Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2012, 14:03   #2
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Skagos charakterystyka krótka

Skagos i Skagosi to generalnie tajemnicza tajemnica, ale co nieco wiadomo. Więc:

Oni jedzą ludzkie mięso.
Hodują jednorożce.
Skagos jest tam, gdzie jest, czyli niebezpiecznie blisko Muru, i nic nie wskazuje na to, by wyspa miała nagle odżeglować gdzieś w dal.
Wody wokół wyspy to straszny kocioł, przeprawić się tam to dokonanie samo w sobie. Skagos nigdy nie zostało zdobyte. Jak Skagosi dostali łupnia, to zawsze na lądzie. Na wyspie nikt ich nie ruszy i oni dobrze o tym wiedzą.
Skagos jest pełne Skagosów, i co jakiś czas jak im się robi ciasno albo nudno, wyprawiają się na ląd pomordować troszeczkę.
Oni jedzą ludzkie mięso...
Skagos to wredny typ, co żadnej okazji do bitki nie przepuści. Jak tylko mogą, to przywalą Straży. Jak się wyprawią za Mur, to radośnie tłuką dzikich. Jak pójdą na południe, to walczą z klanami z gór. A jak nie ma się z kim bić, to siedzą na swojej wyspie i biorą się za łby między sobą... wtedy oczywiście reszta zainteresowanych jest najszczęśliwsza.
A po walce jedzą ludzkie mięso!
Skagosami, tak jak dzikimi, rządzi magnar. Specyfiką wyspy jest to, że zawsze z tego samego rodu - który kiedyś, gdy trafił się jakiś magnar współpracujący i mniej krwiożerczy niż poprzednicy, został z fantazją przez Króla Północy uszlachcony. Magnar to nie jest zwykły dowódca. Magnar jest bogiem swoich ludzi.
Poza magnarem, Skagosi wierzą w starych bogów. Oprócz drzew modlą się podobno do jakiegoś straszliwego morskiego potwora, którego mają uosabiać kamienie wygładzone w jakiś szczególny sposób przez fale.
Rzeczonemu potworowi składają ofiary. Z ludzi. I jedzą ludzkie mięso.
Z racji położenia wyspy, magnarowie Skagos w negocjacjach ze Strażą z lubością wysuwają argument: dawajcie nam, co chcemy, albo odetniemy wam dostawy drogą morską i lądową, a potem wpadniemy z sąsiedzką wizytą, spalimy Wschodnią Strażnicę do poziomu gruntu, a tamtejsze wrony zjemy. Co ważne, chociaż tym straszą, nigdy tego drugiego nie zrobili. Jednak każdy Lord Dowódca, który taką propozycję usłyszy, musi mieć na uwadze... że zawsze jest ten pierwszy raz.
Jak Skagos weźmie się i wyprawi na ląd, oprócz zabijania stawia sobie za punkt honoru porwanie jakiejś kobiety i zabranie jej ze sobą na wyspę.
Skagijki tam na dole nie mają zębów, naprawdę. Kto zaglądał, ten wie. Ale jak Skagijka wyprawi się na ląd, stawia sobie za punkt honoru rozłożenie nóg przed mężczyzną, który na Skagosa nie wygląda. Najbliżej mają do wron... i wielu jest takich, co z tego korzystają.
Dzicy Skagosów nie lubią. Klany z gór Skagosów nie lubią... dziwicie się? Oni mordują i porywają kobiety, i jedzą ludzkie mięso. Nikt Skagosów nie lubi.
Bogowie chyba też nie za bardzo. Wśród Skagosów podejrzanie częstsze niż w reszcie populacji są rozmaite deformacje - od banalnej w postaci zajęczej wargi po gigantyzm. Mocniej zdeformowane noworodki pewnie mordują. Nie wiadomo w sumie, czy potem nie jedzą... trafisz za nimi?

No dobra. Dlaczego Straż dopuściła te potwory na swoją ziemię?

Bo pojawiła się szansa na odwilż stosunków pomiędzy Strażą a Skagos. Jeśli wziąć pod uwagę, że wzajemne pretensje i mordobicie ciągnie się sześćset lat, to gra naprawdę jest warta świeczki.

Zanim 600 lat temu nastąpił początek tej podjazdowej wojenki, stosunki układały się jak to między bliskimi sąsiadami. Czasami były waśnie, a czasami Skagosowie wespół zespół ze Strażą bili się z dzikimi aż miło. Kwitł handelek. Dobrze było, w sumie. Zaczęło się, jak to zwykle bywa, od dupy.

600 lat temu magnarem Skagos została baba, Sahayeda. Do Straży odnosiła się przyjaźnie i nie sprawiała większych problemów. I jak to bywa, jak stosunki są przynajmniej ciepławe, w ramach budowania ciepełka wskoczyła do wyra Errandowi Greystarkowi, dowódcy zamku, który wówczas nazywał się Zimny Dom, a obecnie znamy go pod nazwą Długiego Kurhanu. Errand Greystark z jakichkolwiek powodów ciągnął ten romansik, wrony włączając Lorda Dowódcę udawali, że nic nie widzą, i nic nie zapowiadało katastrofy.

I wtedy ruszył się na południe Król za Murem, którego imienia najstarsi górale już nie pamiętają. I walił prosto w Zimny Dom. Sahayeda w te pędy ruszyła na odsiecz. Doceńcie geniusz strategiczny, godny Danuty Targaryen - zamiast wylądować przed Murem i wspomóc jego obsadę, durna baba wysadziła tysiące swoich ludzi na północ od Muru i popruła szparko wzdłuż umocnień. Skończyło się, jak się skończyć musiało. Dzicy przyparli Skagosów do Muru pod Zimnym Domem i eliminowali drogą metodycznej wyrzynki. A Errand Greystark... nie otworzył bram, choć mógł. Patrzył z góry, jak dzicy i Skagosi toczą bitwę pod jego bramą. Pojechał tłumnie na czele wron dopiero, gdy dzikich, poszarpanych walką ze Skagosami, było już mało. I wygrał. Sahayeda zaś złożyła głowę w bitwie. Jeden ze Skagosów, który przeżył rzeź, twierdził, że jej ostatnim życzeniem było, by pochować ją obok mężczyzny, którego kochała... wzruszyliście się? To jadziem dalej.

Mimo wszystko, nadal nic nie zapowiadało katastrofy. Magnarem po śmierci Sahayedy został jej brat. Razem z ocalałymi Skagosami pomagał wronom w rozwiązaniu kwestii tysięcy trupów, psujących się w letnim słoneczku pod Murem. Nie dało rady ich spalić, więc przeciągnięto je za Mur, by oczyścić pole, i w pewnej odległości od strażnicy pochowano w wielkim kurhanie. Potem magnar zawinął się i wrócił na wyspę. Zaraza od trupów jednak wybuchła. Errand Greystark został oskarżony o to, że nie potrafił jej zapobiec. Został zdegradowany i piętnaście lat potem dożył kresu swych dni jako zwykła wrona w Wieży Cieni.

I jak tylko wyciągnął nogi i został pochowany, ze Skagos do Czarnego Zamku przybył nowy magnar, Karl. Syn Sahayedy, z mordy podejrzanie podobny do Greystarka. Zażądał kości mniemanego ojca. Lord Dowódca może miał powody, może Skagosów nie lubił (jak wszyscy), a może po prostu miał zły dzień. W każdym bądź razie odmówił. Karl się wściekł i wrócił na Skagos... południową stroną Muru, po drodze wybijając tylu braci, ilu tylko zdołał. W odwecie Straż pognała precz grupę Skagosów osiedlonych z dziada pradziada w Darze. Przy wypędzaniu padły trupy. Magnar Skagos tak jak wcześniej tych osadników miał gdzieś, tak nagle poczuł się z nimi blisko i osobiście spokrewniony. Zaczęła się regularna wojna, której kres położyła śmierć Karla.

Wojnie, ale nie skiepszczonym stosunkom. Jak to zwykle bywa, sprawa przez lata obrosła w kolejne wzajemne krzywdy. Przez sześćset lat trwały to potyczki, to morderstwa, to rajdy Skagosów na idące z dostawami na Mur wozy i inne tego typu podsrywania. Raz na jakiś czas konflikt urastał do rozmiarów wojny, i wtedy na ogół ruszał się Stark z Winterfell, Skagosów spychano z wielkimi stratami na morze i zostawiano... bo przecież nikt nie będzie atakował tej wyspy. Oczywiście, nawet w największym ferworze walk zdarzały się po obu stronach jednostki przyjazne. A to jakaś wrona znalazła za Murem poranionego Skagosa i opatrzyła rany, zamiast dobić. A to jakiś Skagos przybywał przywdziać czerń - najczęściej by schronić się w Straży przed gniewem magnara. Nieprzemijająca chęć Skagijek by puścić się z kimś, kto nie jest z pochodzenia Skagosem, nawet jeśli przypadkiem nosi czarne gacie, trwała sobie również przez lata, bez większego wpływu na konflikt.

I pięć lat temu bogowie uśmiechnęli się do Straży. Daleko na północy, już w wiecznych śniegach, Qhorin, wówczas jeszcze pełnopalcy, brnąc w śniegu wlazł na oddział Skagosów pod wodzą Moruad Magnar, siostry obecnego magnara. Qhorin szukał w śniegu dzikiego grasanta imieniem Weyland, który raz za razem był się przeprawiał za Mur i robił sporo zamieszania. Moruad Magnar szukała nie wiadomo czego - jedni mówią, że złota. Inni, że sławy. Jeszcze inni, że chłopa spoza wyspy, odwiecznym zwyczajem wszystkich Skagijek. I zamiast się w tym śniegu pozabijać, od słowa do słowa doszli do porozumienia, że droga im wypada w tym samym kierunku, a sama Moruad również chętnie zdjęłaby głowę Weylanda z barków. Więc poszli. O tym, jak pokonali Weylanda, śpiewa się pieśni... których treść się wyklucza wzajemnie, ale wszystkie co do jednej są piękne. Moruad z nikogo stała się nagle kimś. Powrót na Mur zajął im rok... i jakoś po drodze Qhorin przerobił Moruad na dozgonnego przyjaciela Straży. Liczba podejrzanych zejść wron w okolicy morskiego brzegu, które można było przypisać Skagosom, najpierw się zmniejszyła, by ostatecznie spaść do zera. Moruad osobiście ze swymi ludźmi osłaniała braci budowniczych ze Wschodniej Strażnicy, jak im się przyszło wyprawić po kamień na naprawę nabrzeża poza Mur. Raz za razem wykonywała też małe, lecz znaczące gesty wobec Lorda Dowódcy, pokazując, że jej na przyjaźni Straży bardzo zależy. Musiała wziąć w karby własnego brata magnara, bo coś o Endeharze ostatnio przycichło...

Więc kiedy trzy miesiące temu przyjechała do Czarnego Zamku z prośbą, że chciałaby oddać cześć zmarłym na Długim Kurhanie, no jakże, jakże można jej było odmówić? Poniewczasie okazało się, że oddawać cześć przyjechało ponad setka brodatych Skagosów. Siedzieli na kurhanie, chlali i śpiewali... i ciągle przyjeżdżali nowi, więc Qorgyle posłał po Moruad, by się, ekhm, może trochę ograniczyła.

Moruad, ciągle w grzecznym tonie, wskazała, że nie może zabronić swoim ludziom czcić zmarłych. Korzystając zaś z okazji, poprosiła o dostęp do biblioteki Straży... tak, tak. Dzikuska chyba umie czytać. A jak wyszła dwa dni potem, no to zgadnijcie, czego zażądała?

Pozwolenia na kopanie w Długim Kurhanie. W celu poszukiwania kości Erranda Greystarka, który miał tam zostać pochowany, by mogła zabrać je na Skagos i złożyć obok Sahayedy... Qorgyle próbował odmówić grzecznie, i wtedy Moruad wyjechała z argumentem, że ona w takim razie wraca na Skagos opowiedzieć bratu, że Straż nie chce współpracować i pluje na pamięć i ostatnią wolę bohaterskiej Sahayedy. Powiało grozą cokolwiek. Lord Dowódca lekko obłaskawił dzikuskę jakimś prezentem i w trybie pilnym ściągnął Półrękiego z Wieży Cieni, żeby ten jej przemówił do rozumu.

A legenda Straży, zamiast kopnąć Skagijkę w dupę i spacyfikować na miejscu, ledwie przyjechał, zaczął mówić z nia jednym właściwie głosem. Że oddanie kości Greystarka to gest, który Straż musi wykonać, jeśli chcemy mieć nadzieję na odwilż w tym wiekowym konflikcie. Że to było 600 lat temu, Greystarkowi zajedno, gdzie będzie leżał, ludzie, oddajmy jej te stare gnaty, nic nam od tego nie ubędzie, a może przybyć... i że Moruad zostanie kiedyś magnarem Skagos - więc lepiej zdobądźmy się na to małe przecież ustępstwo, pokażmy, że nie chowamy uraz, podajmy rękę.

Lord Dowódca się ugiął, Moruad wróciła na Długi Kurhan i zaczęła kopać, Skagosów robiło się tam z dnia na dzień coraz więcej, zaczynają rozłazić się po okolicy i chyba Straż straciła nad tym wszystkim kontrolę.

Qhorin cały czas trwa przy stanowisku "dajmy jej co chce, nie wkurwiajmy Moruad, przyszłej magnar Skagos" i ten trynd światopoglądowy właściwie nadal przeważa. Jednak pojawiają się już głosy, że Straż pozwoliła Skagijce na zbyt wiele, a sam Półręki tańczy na cienkiej linie pomiędzy lojalnością wobec Straży, a chyba prawdziwą i autentyczną przyjaźnią z Moruad.


Postacie Graczy


W tej chwili Lord Dowódca przychyla się do stanowiska "głaskamy Moruad, sprawie martwej dziewczyny ukręcamy łeb jak najszybciej". Toteż wybierze ludzi, którzy w takiej sprawie będą potrafili się odnaleźć. Grupę ma prowadzić Półręki, a przynajmniej na razie wygląda, że poprowadzi.

Potrzebuje zatem Lord Dowódca 3-4 braci z Nocnej Straży, co do których lojalności do tej pory nie było żadnych wątów. Ludzi, którzy będą potrafili znaleźć coś, czym będzie można zapchać gębę Skagijce. Wiecie rozumiecie... trzeba będzie pojechać do Wschodniej Strażnicy, obejrzeć trupa, pogadać z braćmi i pojmanymi Skagosami, rozejrzeć się po okolicy i wykoncypować coś sprytnego, cały czas tajniacząc się, by rzecz nie dotarła do uszu magnara Skagos. Wreszcie... trzeba będzie negocjować z Moruad - nie wiadomo, ile ona wie, i czy przypadkiem wielka przyjaźń do Straży przypadkiem już jej nie przeszła.

Qorgyle jest człekiem sprytnym, i może uznać za celowe wzmocnienie ekipy ludźmi spoza Straży. Można zatem zagrać np. lordem czy lady, który jest dobroczyńcą wron, lub też klanowcem z Flintów czy Norreyów. Przypadkiem przebywa w Czarnym Zamku. Straż ma do niego bezwzględne zaufanie - sprawę trzeba trzymać w tajemnicy. On lub ona dysponuje zdolnościami lub wiedzą, które mogą być przydatne w rozwiązaniu problemu.

Nie wiadomo, co tę dziewczynę zabiło... może coś zza Muru przylazło? Oczywiście, nie wierzymy w te wszystkie bajki o Innych i chodzących trupach, a przynajmniej się do tego głośno nie przyznajemy. Jednak na wszelki wypadek, jeśli znamy jakiegoś dzikiego tudzież dziką zza Muru, do której mamy zaufanie, toooooo... znajdziemy go czy ją szybko, poprosimy grzecznie, żeby on czy ona się przyłączyli do sprawy. Możemy dać w zamian dobry topór, albo co tam sobie dziki przyjaciel Straży zamarzy. Oczywiście, pewnie jest tak, że dziki wcale nie jest przyjacielem Straży jako całości, tylko konkretnego Rudego Zenka albo Kaprawego Jasia, z którymi pozostaje w dobrych stosunkach. Niemniej ma motywację by Straży pomagać.

Jeśli zaś ktoś nie chce na wstępie pozostawać z wronami w czułej przyjaźni - można zrobić postać Skagosa lub Skagijki, osoby, która obecnie przebywa na Długim Kurhanie z Moruad Magnar i jest jej zaufanym totumfackim. Postać taka dotyrka do grupy głównej w późniejszym terminie, po kilku kolejkach.

Karta postaci winna zawierać:

1. Imię, nazwisko, przydomek
2. Pozycja. Więc kim jest postać w Nocnej Straży, albo kim jest postać w społeczności, w której najczęściej bytuje.
3. Opis fizyczności plus awatar. Nie cierpię mangi i innych animków, proszę, abyście mieli na uwadze moje biedne oczy i poszukali czegoś w innej stylistyce.
4. Opis charakteru, z wyszczególnieniem sympatii i antypatii, rzeczy, które postać ceni, których się boi.
5.
Dla postaci wron:
Dlaczego to Wasza postać ma wziąć udział w tej sprawie?
lub w przypadku przyjaciół Straży:
Dlaczego Straż może Waszej postaci ufać?
w przypadku Skagosa:
Z jakiego powodu Moruad Magnar ufa Twej postaci bezgranicznie?
5. Historia postaci. Miejcie litość i opiszcie ją w punktach, max dwie strony. W zwartych, długich tekstach trudno potem znaleźć ważne szczegóły.
6. Jestem wyjątkowym gościem, bo...
To jest coś, co Was wyróżnia na tle innych, jakaś cecha lub umiejętność. Może to nieniknący fart w grze w kości? Może to taki uśmiech, który sprawia, że nawet obcy człowiek z miejsca chce się z wami kumplować? Może potraficie nie spać trzy noce z rzędu i dalej widzicie na oczy? Może budzicie w ludziach jakiś instynktowny strach? Może nie urodził się jeszcze człowiek, którego Wasza postać nie wytropi?

Możliwości jest bardzo wiele .

7. Wprawka fabularna z postacią w roli głównej. We fragmencie muszą paść słowa, które z jakichś powodów są dla postaci ważne, istotne, cenne, zmieniły jej życie... dla przejrzystości można je wyboldować .

8. Umiejętności postaci. Może być lista.

Kwestia mechaniki
Będzie. Jakaś szczątkowa, pozwalająca rozegrać mordobicia. Jak ją zrobię przed końcem rekrutacji, to wrzucę, żebyście mogli sobie obejrzeć. Jak się nie wyrobię, tooooo... będziemy sobie ustalać współczynniki na początku sesji.

Kwestia doków
Będą

Tempo
Raz a dobrze co 10 dni.

Dokąd postacie?

A tutaj, na PW moje.

Do kiedy?
Trzy tygodnie, od teraz

Ostatnie słowo
Chociaż w tej chwili sytuacja wygląda tak, że zadanie jest jasne, i padną jasne rozkazy rozwiązania problemu, nie narzucam Wam ani stanowiska w sprawie Skagosów, ani ostatecznego rozwiązania problemu. Bo można do niego dojść różnymi drogami, i pewnie nie mam nawet pojęcia o większości z nich, bo to Wy je będziecie tworzyć.

To może być opowieść o zdradzie.
Może być o wojnie.
Całkiem możliwe, że o nienawiści...
... ale może i o trudnych przyjaźniach.
O honorze, który nie zawsze jest jednoznaczny.
O miłości, bo i czemu by nie.

Jednak jednego możecie być pewni. To będzie opowieść o głodzie. Dlatego też całkiem prawdopodobne, że... pieśni to o Was i Waszych czynach raczej nikt nie zaśpiewa.


Z pozdrowieniami dla Wszystkich
którzy przebrnęli aż do tego miejsca!

Asenat
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 31-08-2012 o 15:51.
Asenat jest offline