Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2012, 15:44   #1
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
[Slasher Story] - Bill

Szkolny autobus ruszył z charakterystycznym zgrzytem i piskiem. Miał on już swoje lata, podobnie jak pan Newman, który siedział za kierownicą. Pana Newmana znali wszyscy. Pełnił on w szkole kilka ważnych funkcji i mimo upływającego czasu nadal wydawał się niezastąpiony. Jego twarz znaczyły coraz liczniejsze zmarszczki, a skronie mocno posiwiały. Nadal jednak był on zarówno woźny, stróżem, jak i kierowcą w Bolingbrook High School.
Tak więc nic dziwnego, że to właśnie on był prowadzącym autobus jadący na szkolny obóz.

Pogoda dopisywała. Bezchmurne niebo, lekki południowy wiatr i wszechobecne słońce. Wedle prognoz, tak właśnie miało być przez cały tydzień trwania obozu. Ponoć ośrodek w którym mieli się zatrzymać leżał nad samym jeziorem. Pan Richards nie był jednak pewien, czy będzie można się tam kąpać.
Podróż na miejsce miała zająć blisko cztery godziny, więc trzeba było coś robić by zabić nudę. Jedni siedzieli z walkmanem na uszach i słuchali ulubionej muzyki, inni opowiadali o najnowszym horrorze, jaki widzieli nie dawno, a jeszcze inni po prostu spali.
Mniej więcej w połowie podróży miało miejsce zdarzenie, które nie tylko zelektryzowało wszystkich, ale także na długo zapadło w pamięć. Przy zjeździe z autostrady miał miejsce poważny wypadek. Ciężarówka przebiła barierkę ochronną i wpadła na przeciwległa jezdnię i staranowała dwa samochody. Ranni i zabici leżeli na ulicy, niczym porzucone szmaciane lalki. Na miejscu nie było jeszcze żadnych służb porządkowych, więc widok był makabryczny. Chaos, krzyki i krew.
Mimo ostrzeżeń pana Richardsa i tak wszyscy przycisnęli nosy do szyby i z mieszaniną przerażenia i fascynacji obserwowali miejsce wypadku. Autobus jechał wolno ze względu na korek, jaki powstał. Każdy więc mógł nasycić w pełni swoją chorobliwą ciekawość. Wiele osób później żałowało tego, że nie posłuchali pana Richardsa. Było już jednak za późno. Krwawe obrazy odcisnęły się już w ich pamięci.

Na szczęście reszta podróży minęła już bez przeszkód. Gdy autobus zatrzymał się przed bramą ośrodka, nikt już nie pamiętał o zakrwawionych ciałach i tragicznym wypadku.

Miejsce, jakie wybrał pan Richards naprawdę było cudowne. Niewielki obóz składający się z kilku bungalowów, stołówki, świetlicy oraz placu zabaw, znajdowała się w głębokim lesie tuż nad brzegiem jeziora. Do obozu prowadziła wąska żwirowa droga, wijąca się przez kilka kilometrów po lesie. Cisza i spokój były wręcz niesamowite. Słychać było szum drzew i śpiew ptaków. Żadnych samochód, wrzasków, czy innych nieprzyjemnych odgłosów miasta.

Cała grupa wysiadał z autobusu i idąc za panem Richardsem udali się do świetlicy. Tutaj nastąpił przydział domków wedle wieku i płci.
- A teraz kilka zasad, by nasz wypoczynek tutaj przebiegał sprawnie i bez żadnych nieprzyjemności. Po pierwsze nikt nie opuszcza obozu bez pozwolenia. Żadnych samodzielnych wypraw do lasu, czy nad jezior. To dzikie miejsce i może być bardzo niebezpieczne. Teren obozu jest ogrodzony, więc w jego obrębie nic wam nie grozi. Wszyscy słuchają poleceń i komunikatów, czy to wydawanych przeze mnie, czy też przez panią Morgan, czy to przez pana Washingtona, opiekuna obozu. Przestrzegamy planu dnia, który będzie ogłaszany zawsze na porannym apelu. Na nim także będą ustalane dyżury i obowiązkowe prace. Mam nadzieję, że nie będzie z tym problemu, jak w zeszłym roku. Gdy to kilkoro z was odmówiło sprzątania naczyń po posiłkach i musieliśmy przerwać obóz w połowie jego trwania.
To chyba na razie wszystko, a teraz możecie się iść wypakować. Spotkamy się za godzinę na obiedzie.

Pierwszy dzień minął szybko i nad wyraz pracowicie. Trzeba było nie tylko się wypakować, uprzątnąć domki, ale jak się okazało także przygotować rowery wodne na jutrzejszą wodną wycieczkę. Gdy więc zapadł zmrok większość obozowiczów padała z nóg i nie myślał o niczym innym, jak tylko o prysznicu i szybkim położeniu się do łóżka.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline