Cuchnął rybą, ale był najedzony i nawet niezbyt zmęczony. Jednak opłacało się nie wyrywać do przodu. Teraz jakiś frajer musiał gonić po linach i ryzykować życie, a Ragnar spokojnie łowił rybki, oporządzał i przyprawiał. Przy okazji nie omieszkał rozejrzeć się po kuchni, pozaglądać do skrzyń i obejrzeć sobie zgromadzone tam sprzęty.
Po Krwawej Godzinie, która jak się okazało była całkiem ciekawą rozrywką o ile nie było się jednym z nieszczęśników, Ragnar zasiadł na zwoju liny pod frontową ścianą kasztelu i zaczął się raczyć przydziałową porcją grogu. Popatrzył na sadowiącego się niedaleko niego olbrzyma. Mięśniak był jeszcze większy od niego, zauważył Ragnar i aż gwizdnął z podziwu. Rzadko się coś takiego zdarzało.
- Ej, ty – zwrócił się przyjaźnie do olbrzyma wznosząc kubek w geście toastu. – Za nowych, bo takim chyba też tu jesteś. Jestem Ragnar. Ciebie zwą jakoś? |