Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2012, 23:33   #7
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Minęły dwa tygodnie odkąd Erland i Moruad powrócili do siedziby klanu Crowl. Przez ten czas kobieta unikała towarzystwa Erlanda - zajęta przygotowaniami do wyprawy na Długi Kurhan, przyjmując kolejne delegacje, wydając rozkazy. Stary kapłan także nie szukał towarzystwa, bo co mógł jej powiedzieć? Że wręcz zgwałciła wszystko w co wierzył Szepczący, że odrzuciła wszystko czego jej nauczył w imię swoich celów. Starzec był zły i rozżalony, ale nie zrobił nic, dokładnie nic.

Był późny wieczór gdy Moruad przybyła do świętego gaju. Była sama, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie było z nią ani Hwarhena, ani tej bladej ciemnowłosej dziewki postępującej za nią jak cień... za którą z kolei postępował cicha śmierć, biały wilk. Byli sami. Czardrzewo wbite korzeniami w skałę, w której czarnych, przepastnych trzewiach Erland żył i śpiewał zmarłym wojownikom z klanu Crowl, roniło czerwone liście. Twarz drzewa była obliczem młodej dziewczyny, ze słodkimi ustami wygiętymi w delikatnym uśmiechu pełnym tajemnic.
- Wejdź i napij się ze mną - powiedział cicho Szepczący. - Powiedz w czym mogę ci pomóc Moruad z rodu Magnar - dodał szybko.
Weszła, schylając uprzednio głowę przed drzewem i po raz kolejny, by zmieścić się w niskim przejściu. Kapłan, który przed Erlandem zajmował tę grotę przed śmiercią powiedział Szepczącemu, że to dobre miejsce. Ta skała uczy pokory, nawet magnarów. Jeśli chcieli wejść i wysłuchać słów bogów, musieli zgiąć do ziemi sztywne karki... nie przewidział jednak, że magnarem może chcieć zostać kobieta tak niska, że wystarczy, by lekko uchyliła głowę. Przysiadła przy ognisku i położyła na płaskim kamieniu suszoną rybę i przysmak, w którym Erland wielce gustował, tłuczone owoce głogu z miodem.
- Unikasz mnie, Erlandzie Szepczący - mówiła zbyt cicho, by w grocie obudziły się echa, które tak przerażały jego gości. Tych zwielokrotnionych głosów nie musiała się jednak bać. Były niczym w porównaniu z echem, jakim odbił się w zaświatach jej czyn. - Zaszyłeś się wśród drzew i zmarłych i zostawiłeś swój klan bez opieki. Żywi potrzebują cię teraz bardziej niż zmarli. Wyruszamy jutro i wielu może zginąć. Poślesz ich do przodków bez błogosławieństwa? Chcę, byś ruszył ze mną na Długi Kurhan, Erlandzie, będą tam zmarli, którym nikt nie dał jeszcze pieśni i żałoby, i ich dusze błąkają się samotne pod Murem. Chcę, żebyś wstał, zszedł na wybrzeże, pobłogosławił łodzie, ludzi i wyprawę. Ale przedtem chcę, żebyś przestał milczeć, a zaczął znowu szeptać - ujęła w dłonie gliniany pucharek i uroniła kroplę miodu na ziemię, dla zagubionych duchów. - Nadal pamiętam... choć tobie chyba się zdaje, że to zbyt dla mnie odległe czy nieważne. Pamiętam, że kiedy wszyscy pochowali się w jaskiniach ze strachu przed nowym bogiem, ty znalazłeś w sobie siłę, odwagę i... bunt. Dla mnie. Czas, byś uczynił to po raz kolejny. Tym razem nie dla mnie. Tym razem dla wszystkich. Dla Crowlów i Stane’ów, dla mego klanu, dla Rorków z północy i Harlene’ów z południa. Złamałam twoje serce... przestań milczeć i szepcz. Jak ja mogę tobie pomóc, byś znowu znalazł siłę?*
- Nie możesz mi pomóc dziecko – odpowiedział Erland – nie przywrócisz mi młodości, nie dodasz siły, nie przebłagasz zmarłych. Wiedz, że nawet tysiąc pieśni na Długim Kurhanie nie spowoduje, że oni zapomną i że ja zapomnę… Widziałem ich twarze, twarze zapomnianych bogów, których imiona pamięta garstka ludzi na tej wyspie. Twarze wykrzywione w gniewie na mnie i na ciebie… - starzec zrobił krótką przerwę i zmęczonym głosem dodał – Prosisz o wiele dziecko, o bardzo wiele. Nie jestem młody Moruad, nie przypadkowo nie opuszczałem wyspy przez pięć ostatnich lat, ale dla ciebie magnar – słowo to Erland wymówił bardzo wyraźnie – udam się na Długi Kurhan i zaśpiewam zmarłym Crowlom, Stane’om, Magnarom, Rorkom i Harlen’om, dokładnie tak jak sobie tego życzysz. I będę prosić bogów by byli nam przychylni – wniósł kielich do góry, po czym wypił całą jego zawartość. – A teraz udaj się do mojego mlecznego brata i powiedz mu, żeby przygotował jednorożca na ofiarę. Odnalezienie kości Erranda Greystarka zasługuje na coś więcej niż kilka kropel pitnego miodu. Przybędę za dwie godziny. Idź.
Uśmiechnęła się. Lekko, samymi kącikami warg. Ze wspomnień Erlanda wypłynęło wspomnienie innego uśmiechu, krabów brnących w stronę morza, i własnych słów. “Gówniarze nie wiedzieli nawet, o co była bitka”.
- Nie, Szepczący. Twoje serce jest złamane i wahasz się. Nie potrzebuję mężów, którzy się wahają. Nazwałeś mnie magnarem ze strachu. Nie potrzebuję już takich, co się mnie boją, mam ich na pęczki. Złożysz ofiarę i pobłogosławisz wyprawę. Ale dołączysz do mnie na Długim Kurhanie dopiero wtedy, gdy będziesz pewny własnego serca. Zostaniesz i będziesz pytał bogów tak długo, aż raczą dać ci odpowiedź. Może to był mój błąd, że nie kazałam dla ciebie otworzyć innych grobów, tych, w których śpią magnarowie, którzy władali wyspą po Sahayedzie... Tak, to nie był pierwszy raz, kiedy zeszłam w otchłanie Domu Żywego Boga i zobaczyłam prawdę... źle, że nie pozwoliłam ci jej zobaczyć. Zapytaj więc bogów. Zapytaj, dlaczego w grobach tych, którzy panowali po Sahayedzie złota jest mało lub tyle co wcale... a we wcześniejszych leżały bogactwa prawdziwe. Zapytaj, choć odpowiedź ci się nie spodoba. Złóż ofiarę, lej krew na kamienie i pal zioła. Zapytaj Svena o Piersi Szerokiej jak Stół, czy jego słowo i jego hojność skończyły się wraz z jego śmiercią, czy sięgnęły poza jej granicę. A gdy to wszystko zrobisz, rozważ i moje słowa: Errand Greystark także był moim przodkiem. I jeśli mam wybierać, czyjego szeptu z zaświatów mam słuchać - jego, człowieka, który postawił własną cześć i dobre imię, by nie dopuścić do wojny, czy szalonej dziewki, która dla swego kaprysu poprowadziła dzielnych ludzi z klanów na pewną śmierć... zgadnij, kogo wybrałam. I przyjmę wszystko, co za tym wyborem idzie, tak jak i on to zrobił. Mówią, że na północy nie ma dróg, dlatego całe nasze życie zawsze jest pełne wyborów trudniejszych niż ludzi, którzy żyją na południu. Zapytaj bogów, Szepczący. A potem dokonaj wyboru. Dla siebie, dla klanu. I dla Skagos.

Wstała, otrzepując skóry z drobnego popiołu.
- Jeszcze jedno, Erlandzie - powiedziała cicho i łagodnie, odwracając się od wylotu jaskini - Nie chcę, abyś się mnie bał. Nie jestem moim bratem. Ale ostatni raz wydałeś mi rozkaz. Zrób to raz jeszcze, zrób to w obecności klanów, a zginiesz.
- A więc pomyliłem się - pomyślał gorzko Erland słysząc ostatnie słowa Magnar. - Masz mnie za tchórza i głupca - stwierdził, ale nie odpowiedział nic. Zrobił to w czym Crowlowie są najlepsi nic, dokładnie nic.

Gdy Moruad Magnar opuściła jaskinię Erlanda, starzec wstał i podszedł do starej skrzyni. Otworzył ją i wyjął z niej kilkadziesiąt monet różnego rodzaju, parę klejnotów. – Powinno wystarczyć – pomyślał oglądając je dokładnie, po czym schował je do worka. Pakowanie nie zajęło mu dużo czasu, bo i niewiele majątku kapłan posiadał. W plecaku znalazło się miejsce na różnego rodzaju maści i zioła, kości potrzebne do przepowiadania przyszłości i odczytywania woli bogów, miedzianą misę i przybory do przygotowywania maści. Reszta rzeczy była zbędna.
- Jeszcze jedna rzecz zanim wyruszę – stwierdził Erland i skierował swoje kroki w stronę świętego gaju. Chciał dowiedzieć się jaka czeka ich przyszłość i jak jest wola bogów.
Bogowie milczeli. Erland rzucał kości raz za razem, ale nie doczekał się odpowiedzi. Rozgarnął dłonią poznaczone runami Pierwszych Ludzi otoczaki, ostatni raz, bo czas mu już było iść. Wojownicy czekali przy łodziach na jego słowa, prowadzono już ofiarę. Spojrzał szybko na kości.
- Orzeł. Wydra. Szczenię. Pajęczyca na lodowej sieci. Mysz. Jednooki basior. Kruk. Kwiat. Czardrzewo. Rosomak.

Tylko tyle. Żadnej porady ani wskazówki.


***

Był późny wieczór gdy Erland znalazł w końcu czas by porozmawiać prywatnie z Nyhremem Niedźwiediem, wodzem Crowlów. Młodszy o 10 lat mężczyzna z postury był podobny do Hwarhena, ale z charakteru był zupełnie inny – nie tak otwarty i ostrożniejszy, choć w boju równie okrutny jak Bez Żony.
- Wyglądasz na zmęczonego bracie – powiedział Nyhrem do Erlanda – napijesz się miodu?
- Chętnie – odpowiedział kapłan – I tak jestem zmęczony Niedźwiedziu. Ofiara z jednorożca nie należy do łatwych, ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać.
- Sprawiłeś się zacnie! Padł za trzecim ciosem... nawet Wręcemocny potrzebuje pięciu! Ciągle jesteś silny, braciszku, ciągle dowalić możesz - zaśmiał się, zadowolony z ofiary, wziął to chyba za dobrą wróżbę. - A o czym mówić chciałeś?
- Zanim udam się z Moruad na Mur chcę poznać twoje zdanie na temat całej sytuacji.
- Ach - Nyhrem zatarł ręce - Idzie nam dobre, przyjacielu. Nie wiesz? Pewnie, że nie wiesz, boś ze swej groty łba nie wystawiał. Moruad przerobiła Stane’ów... oddadzą nam Wyspę Morsów. Na Długim Kurhanie zawrzemy przymierze... to dobre miejsce, dobre... Nikt nie będzie się bił na kościach zmarłych, bo nie uchodzi. I to dobre, dobre - dodał i dolał Erlandowi miodu - Spójrz, tyle lat przeszło, tylu bogów Skagos widziało, mniejszych i większych, odważnych i bitnych... ale tyle lat musieliśmy czekać, by odbyć wreszcie żałobę. Będzie dobrym bogiem, gdy Endehar, oby żył wiecznie, odejdzie do przodków. Tak, wiem, Endehar ma córkę... ale zbyt młodą i zbyt słabą. Moruad zasiądzie na kamiennym tronie w Królewskim Domu, Erlandzie, a wtedy dla Crowl’ów nastaną prawdziwie dobre czasy. Naciskać na nią nigdy nie chciałem, sam wiesz, jaka jest. Ale mają się ku sobie z moim najstarszym, ha! Powiadam ci, Erlandzie, dożyjemy jeszcze obydwaj czasu, w którym pod kamiennym tronem Skagos będzie się bawił nowy bóg, i krew Crowlów będzie płynęła w jego żyłach!
- Tak, masz rację bracie - stwierdził spokojnie Erland. Bo co innego mógł zrobić? Opowiedzieć Niedźwiedziowi o tym co widział w grobowcach Domu Żywego Boga? Zaśmiać się z przekonania Niedźwiedzia o Moruad mając się ku synowi Nyhrema? Szepczący znał Moruad dobrze i jeżeli miała się ku komukolwiek to ku wronie zwanej Qhorinem Półrękim. A i w to było Erlandowi trudno uwierzyć - Wypijmy za to, za krew Crowlów! - Erland wniósł wysoko kielich.
Nyhrem wyszczerzył w uśmiechu wszystkie zęby, które jeszcze miał i przepił suto do swego brata. A potem wypili jeszcze parę kielichów za pomyślność wyprawy Maruad, za przodków, za braterstwo.

Spotkanie z Nyhrem poprawiło humor Erlandowi, ale nie rozwiało jego wątpliwości. - Stąpamy po kruchym lodzie bracie - pomyślał, żegnając się z Niedźwiedziem. I była to prawda, prawda której pozostali Crowlowi nie chcieli dojrzeć... albo co gorsza którą odrzucili. - Zwycięstwo albo śmierć oto co nas czeka - stwierdził udając się do swej samotni. Tej nocy, po raz pierwszy od powrotu z Domu Żywego Boga, spał spokojnie.

***

Następnego dnia Erland wraz z wieloma innymi Crowlami, Stane’ami stali na wysokim brzegu i obserwowali jak kilkanaście potężnych statków Skagosów robi się coraz mniejszych i mniejszych, aż w końcu znikły daleko na horyzoncie. Wiatr im sprzyjał, co było dla Szepczącego dobrym znakiem.

Pożegnanie z Moruad była krótkie. Kobieta powtórzyła, że ma nadzieję że Erland dołączy do niej na Murze. Starzec spokojnie odpowiedział, że jak tylko bogowie dadzą mu odpowiedź to przybędzie do niej. Życzył jej też pomyślnych wiatrów - i tylko tyle, bo cóż więcej mogli sobie powiedzieć.

***

Minęły miesiąc zanim bogowie zlitowali się nad Szepczącym i ukazali mu przyszłość w kościach w jednej z najgłębszych jaskiń Crowlów i ich świętego gaju, gdzie nie schodził nikt oprócz Szepczącego i kapłanów przed nim.

Kobieta. Wrona. Czarne słońce nad nimi.

Palce mrozu na ziemi.
Palce mrozu na wodzie.

Dwa pierwsze znaki były jasne, Kobieta - Moruad, Wrona - Mur. Trzeci znak przeraził starca, ponieważ nigdy wcześniej go nie widział, choć wiedział aż za dobrze co oznacza. Czarne Słońce - znak nadchodzącej Długiej Zimy, znak przebudzenia Innych. Starzec nie potrafił jednak odczytać połączenia tych trzech znaków. Nie był pewien czy Czarne Słońce pochłonie zarówno kobietę jak i wronę, czy też wręcz przeciwnie tylko sojusz tych dwóch sił jest w stanie je powstrzymać. Nie miało to jednak znaczenia, jasnym było bowiem, że bogowie chcieli by dołączył do swych pobratymców na Długim Kurhanie.

Mężczyzna zebrał kości z kamiennego kręgu, wylał resztę pitnego miodu z bukłaku w podzięce bogom za pomoc i ruszył w górę gdzie czekał na niego Erebrar z Ognia, uczeń Erlanda. Mężczyzna miał 20 lat i potwornie zdeformowaną twarz, pamiątkę po pożarze który cudem przeżył. Jednocześnie był jednym z bystrzejszych spośród Crowlów, znał wiele zapomnianych pieśni i miał otwartą głowę. No i był najmłodszym synem Nyhmera Niedźwiedzia, a także osobą która opiekowała się Szepczącym gdy ten powrócił chory pięć lat temu i znalazł się zawieszony pomiędzy życiem, a śmiercią.

- Erebrarze - powiedział Szepczący głośno - Bogowie przemówili do mnie i kazali udać mi się na Długi Kurhan. Pomożesz mi się spakować i pod moją nieobecność będziesz opiekować się tym świętym gajem, a także śpiewać naszym przodkom pieśni.
- Nie jestem gotów...
- Milcz. Przez ostatnie pięć lat przekazałem ci wszystko co sam wiedziałem. Nie tylko zmarli na Długim Kurhanie potrzebują pieśni, nie tylko wojownicy którzy udali się z Moruad potrzebują naszej porady. Poza tym co mam zrobić Erebrarze z Ognia? Mam błagać bogów by zmienili zdanie, bo masz wątpliwości? Nie, Erebrarze, nie sprzeciwię się woli bogów. A teraz przynieść mi mój plecak.

Chłopak niechętnie spełnił rozkaz Szepczącego i parę minut później przyniósł jego plecak i niewielką torbę w której były głównie zioła i różnego rodzaju maści.

- Mam jeszcze jedną prośbę Erebrarze - powiedział Szepczący wyjmując worek z całym swoim majątkiem. - Gdy nadejdzie czas... gdy nadejdzie czas wykorzystasz to złoto i udasz się z córką Hwarhena albo za Mur, albo do Wolnych Ludzi.
- Nie rozumiem Szepczący.
- Wiem. Zrozumiesz gdy nadejdzie czas... - odpowiedział cicho. - A teraz chodź. Zanim wyruszę na Mur chcę zobaczyć jeszcze Trzy Palce Niebios.



***

Łódź kołysała się rytmicznie, a wysokie brzegi Skagos ginęły w oddali. Wiał zimny, jesienny wiatr, zawierający w sobie zapowiedź zimy. Mimo to Szepczący czuł ulgę - cokolwiek go czekało na Murze nie było już odwrotu, zastanawiał się tylko czy towarzyszący mu Stane’owie, Crowlowie, a nawet okrutni Rorkowie staną za Moruad gdy nadejdzie chwila próby. Zastanawiał się też co planuje Endehar, ponieważ Szepczący nie wierzył, że stary magnar będzie czekał z założonymi rękoma aż jego siostra powrócił w glorii chwały z Długiego Kurhanu, aż stanie się zbyt potężna by sprawę móc załatwić jednym prostym rozkazem bóstwa. A potem pod nosem zaczął cicho śpiewać pieśń, którą usłyszał kiedyś na ziemiach Starków od podróżnego barda.

Był sobie król
Był sobie paź
i była też królewna
żyli wśród róż
nie znali burz
rzecz najzupełniej pewna
Kochał ją król
kochał ją paź
kochali ją oboje
i ona ich kochała też
kochali się we troje

Lecz srogi los
okrutna śmierć
w udziale im przypadła
króla zjadł pies
pazia zjadł kot
królewnę myszka zjadła
Lecz żeby ci
nie było żal
dziecino ukochana
z cukru był król
z piernika paź
królewna z marcepana.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 08-10-2012 o 18:09. Powód: Ujednolicenia imię młodszego kapłana :P
woltron jest offline