Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2012, 14:59   #62
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Post wspólny z google.doc + post własny

- No dobrze Nutpthys, więc twierdzisz, że Ringo jest z prawie wymarłej rasy, wszystko to przez Abidala czy jak mu tam, wszystkich zabrali a ciebie zostawili w klatce i to my mamy pomóc ci w uratowaniu mieszkańców tej wioski pokonując wielkiego czarnoksiężnika z armią zielonoskórych poczwar na swoich usługach. Jak chcesz żebyśmy to zrobili ? Pójdziemy do jego kryjówki, “powiemy uwolnij ich i zniknij z tego świata bo inaczej pogryziemy cię po kostkach”? Jeśli on jest taki potężny jak twierdzisz to nasza broń nic mu nie zrobi, nasza broń tak na dobrą sprawę nie jest bronią tylko rzeczami, które mieliśmy w domu i najczęściej używanymi do codziennych obowiązków. Ja na pewną śmierć nie idę, co to to nie! Kesie też nie pozwolę tam iść, nie mogę dopuścić żeby coś jej się stało. - wtrącił jako pierwszy Karl nie zważając na innych.
- Nigdy nie wysłałabym was na pewną śmierć. Jak mówiłam Abadiel wdarł się do wioski i uwięził mnie niecnym podstępem. Gdyby nie to, nigdy by mu się nie udało uwięzić moich ludzi. Moja moc w obrębie wioski jest znaczna. Niestety im dalej od niej, tym bardziej słabnę. Abadiel o tym wiedział i wywabił mnie z wioski i z pomocą swych poddanych uwięził. Teraz jednak, gdy już jestem wolna mogę was wspomóc swoją magią. Nie oczekuje od was wcale, że pokonacie Abadiela w walce. To mogłoby faktycznie być ponad wasze siły. Chcę tylko, abyście odnaleźli i uwolnili mój lud oraz wszystkich innych, których więzi Abadiel. Pozbawiony ręk do pracy na pewno osłabnie. A wtedy będziemy mogli myśleć, jak się z nim rozprawić. Wtedy też będziecie mogli zdecydować, czy chcecie nam dalej pomagać, czy pójdziecie w swoją stronę. Proszę was jednak o to, byście teraz mi nie odmawiali. Nie mam skarbca pełnego złota i szlachetnych kamieni, ale na pewno znajdę sposób, by godziwie wynagrodzić wasz trud.
Aaron na słowa o wynagrodzeniu uśmiechnął się nieznacznie, a w zielonych oczach coś błysnęło.
- Moja pomoc nie będzie droga. - Powiedział, unosząc znacząco medalion.
- Co zmarłemu po nagrodzie? - zapytał Beldar ze smutkiem patrząc na spalone wilki. - Skoro bez niewolników straci całą swoją potęgę na pewno nie pozwoli by ktoś od tak wkradł się do jego siedziby i ich uwolnił. Ja na śmierć też się nie wybieram. Muszę znać więcej szczegółów. Konkretnych szczegółów. Czym jest twoja moc? Jak możesz nas wspomóc? Z czym będziemy mieć do czynienia? Bo jeśli te wilki - wskazał dłonią na swoich dwóch zwierzęcych towarzyszy - to sprawka tego całego Abadiela czy jak mu tam wolę nie wiedzieć co byłby w stanie zrobić z nami.
- Nie mogę dać ci medalionu - rzekła wróżka - Musisz mi go oddać, to potężny i bardzo niebezpieczny przedmiot. Nie mogę pozwolić, by trafił w niepowołane ręcę. To zapewne i po niego Abadiel przysłał swoich ludzi. On zrobi wszystko, by powiększyć jeszcze bardziej swoją moc.Wyprawa o którą was proszę na pewno jest niebezpieczna, ale dowiedliście przed chwilą, że potraficie sobie radzić w trudnych sytuacjach. Wyprawa ta wymagać będzie nei tylko odwagi i siły, ale przede wszystkim wielkiego sprytu. A wierzę, że go wam nie brakuje. Ja ze swej strony mogę was wspomóc odrobiną mojej mocy. Otoczę was magiczną opieką i błogosławieństwem. Mam też kilka przedmiotów, które mogą się wam przydać i wesprzeć was w tej misji. Proszę pomóżcie mi. Tylko w was jest moja nadzieja.
- Nic nie muszę. - Warknął Aaron w odpowiedzi. Uniósł medalion i założył go na szyję, chowając kryształ za koszulę. - Nie może dostać się w ręce Abadiela, tyle sam wiem. Za wiele w nim mocy. Biorąc pod uwagę fakt, że znaleźliśmy cię w klatce, bezbronną i uwiezioną... Cóż, medalion będzie bezpieczniejszy z nami.
Konkretnie to ta wróżka mówić nie umiała. Beldar nie zamierzał ponawiać prośby o bardziej dokładne wysławianie się. Zamiast tego podszedł do wilków. Ostrożnie położył obu ręce na pysku i spojrzał w oczy. To, że raz go posłuchały nie oznaczało, że może czuć się przy nich bezpiecznie. Skrzydlata nie była jedyną osobą, która mogła im coś powiedzieć. Tak przynajmniej sądził myśliwy. Zwierzęta były równie dobrymi informatorami, co ludzie czy nieludzie. Jeśli tylko te dwa osobniki wiedziały coś na dany temat a to, co z nimi zrobiono nie przeszkodzi chłopakowi w zrozumieniu ich.
„Przepraszam was za to, co zrobiono z dwoma z pośród was. Gdybym działał szybciej może do tego by nie doszło. Jeśli chcecie na kimś odreagować wasz gniew stoję przed wami. Jeśli nie proszę powiedzcie mi czy wiecie, co tu się dzieje?”
Beldar nadal wyczuwał niechęć wilków. Mimo, że go posłuchały nadal były wolnymi i pełnymi nienawiści bestiami, które mogły w każdej chwili zaatakować.
Na pytanie i prośbę chłopaka wilki przez dłuższą chwilę nie odpowiadały. Beldar czuł, że poruzumiewają się między sobą, zastanawiają ją. W końcu zamiast słów przed oczami chłopaka ukazała się przerażająca wizja.
Długie podziemne korytarze, ciągnące się w nieskończonośc. Wyrobiska przy których pracowali w pocie czoła przedstawiciele różnych ras. Ich strażnikami były zielone maszkary, które zostały przepędzone przed chwilą z wioski. W końcu oczom Beldara ukazała się komnata pod ścianami której stały długie półki z książkami oraz alchemiczny stół. Na środku pomieszczenia znajdował się drewniany blat na którym leżał skrępowany wilk. Jakiś zamaskowany człowiek podszedł do niego i zaczął szeptac coś nad uszem, by na koniec wlać mu do pyska jakąś miksturę. Na oczach Beldara wilka rósł niczym pompowany balon. Jego mięśnie pęczniały, kły wydłużały się, a sierć stawała się szorstka i nieprzyjemna.
Wizja zniknęła równie nagle co się pojawiła. Beldar klęczał przed wilkami i wpatrywał się w ich płonące wściekłą czerwienią ślepia. Teraz już wiedział, co się im stało.
Myśliwy był zszokowany tym, co zobaczył. Chore eksperymenty na wilkach zamieniające je w maszyny do zabijania. Nie mógł długo dojść do siebie. Pytanie jakie zadał przyszło mu z trudem.
“Chcecie uwolnić swoich pobratyńców? Chcecie wyglądać tak jak dawniej?”
Wilki przystały na propozycję Beldara i były gotowe wyruszyć, choćby zaraz.
- [i]Skoro ten magik schwytał cię poza wioską i wiedział że w swojej wiosce jesteś silna to dlaczego znaleźliśmy cię w wiosce wróżko? - Bolesław spytał podejrzliwie. Spostrzeżenie było trafne ciekawe jak wróżka spróbuje się wyłgać, jakoś jej nie wierze. Pomyślał
- Przypuszczam, że chciał zwabić inne duchy i jej również schwytać. Nie wiem tego jednak na pewno. Szalony umysł Abadiela kroczy dziwnymi ścieżkami.
- Inne duchy? Jesteś więc duchem?
- Bracie, co ci pokazały wilki ? Nutpthys duchem ? przecież to nie możliwe, mogę ją dotknąć, duchów nie można dotykać więc nie może być duchem. Nie wiem, róbcie co chcecie, idziemy pomóc lub nie, wasza decyzja. Ja w każdym razie trzymam się blisko Kesy żeby jej się nic nie stało. O właśnie, Nutpthys, znajdę tutaj gdzieś jakieś kije żebym mógł zrobić strzały?
Beldar długo klęczał przy wilkach zastanawiając się co też z tym wszystkim zrobić. Jeśli sytuacja przedstawiała się tak, jak pokazały mu wilki...
- Potrafisz przywrócić je do normalności? - Jego słowa skierowane były do wróżki. - Jeśli chcemy tam iść czeka nas przeprawa przez długie korytarze znajdujące się pod ziemią. Jest tam pełno tych zielonych strażników, z którymi mieliśmy do czynienia w wiosce. Do tego pewnie dojdą inne zmutowane wilki. Czemu o tym nam nie mówisz? – Pytanie było wypowiedziane z wyrzutem. Można było się też doszukać złości.
- Jakbyś nie zauważył, Beldarze, wróżka nie mówiła nam o wielu rzeczach i nie odpowiedziała na wiele pytań. - Odezwał się Aaron. Trzymał się w znacznej odległości od wilków, jednak obserwował je z ciekawością. - Poza tym, obawiam się, czy cokolwiek oprócz naprawdę potężnej magii byłoby w stanie im pomóc. Mutacje nie są łatwe do uzdrowienia. Magiczne mutacje - prawie że niemożliwe.
- Przykro mi ja nie umiem im pomóc, ani przywrócić do normalności. Zapewniam was jednak, że jestem z wami szczera i nigdy w niczym was nie oszukałam. Mam dość ciągłego oskarżania mnie o kłamastwo. Nie wiem wiele o siedzibie Abadiela. Nigdy tam nie była. Bardzo możliwe, że czeka was trudne zadanie, ale wierzę że jesteście w stanie to zrobić. W was moja i nie tylko moja nadzieja. To jak pomożecie mi, czy nie?
- Wiem, że Abadiel jest tym złym. - Beldar wpatrywał się w skrzydlatą - Wiem też, że krzywdzi przedstawicieli różnych ras i zwierzęta. Nie wiem natomiast czy ty w tym konflikcie aby na pewno jesteś tą dobrą. Ale nie martw się. Nie wiem jak reszta, lecz ja wyruszę do jego siedziby. Nie, nie dla ciebie... Zrobię to dla wilków. One pomimo, że nie potrafią mówić, przekonały mnie lepiej niż jakiekolwiek twoje słowo.
Myśliwy rozejrzał się po wiosce w poszukiwaniu czegoś.
- Macie tu gdzieś jakąś łopatę?
- Bracie jesteś pewien swojej decyzji ? A tak w ogóle to na co ci łopata? Tak czy inaczej jeśli ty idziesz to ja też, nie pozwolę ci iść samemu.
- Pewny jestem, że wplątaliśmy się w coś, z czego raczej od tak się nie wyplątamy.
- odparł najstarszy z myśliwych podchodząc do trucheł wilków - Chciałbym je zakopać. W końcu nie z własnej woli stały się wściekłe i krwiożercze.

* * *

Aaron nie miał najmniejszej ochoty ryzykować życia swojego i swoich przyjaciół, by pomóc Nutpthys, która od początku zdawała mu się podejrzana. Wróżka twierdziła, że nigdy ich nie oszukała i trochę w tym racji miała. Jednak dla chłopaka, granica pomiędzy oszustwem a pominięciem niewygodnej prawdy była bardzo cienka.

-Nigdy nie byłaś z nami całkowicie szczera. - Zwrócił się do kobiety. - Omijałaś odpowiedzi na niewygodne pytania, jak chociażby na moje o krąg z kości w podziemiach. Teraz chcesz, żebyśmy pomogli ci uwolnić twój lud. Nie zauważyłaś jednak, że jesteśmy tylko bandą dzieciaków, które w starciu z tym całym Abadielem popadają jak muchy.

Skrzywił się nieznacznie na słowa o bandzie dzieciaków. Chciałby myśleć, że są czymś więcej, jednak taka była prawda. A tej się nie wybiera. Można ją tylko zaakceptować.

Prawda w tym momencie wyglądała tak, że nie byli w stanie pomóc ani tym porwanym ludziom, ani wilkom, które zdawały się słuchać Beldara. Dostanie się do siedziby Abadiela byłoby łatwe, o wiele łatwiejsze niż wyjście, którego niektórzy z nich z pewnością by nie przeżyli. Co do wilków... Cóż, Aaron mógłby spróbować odwrócić proces, przez który przeszły. To jest, jeśli w grę wchodziłaby tylko alchemia. Jednak coś mu mówiło, że magia również miała w tym swój udział. Nigdy nie wykonywał tak skomplikowanych procedur i jak już powiedział, mutacje są trudne do odwrócenia, niemalże niemożliwe.

Przypadek beznadziejny.

A jak młody alchemik zapatrywał się na takie, wszystkim było wiadome.

- Nie możemy ci pomóc. - Odezwał się w końcu. - Ani tobie, ani twemu ludowi, ani nawet tym wilkom.

Odwrócił się w stronę swoich przyjaciół.

- Wszystko to jest ponad nasze siły. Ruszajmy. Jak najdalej i jak najszybciej.

„I módlmy się, żeby kłopoty nie zdecydowały się ruszyć za nami”, dodał w myślach.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 22-08-2012 o 15:05. Powód: Format tekstu.
Aro jest offline