powód wyjazdy z pana ekspedycją? – potrzasnęła głową. - Poza wszystkim - dużo ludzi wie, że spędzałam czas na wykopaliskach ojca.
- Dziwię się też – dodała po sekundzie, patrząc badawczo na Hodolewskiego - że nie miałam przyjemności poznania pana wcześniej... mam wrażenie, że ojciec znajdował upodobanie w chwaleniu się moja osobą przed swoimi kolegami.

-Liczę na pani pomysłowość - uciął krótko. - Wpiszę panią do grupy zabezpieczającej znaleziska; wiem, że ma pani doświadczenie w tej dziedzinie.
Wstał od stołu i podszedł do szafki, gdzie stało zdjęcie kobiety. Mimochodem starł kurz ze szkła.
-Pani mi nie ufa - odezwał się z pewnym sardonicznym rozbawieniem. Kiedy się odwrócił, nie było na jego twarzy śladu uśmiechu.-A mimo to przyjechała pani aż tutaj. Odwaga i lojalność to szlachetne cechy charakteru. Moi bracia byli podobni do pani. Potem przyszli bolszewicy i odebrali im życie.
Daleki grzmot zwiastował nadejście jednej z pierwszych burz pory deszczowej w Senegalu.
-Moi bracia nieźle na tym wyszli. Odebrano im tylko życie, ale jako męczenników za sprawę każdy ich szanuje. Mnie bolszewicy odebrali dobre imię. Pani ojciec to uznany badacz i wspaniały człowiek, ale nawet od niego nie mogę wymagać, aby pokazywał się publicznie z posądzonym o szpiegostwo na rzecz Sowietów i agitację komunistyczną. Cóż z tego, że oskarżenie zakończyło się oczyszczeniem z zarzutów? Polacy swoje wiedzą.

- Wiem tylko, ze zagadnienie polityczne nie interesowały mojego ojca. Jestem w tej materii bardzo podobna do niego.. Interesowali go Przedwieczni i finansowanie jego wypraw. Ale może mieć pan rację...- zamyśliła się na moment - Ojciec jest przewidujący. Rozumiał, że osoby finansujące wyprawę mogą wycofać się, jeśli dojdą do nich jakieś pogłoski o przyjaźni z Sowietami.
- To jednak nie tłumaczy, dlaczego mi nigdy o panu nie wspomniał…
- nie planowała dać się zbyć.

Hodolewski tylko się uśmiechnął, choć był to jedynie pusty grymas, bo oczy pozostały poważne. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść - odpowiedział.

Iga skrzywiła się z niezadowoleniem, zrywając z krzesła. Ktokolwiek stał za drzwiami, nie mógł wybrać sobie gorszego momentu na przybycie!
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline