Gdy pierwszy robak wyszedł spod gałki ocznej murzyna na twarzy Morgena zawitał uśmiech. Udało mu się w miarę bezboleśnie i bez użycia żadnych leków odrobaczyć tragarza.
- Nie takie rzeczy się w okopach robiło. – powiedział sam do siebie.
Gdy pierwsze pasożyty zaczęły wypełzać doktor pierwsze co zrobił to chwycił słoiczek na próbki i szczypczyki chirurgiczne.
- Zaraz się zobaczy co to jest. – mruknął do siebie i zaczął po kolei delikatnie zbierać larwy do szklanego pojemnika.
Nie miał pojęcia co to jest, więc musiał to przebadać. Może jak wróci z wyprawy, to napisać jakiś artykuł o nowych gatunkach pasożytów. Gdy jedna z ostatnich pełzających larw była już w szczypcach Morgen nieco mocniej je zacisnął. Usłyszał stłumiony krzyk bólu i gniewu. Zerknął w stronę wyjścia z pawilonu. Nikogo tam nie było. Zmarszczył brwi i mruknął pod nosem.
- Pewnie, żarty sobie robicie ze mnie. Śmiało, jak się co stanie to będziecie żałować tych figli.- zamknął słoiczek i wyszedł rozglądnąć się kto sobie z niego żarty stroi. Nikogo wokół nie było.
Wrócił do tragarza, który już nieco spokojniejszy patrzył się na niego ciemnymi oczami. Zerkał od czasu do czasu na Morgena, a to na słoik. Thomas ponownie sięgnął po szczypce. Otworzył pojemnik i ścisnął kolejną larwę. Zrobiła to samo. Znów do uszu lekarza dotarł pisk. Morgen schował słoik i zaczął podenerwowany chodzić po pokoju.
- Co to u licha może być? Pustynia na mnie chyba niezbyt dobrze działa... – próbował w jakiś racjonalny sposób wytłumaczyć sobie to czego właśnie był świadkiem.
- Herr Doktor, czy wszystko w porządku? – usłyszał.
- Chciałbym, żeby było. Proszę wejść. Muszę coś Państwu pokazać. – powiedział nieco zaniepokojony. Sięgnął po szczypczyki i słoiczek. |