Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2012, 22:58   #1
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
CZAS HORRORU [Horror 18+]

WPROWADZENIE


Tadeusz stał przy słupie z ogłoszeniami udając, że studiuje listę rozstrzelanych warszawiaków. Odwet za zastrzelenie niemieckiego oficera przez polskich żołnierzy podziemia.

Tadeusz zacisnął zęby w wąską kreskę. Jego przedwcześnie postarzałą twarz wykrzywił gniewny grymas. W ciemnych, brązowych oczach pojawił się gniew.

- Bandyci – mruknął cicho pod nosem.

Przeniósł wzrok w stronę kościoła na końcu ulicy. Na krzyż. Przez chwilę pomyślał o Bogu i o tym, jak może pozwalać na to, co z narodem polskim wyprawiają naziści. Jak może patrzyć bez gniewu na to, jak giną niewinni: kobiety, dzieci, cywile.

Młoda kwiaciarka sprzedająca bukieciki polnych kwiatów przed kościołem przeszła na drugą stronę ulicy. Tadeusz ruszył za nią. Ostrożnie, by nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Jego dopiero co odebrane od szewca buty wybijały pośpieszny rytm na brukowanej ulicy.

Dogonił dziewczynę przed zakładem szewca.

- Proszę pani – zawołał za nią.

Dziewczyna odwróciła się. Miała jasne włosy i takie same, niezwykle duże, ale i smutne oczy.

- Poproszę bukiecik tych białych i czerwonych – powiedział umówione hasło.

- Dla kogo kawaler je kupuje? – zapytała pozornie niewinnym tonem. – Pewnie dla jakiejś ładnej dziewczyny?

- Nie – podpowiedział ustalonym hasłem. – Dla chorej siostry. Ma zaledwie piętnaście lat.

Dziewczyna podała mu bukiecik. Zapłacił. Kwiaciarka odeszła, a Tadeusz z bukiecikiem polnych kwiatków ruszył przed siebie. Wszedł do pierwszej bramy. Odwinął karteczkę spinającą łodyżki. Odczytał informację.

Tylko kilka słów, ale wystarczyło, aby zbladł.

- A więc to prawda ... – wyszeptał drżącymi ustami. – On odszedł. Naprawdę odszedł.

Tadeusz osunął się po ścianie, siadł prosto na ziemi w bramie. Wyjął zapałki i papierosa. Zapalił i jednocześnie zniszczył dowód w postaci kartki z bukieciku.

W połowie papierosa wstał energicznie, otrzepał płaszcz.

- Margaret – powiedział do siebie. – Ona będzie wiedziała. Ona wie wszystko.

* * *

Godzinę później patrzył, jak Margaret z nieodłącznym papierosem w zębach i typową, skupioną miną, przegląda jakieś notatki.


- Napij się kawy – wskazała kubek. – Zbożowa. Całkiem smaczna. Masz może cukier.

Zaprzeczył ruchem głowy.

- Więc czemu tutaj przyszedłeś? Czego chcesz?

- Szukam kogoś.

- Jak każdy, Tadeusz, jak każdy.

- Ja szukam duchownego. Znasz go. Sprzed wojny. Nazywa się Lubicki. Krzysztof Lubicki.

Spojrzała na niego z nową uwagą.

- Czemu?

- Wiesz czemu.

Pokręciła głową. Energicznie. Chyba przestraszona.

- Nie idź w tą stronę, Tadeusz – przestrzegła go z wyraźnym lękiem w głosie. – Wiesz, ze to nie doprowadzi do niczego dobrego.

- Mam stać i biernie przyglądać się temu, co naziści robią z tym światem.

- A masz inne wyjście. Podlegasz prawu tego świata tak samo, jak i ja, Tadeusz.

- Przecież wiesz, ze to nie jest nawet moje prawdziwe imię! – uniósł się gniewem.

Ale Margaret najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła.

- Nikt z nas nie podaje swoich prawdziwych imion – uśmiechnęła się lekko - Nie idź w tę stronę – powtórzyła. – Nie popełnij błędu Sowy.

- Pomożesz mi, czy nie.

Spojrzała mu prosto w twarz. Wydmuchnęła kłąb dymu.

- Pomogę – odpowiedziała. – Ale to będzie kosztowało.

- Jasne – Tadeusz pokiwał głową zadowolony.

- Na początku paczka papierosów – uśmiechnęła się Margaret. – Potem ... potem dowiesz się reszty.

- Znajdź mi Lubickiego. Potem proś, o co chcesz.

Nie czekał na odpowiedź. Położył paczkę papierosów na stole i skierował się do wyjścia.

- Przyjdź tutaj za trzy dni.

Pokiwał głową, na znak, że usłyszał. Wyszedł zamykając za sobą drzwi. Margaret patrzyła na nie jeszcze przez chwilę.

- Głupiec – pokręciła głową z niesmakiem. – Jak wychylisz nos, oni zjedzą cię w mgnieniu oka. Jedyną szansą na przetrwanie jest ukrywanie się w tej iluzji normalności.

Odpaliła papierosa od niedopałka i wróciła do przerwanej pracy.

* * *

Gdzieś, z daleka od kamienicy w której spotkali się Margaret i Tadeusz, w brudnej, zapluskwionej pościeli stary, wychudzony Żyd otworzył oczy.

- Shoah – powiedział spękanymi wargami leżący a potem zamarł, wpatrując się szklistym wzrokiem w sufit.

- Znam cię – powiedział do pustej przestrzeni pod sufitem. – Wiem, czego chcesz.

Pusta przestrzeń ...zafalowała.... zamigotała... coś się w niej poruszyło. Coś mrocznego i ciemniejszego niż nocne niebo.

Żyd uśmiechnął się.

- Znam cię – zaśmiał się chrapliwie krztusząc flegmą. – Znam i nie boję.

Przez chwilę oddychał ciężko, zbierając siły.

- Weź mnie, jeśli zdołasz.

Ciemność spłynęła w dół, na krótką chwilę otulając ciało wychudzonego starca.

- Gdzie ... to .... jest – gdyby ktoś poza konającym rabinem był jeszcze w zdewastowanym pokoju, usłyszałby świszczący glos dobywający się wprost z wyżej ciemności.

- Nie znajdziecie ... tego .... czego ... nie ... można ... znaleźć – zacharczał Żyd i skonał.

Ciemność odpłynęła.

* * *

Ciąg dalszy nastąpi ...... wkrótce, jak pojawią się gracze
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 15-09-2012 o 16:24.
Armiel jest offline