Mimo szczerych słów Nutpthys przyjaciele nadal nie byli przekonani, co do prawdziwości jej intencji i całkowitej uczciwości. Tak, jak mówił Aaron wiele kwestii pomijała ona milczeniem, a to przecież oznaczało, że chciała coś ukryć.
- Jestem wobec was całkowicie szczera - powiedziała lekko załamującym się głosem wróżka, opiekunka wioski - Musicie chyba pochodzić z okolic, gdzie ludzie są bardzo podejrzliwi. Jestem wam wdzięczna za pomoc, ale błagam nie porzucajcie mnie i moich ludzi tylko wy możecie ich wspomóc. Nigdy was nie okłamałam, a pominęłam jedynie sprawy które uważane są w tej wiosce za tabu. Jeżeli jednak nalegacie to złamię je. Kości które widziałeś Aaronie, to szczątki poprzednich wodzów wioski. Są ona tam złożone, by ich duchy opiekowały się tym miejsce i całą społecznością. Ja jestem ich wysłanniczką i pełnię rolę opiekuna i strażnika.
Wtedy odezwał się milczący od dłuższego czasu Taelryn. Jego mowa miała natchnąć towarzyszy do działania. Przecież po to wyruszyli z domu, by przeżyć przygodę. Czy jednak starcie z potężnym czarnoksiężnikiem było tym czego pragnęli? Już teraz mogli zginąć w starciu z wilkami, a co dopiero w jego siedzibie, gdzie tych bestii będzie wielokrotnie więcej.
Widząc, że przemową nic nie wskórał Taelryn, zapytał wróżki:
- Wróżko, gdzie moglibyśmy uzyskać pomoc? Może jest w okolicy jakiś gród albo nawet miasto?
- Trzy dni drogi stąd jest niewielkie miasteczko - rzekła zasmucona Nutpthys - To dość duża osada. Muszę was jednak ostrzec, że żyją tam strasznie okrutni i skąpi ludzie. Kiedyś żyliśmy z nimi w zgodzie, ale gdy oni porzucili kult przodków i zwrócili się ku nowej wierze, która przynieśli kupcy ze wschodu nasze drogi się rozeszły. Ci nowi bogowie są źli i okrutni. Nie przypuszczam, abyście znaleźli tam kogokolwiek kto będzie chciał mi pomóc.
Skoro nie chcecie mi pomóc, to nie ma innego wyjścia jak pożegnać się z wami. Proszę jedynie na koniec, by Aaron oddał mi moją własność, a będziemy mogli rozstać się w pokoju.
Przyjaciele spojrzeli po sobie i szybko zgodzili się z Aaronem, że próba pomocy Nutpthys i jej ludowi oznaczałaby dla nich śmierć. Musieli opuścić wioskę i szukać przygód, gdzie indziej.
Jedynie Beldar i Karl chcieli udać się do siedziby Abadiela. Nawet jednak ich nie przekonała wróżka, a wilki z którymi rozmawiał Beldar.
Większość przyjaciół wyszła ze świątyni. Wydawało się, że w tym miejscu część z nich rozdzieli się i pójdzie w swoją stronę. Także Marlowe stwierdził, że wróci do wioski i że to co przeżył wystarczy mu na resztę życia. On wolał jednak spokojne życie w Idleville.
W świątyni został jedynie Aaron i Nutpthys.
- Jeszcze raz proszę, byś oddał mi moją własność. Kradzież to zły czyn i sprowadza na jego sprawcę samo nieszczęście. Ostrzegam cię. - głos wróżki zmienił się i czuć w nim było rosnącą agresję - Oddaj mi mój kryształ. |