Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2012, 23:05   #6
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Ventix zgrzytał swoimi bialutkimi, ostrymi ząbkami wspominając to co się stało. Kapitan, ktoś kogo uważał za na tyle silnego aby go słuchać okazał się być jebanym idiotą. Zysk mógł być olbrzymi, choć wątpił w to aby kapitan się nim podzielił, ale ryzyko... było zbyt wielkie. Goblin planował zabójstwo kapitana już od jakiegoś czasu, czekając na odpowiedni moment - ale było za późno. I bardzo, bardzo to go wkurwiło.

Nie dość, że kapitan umarł to jeszcze nie będzie mógł wyegzekwować swojej zemsty na nim. Nie tylko wylądował na jakimś zadupiu, ale stracił swój magiczny sztylet i zbroję, którą, kurwa, zabrał swojemu byłemu mistrzowi jako trofeum. Malutkie oczy Ventixa były pełne nienawiści, która nie miała ujścia.

Woda nie była dla goblina problemem, ale ciśnienie w głębinach już tak. Nie mógł więc sam opuścić wyspy i potrzebował innych rozbitków... przynajmniej do czasu. Pozbierał, więc szybko swoje rzeczy, sztylet przełożył za pas, i ruszył do innych piratów. Przez chwilę przysłuchiwał się rozmowie i nagle prychnął.

- Taki z ciebie uzdrowiciel, kozojebco, że od razu chcesz odcinać rękę komuś kto bez niej jest tak przydatny jak nieśmiałość u dziwki. - wycedził.

- Oszczaj ją, może pomoże, może nie. Jeśli ma być tylko zbędnym bagażem to już chętniej zobaczę go w roli obiadu. - goblin oblizał usta.- Mogę ci nawet zostawić dupę do dupczenia. - dodał złośliwie do Jara.

- Nie będzie mi groził jakiś zasrany goblin, co to się z czyjejś smyczy zerwał... Uważaj, bezpańska kurwo, albo przekonasz się jakie fajerwerski trzyma jeszcze w rękawie Ungaar.- spojrzał na kapłana. - Ale jak słusznie zauważyło wasze okrętowe jebadełko, ręka jest mi... potrzebna.

- A ty majtek, bądź na coś przydatny i przynieś ten pieprzony kufer, przez który rozpoczęła się ta chujnia.

Goblin natomiast ruszył w stronę ciał unoszących się na wodzie. Szukał byłych członków załogi aby nie sprawdzić czy nie mają czegoś ze swoich cacuszek ze sobą. Szukał też co bardziej bogato wyglądających oraz... “apetyczniejszych”. Bądź co bądź coś trzeba będzie zjeść a słona woda całkiem dobrze marynuje mięso.

Słysząc słowa Ventixa majtek skrzywił się i plunął na piach. Przyzwyczaił się już, że jako gołowąsowi wszyscy próbowali mu rozkazywać, acz teraz otrzymał wyraźnie dwa sprzeczne polecenia. Szybko ocenił oba z nich, ważąc możliwości i podejście kapłana oraz goblina. Nie dość, że zachowanie tego ostatniego drażniło go - nienawidził pomiatających wszystkimi innymi cwaniaczków - to przed magią czuł zdecydowanie większy respekt. No i co by nie mówić, starzec był mimo wszystko sługą Umberlee.

Przez chwilę poruszał niemrawo ustami, trawiąc to wszystko, po czym odwrócił się w stronę goblina i warknął - Sam se kufer przynoś, zielonodupcu.

To powiedziawszy, rzucił ostatnie niepewne spojrzenie na krzywiącego się pod skałą magusa po czym zrobił ku niemu dwa kroki z zamiarem przytrzymania za nadgarstki.

Potężne łapsko Ungaara odrąciło na bok zbliżającego się majtka.
- Spierdalaj, pomyłko z zantuzu, zanim będziesz musiał własne flaki w ręce łapac. - wbił w kapłana wściekłe spojrzenie. - Czaruj... I schowaj ostrza. Ręka zostaje na miejscu, a ty zrobisz wszystko co trzeba aby jeszcze długo zwisała z mego ramienia.


Goblin obejrzał się w stronę majtka, syknął i wyszczerzył rząd idealnie ostrych ząbków. Wyciągnął sztylet zza pasa i obrócił się na pięcie. Zrobił krok do przodu.

Na początku zdawało się jakby cień sztyletu zrobił się... cięższy, głębszy. Z każdym drobnym krokiem goblina ostrze stawało się coraz bardziej czarne. Po 3 krokach wyglądało jakby utkane z bezgwiednej nocy... i noc zaczęła się wylewać, uciekać ze swojego malutkiego naczynia, jakby nie można było jej spętać. Wici ciemności zaczęły oplątywać najpierw dłoń, potem ramię, a po paru kolejnych krokach całą postać goblina.

Niczym głodne węże szukające swojej ofiary, wstęgi ciemności cały czas zmieniały pozycję, co chwilę ukazując wściekle jadowite oczy goblina. Oj nielubiał gdy ktoś taki jak majtek nim pomiatał. Teraz gdy nie było kapitana trzeba było ustanowić nową hierarchię, a goblin nie miał ochoty uganiać się za fanatycznym, sodomickim kapłanem.

Do tej pory goblin szedł spokojnie, nagle jednak wybił się zręcznie z piasku i niczym czarna błyskawica zbliżył się do majtka.

- Posłuchaj moczymordo.- czarny sztylet objęła fioletowa łuna -Nie chcę skończyć jako pożywka dla robali na tej wypiduwie i jeśli ty też nie chcesz to postaraj zadbać się o swój niedługo-w-przyszłości-pieprzony-przez-kapłana tyłeczek dbając o to co mówię. Czaruś bez ręki to jak pirat bez chuja, a nie chciałbyś być piratem bez chuja, prawda? - spytał, nie czekając na odpowiedź cofnął się o krok i ruszył w stronę ciał unoszących się na wodzie. Ciemność po paru krokach ustała.


Szukał byłych członków załogi aby nie sprawdzić czy nie mają czegoś ze swoich cacuszek ze sobą. Szukał też co bardziej bogato wyglądających oraz... “apetyczniejszych”. Bądź co bądź coś trzeba będzie zjeść a słona woda całkiem dobrze marynuje mięso. Spoglądał też na majtka i kapłana.

Jar postąpił krok naprzód, zasłaniając płaszczem zdezorientowanego Szczura. W oczach mezczyzny tlił się gniew.
-Uważaj pierdzie co tam mielisz tym plugawym ozorem! W przeciwnym razie dam Ci zakosztować gniewu Suczej Królowej!
 
Qumi jest offline