Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2012, 04:32   #2
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=s1AcESk7JBA&feature=youtu.be[/MEDIA]

Nieznana plaża.

Wszystko co pozostało w pamięci to oślepiający blask i wstrząsający wszystkimi trzewiami huk... A później już tylko lodowaty, ściskający płuca chłód wody. Jęki? Może to już tylko twór wyobraźni? Poszarpanej przez ból świadomości. Czy w takim piekle dało się rzeczywiście słyszeć te dźwięki towarzyszące ostatnim chwilą życia?
Wtedy liczyło się chyba jedynie przetrwanie. Znalezienie czegoś, co pozwoli się utrzymać na rozszalałej sztormem wodzie. Jedynym światłem zdawał się być płonący szkielet statku czy też błyski towarzyszące burzy.
Teraz nie pozostał po tym nawet ślad...
Wszystko zastąpił spokojny szum fal, które popychały ciało lekko do przodu. Unosiły je delikatnie w górę odrywając od piaszczystego podłoża. I to ciepło...A właściwie żar palący skórę i potęgujący i tak przeraźliwą suchość w ustach. Zdawać by się mogło, że usta wypełnione były żwirem, który oblepiał zęby i dziąsła, unieruchamiał spuchnięty język.
- Ki chuj... Precz! Precz szkarado!
Krzyk? A może tylko kolejny psikus zrodzony przez tak straszliwie umęczony umysł?
- Niech ktoś to zabierze! Żyjecie! To gryzie... Pourywam wam te łebki!
Kolejny raz znajomy głos zaburzył błogi szmer wody i szum liści głaskanych wiatrem.
Ungaar, Mistrz Kościanej Wieży siedział po pas w wodzie, oparty o jeden z większych głazów jakimi usiana była plaża. Jego szata była postrzępiona. Teraz przypominająca bardziej szmatę do podłóg niżeli odzienie czarodzieja. Dopiero teraz stało się jasne - to nie miraż. To naprawdę była plaża. Niewielka zatoka w poszarpanym przez skały, przypominające szpony bestii wybrzeżu. Za jedną z nich, a raczej całym skalnym cyplem po ich prawej stronie, dostrzec się dało parę przechylonych nieco masztów okrętowych pod Tehyrską flagą. W wodzie prócz wielu ciał unosiły się poprzepalane deski, strzępy lin skrzynie i poobijane beczki. Chociaż głowa wydawała się ciężka niczym kamień w końcu pozwoliła oderwać się od wilgotnego piasku. Kilka metrów dalej roztaczała się ściana zieleni. Potężna dżungla. Tak gęsta, iż ni jak nie dało się zajrzeć w jej głąb. Chociaż musiało to zająć dłuższą chwilę, w końcu dało się dostrzec w niej "luźniejszą" przestrzeń. Być może starą ścieżkę? Drogę przez ten tropikalny las?
- Na gromy Talosa! Pomóżcie mi szmaciarze!
Stadko małych bestyjek - ni to kur, ni to jaszczurek otoczyło sfrustrowanego Ungaara. Co rusz jedna z poczwarek wyrywała się do przodu chwytając w małe, acz wyglądające na ostre niczym igły zęby kawałek ciała magika. Ten starał się bronić używając w tym celu kawałka deski, jaki podrzuciła mu w pobliże woda. W lewym jego ramieniu dostrzec się dało ranę, z której sączyła się jucha. Zapewne jedynie wzmagając apetyt a tym samym śmiałość małych (rozmiarami przypominających kurę) potworków.
- Błagam was! Błagam, słyszycie! Obsypie was złotem, tylko odgońcie to dziadostwo! To gryzie!
- I to w ten mniej fajny sposób...- wśród głazów dało się słyszeć drugi, twardy głos. Należał do podstarzałego półorka, jednego z kanonierów imieniem Zyld "Ludzka Twarz".
Podźwignął się z piachu i cisnął kamieniem w jedną z jaszczurek. Ta zasyczała głośno i pobiegła w kierunku lasu, na co pozostałe ruszyły w jej ślad.
Zyld zdawał się ledwie utrzymywać pion. Szybko stało się jasnym iż z powody wykręconej niemal o sto osiemdziesiąt stopni stopę. Sączące się rozcięcie nad okiem zapewne również to utrudniało...
- Nareszcie... Myślałem, że mnie zeżrą! Jak...Jak prosie!
- Nie jesteś aż tak pinkny gołodupcu...
- sapnął kanonier, padając na tyłek.- Jak to gadają... Głupi ma szczęście. No, znaczy, że musisz mieć mniej we łbie niż majtek Johan.- wskazał podbródkiem na ciało leżące gdzieś dalej. Odgonione chwile temu bestyjki wyjadły mu oczy, a twarz ogołociły do gości. - Ponoć tacy smakują najlepiej... Ale co ja mogę tam wiedzieć, nie Hartis!- klepnął w ramie unoszące się na wodzie obok tułowie, należące do jednego z marynarzy. Gdzieś na wodzie za nim dalej unosiły się rozciągnięte jelita.
Półork zaśmiał się beznadziejnie, sięgając do pasa. Przyłożył niewielką, skórzaną manierkę do usta pociągając kilka łyków ostrożnie.
- Chociaż kucwa nie uschnę!

- Gdzie... Gdzie my jesteśmy?- zapytał Ugnaar, rozglądając się nerwowo.
- W Rashemenie... Zgadnij! W piekle!- wskazał na skały wyrastające z ziemi nieco bliżej dżungli. Fale wyżłobiły w nich wgłębienie, które zdawać się mogło posłużyć za pewne schronienie? - Kto jest w stanie podnieś dupsko i nie posrać się przy tym?
W tej chwili spojrzenie wszystkich padło jednak na jeden obiekt. Drewnianą skrzynie, wzmacnianą żelazem i opisaną dziwacznymi runami. Zdawała się nawet niedraśnięta... Jakby wesoło kołysała się na wodzie.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 16-08-2012 o 05:03.
Mizuki jest offline