Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2006, 20:35   #21
MisieK666
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Hm... to ctrl+c, ctrl+v?

Moja postać:
Cytat:
Gahn jest nadzwyczaj wysoki i dobrze zbudowany jak na człowieka. Wzrostem dorównuje półorkom a szerokością w barach mało który krasnolud mu dorówna. Od kilku lat chodzi łysy ale jego naturalnym kolorem włosów jest czarny, co nie trudno zgadnąć po czarnych krzaczastych brwiach. Skórę ma jakoś dziwnie ciemną, jak na ten region świata. Przypuszczalnie pochodzi z okolic pustyni Anauroch. Jest bardzo silny i ma dobrą kondycję. Nie jest asem jeśli chodzi o zręczność i koordynację ruchową. Ubiera się wygodnie i praktycznie. Ocieplany płaszcz, wysokie buty, spodnie i koszula – to jego codzienny ubiór.
Z dzieciństwa pamięta tylko piasek. Pamięta, że codziennie budził się i zasypiał z piaskiem we włosach i ustach i, że było gorąco. Pamięta też krzyk jakiejś kobiety, chyba jego matki. „Gahn!” – krzyczała patrząc w jego stronę – „Gahn!”. Potem już nie żyła, a on obrał sobie jej krzyk za imię. A potem jego zapakowali do klatki wraz z innymi dziećmi i wywieźli. Robiło się coraz zimniej i zimniej. Potem, po kilku, może kilkunastu dniach podróży, odsłonili szmaty zasłaniające im widoki i otrzepali je ze... śniegu. Gahn pierwszy raz w życiu widział ten biały puch i wtedy nawet nie wiedział jak go nazwać. Był wszędzie. Kiedy zawiało wlatywał do nozdrzy i ust zupełnie jak piasek. Zakuli ich w dość luźne kajdany, odziali w najgorsze szmaty i wsadzili do większej klatki. Karmili, chyba nawet lepiej niż siebie. I żadne dziecko nie wiedziało o co chodzi. Zresztą każde płakało, więc nie było czasu na myślenie. Kiedy już przyzwyczaili się do zimna i nabrali na sile brano ich parami i wynoszono gdzieś. Żadne nie wracało. Gahn czasem widywał, jak jedno z dzieci jest ukradkiem prowadzone w inne miejsce. Zawsze jedno. Potem przyszła jego kolej. Przyszedł jeden z tych, tych, kurwa jego mać w te i nazad, orków. Wziął jego i jakiegoś dzieciaka z jego wioski. Przeprowadził ich przez obozowisko i wprowadził na dużą arenę. W koło pełno było jemu podobnego, oślizgłego, brudnego gówna. Dali im małe mieczyki, tarcze i czekali. Stali obaj naprzeciw siebie i nie wiedzieli co robić. Wtedy te poczwary strzeliły im obu pod nogi. Gahn pojął. Musiał zabić aby przeżyć. Ten drugi w dalszym ciągu nie robił nic, więc wyższy od niego znacznie Gahn pchnął i zanim ten zdążył się osłonić, leżał już na ziemi z wbitym w klatkę piersiową mieczykiem. Potem i jego zaprowadzili do innego pomieszczenia, pełnego takich jak on – tych którzy przeżyli. Tam powiedzieli mu, że plemię Zgniłego Oka tradycyjnie urządza walki ludzkich dzieci. Przez ponad dziesięć lat żył w klatce. Codziennie rano wstawał, trenował, jadł, znów trenował i w końcu kładł się spać na swoim kawałku wspólnego łoża składającego się z wilczych skór. Raz w tygodniu wychodził na ring i zabijał. Potem cykl się powtarzał. Szybko stał się jednym z najlepszych. Przeżywał każdą walkę. Często leczył rany przez tygodnie, ale przecież liczyło się to, że przeżył. W ciągu kilku lat nauczył się władać różnymi broniami, wykorzystywać otoczenie i doskonale wyłapywać błędy przeciwnika. Było ich dwóch – Karden i Gahn – postrachy klatki. Nikt, absolutnie nikt nie chciał z nimi zmierzyć. A oni sami trenowali razem i, jeśli to w ogóle można tak nazwać, zaprzyjaźnili się. Aż dziw, że te sadystyczne świnie nigdy nie wystawiły ich razem do walki... do czasu. Wyszli razem na zimną, obłożoną śniegiem arenę, kiedy plemię wybrało nowego władcę – dziesięć lat po przybyciu Gahna do osady. I to Gahn wygrał. W decydującym momencie zadał szybkie cięcie toporem w szyję. Wtedy postanowił, że ucieknie. I uciekł, do tej pory nie jest w stanie wytłumaczyć jak mu się to udało. Zaraz po jednej z walk, kiedy wszystkie orki szykowały się na kolejną potyczkę a straże były ograniczone do minimum, Gahn zabił gołymi rękami prowadzącego go orka, zabrał mu broń i udał się w kierunku bramy obozu. Była otwarta i... nikogo przy niej nie było. To była najszczęśliwsza chwila w jego życiu. Za bramą zobaczył ślady orczych i ludzkich stóp prowadzących w stronę zaśnieżonego gąszczu drzew. Gahn przypuszczał, że strażnikowi złapano w ramach pociechy jakąś kobietę do wychędożenia, a że dziewka stawiała opór to się pewno wyrwała i uciekła w krzaki. Może lepiej, że ją najpierw zabił a potem zerżnął?
Gahn w tym czasie uciekał na oślep aż trafił na małą, kilkurodzinną wioskę. W nocy zabił i ograbił kowala i jego małżonkę. Wsiadł na konia i ruszył dalej na zachód, aż trafił do Luskan. Chciał odpocząć, ochłonąć i zapomnieć o dziesięciu straconych latach. Szukał stałej pracy i znalazł ją dość szybko. Miesiąc po opuszczeniu obozu dostał pracę jako... kat jednego z pięciu najwyższych kapitanów. Podwładny kapitana, który go angażował nie pytał o nic. Wystarczyły odpowiednie warunki fizyczne, którymi Gahn dysponował i próba, którą także przeszedł bez większych problemów. Z uśmiechem na twarzy zabijał już nie takich cieci jak opasły kupiec z głową wielkości sporej beczki po piwie. Przez parę lat pracy kapitan miał z niego duży pożytek. Nie było osoby, która po spotkaniu z Gahnem – oprawcą nie wyznała by swojego sekretu, bo ten poddawał ofiarę coraz to okrutniejszym torturom rodem z orczej niewoli. Wieczorami natomiast lubił sobie wypić, faszerować się Mordaynem(który obecnie załatwia mu Dark) i dupczyć kobitki w jednej z lepszych spelun w mieście, bo zarabiał dość sporo.
Tą historię znacie wszyscy, bo Gahn opowiada ją tylko po Mordaynie.[taki proszek, którego opary wywołują halucynacje]
Niestety, stary kapitan został zamordowany a nowy już miał swojego kata. Gahn musiał poszukać nowej pracy. I właśnie wtedy został zrekrutowany do Szkarłatnych Cieni, w których pełnił rolę kata, oprawcy i ochroniarza w jednym. Na polu walki był niezastąpiony a w akcjach wymagających dyskrecji zwykle stał na czatach. W kwaterze natomiast zajmował się gnębieniem więźniów, których czasem przyprowadzono by wyciągnąć z nich informacje.
Gahn jest bardzo mrukliwy, a obojętność z jaką wykonuje wszelkie egzekucje spowodowała, że zyskał w Cieniach przydomek „Skała”. I każdy, absolutnie każdy, kto kiedykolwiek miał wątpliwe szczęście widzieć, że bez mrugnięcia okiem wydłubuje gały swojej ofierze, tak do niego mówi...

Ekwipunek: Zestaw oprawcy (łamacz kciuków, gruszka, igły, trucizna itepe), tarcza duża metalowa +2,pełna zbroja płytowa ze szpikulcami +1, topór bitewny +1, sztylet.(wszystko zdobyczne już za czasów w cieniach, jak za mocne to proszę MG o info:P)