Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2012, 20:52   #1
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
:faja: Hero Complex

Azyl dla Sierot w Baltimore


David Park


Zbliżała się noc. Przygotował się jak mógł. Miał prowiant, miał pieniądze, a personel siedział dziś przed telewizorem w sali wspólnej i oglądał derby Baltimore. Lepsza okazja nie mogła się nadarzyć. Wymknął się ze pokoju, który dzielił z dziesięciorgiem innych chłopców i ruszył korytarzem, nawet nie udając, że potrzebuje laski - jeszcze by zaklekotała i zwróciła czyjąś uwagę. Liczył kroki i wspomagał się słuchem. Kierował się w stronę pralni - zablokował tam wcześniej tego dnia drzwi gumą do żucia, a teraz mógł je wykorzystać by wydostać się na tyły domu, gdzie jeszcze nie naprawiono płotu i zastępowano go zwykłą drucianą siatką. Obcążki do cięcia metalu zwinął jakiś tydzień temu na zajęciach z rękodzieła - nikt nie podejrzewał ślepego o kradzież.
Wreszcie poczuł na twarzy świeże powietrze, teraz jeszcze tylko trochę cięcia i wolność. Nagle po swojej prawej wyczuł ruch.
- A ty co tu robisz, zdechlaku? - Danny Boyle i jego dwaj kumple. Musieli wykorzystać otwarte drzwi by wymknąć się na papierosa. Tylko tego brakowało.

Nowy Jork

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=FJt7gNi3Nr4[/MEDIA]

Matt Dixon

I bez czytania deklaracji niepodległości Spidera Jerusalem, Matt dobrze wiedział, że najwyższa pora opuścić Nowy Jork. Dziewięćdziesięciodziewięcio procentowcy znowu szykowali się do demonstracji. Kiedyś w tym ruchu chodziło o pokojowe okupacje i pieniądze, teraz liczyła się przelana krew i ilość podpalonych flag. W przeddzień zamieszek Nowy Jork nie był najprzyjemniejszym miejscem dla telepaty. Co prawda Matt nie cierpiał z powodu cudzych uczuć, jednak wyczuwalne dookoła strach, napięcie i agresja nawet zwykłym ludziom działały na nerwy.
Akcja Dziewiątek była dla Matta upierdliwa również z innego względu - korki na wszystkich drogach wylotowych z miasta - każdy kto mógł, za wszelką cenę próbował się wydostać z Nowego Jorku. Na szczęście Stephen przezornie zarezerwował Mattowi bilet na pociąg.
Matt siedział właśnie na peronie popijając ochydną kawę z automatu. Czekał na swoje połączenie z Cleveland, gdzie miał nadzieję złapać jeden z nielegalnych promów przez jezioro Eyrie. Kątem oka obserwował pełne napięcia raporty z centrum miasta - cisza przed burzą. Stephen był w kiblu, chyba zaszkodziło mu poranne taco.
Wszystko było całkiem w porządku, póki telepatia Dixona nie zdecydowała, że cudze myśli są ważniejsze od jego własnych. Matt zacisnął zęby i z zaskoczenia zgniótł papierowy kubeczek, oblewając się ciepłą kawą. Coś takiego przydażyło mu się już kilka razy i instynkt go do tej pory nie zawodził, myśli obcego musiały być w jakiś sposób ważne.
Czy ktoś mnie widział? - niepokój przeważał nad wszelkimi innymi uczuciami, choć było tam też i podniecenie potężna dawka ulgi - Chyba nikt mnie nie widział. Tak jak mówili, całą policja jest w centrum. Dobra, dobra, dobra … zrobiłem to. Zrobiłem! Teraz mam … pół godziny. Pół godziny żeby uciec poza zasięg eksplozji …

Inkfizin

Miał nadzieję, że zamieszki przejdą bokiem, że nikt nie zainteresuje się jego salonem. O ile 99tki preferowały potyczki z policją i innymi służbami porządkowymi, o tyle, tak jak w każdej innej zorganizowanej grupie i wśród nich można było znaleźć ludzi, którym wszystko jedno było z kim się biją.
Ink liczył się więc z odwiedzinami, nie spodziewał się jednak, że grupa nabuzowanych mężczyzn wpadnie do jego miejsca pracy jeszcze przed zamieszkami. Miał zamiar zamknąć niedługo, ale wciąż miał jedną klientkę. Siedziała spokojnie w rogu czytając jakąś grubą książkę i czekała aż przygotuje dla niej stanowisko, miał jej wytatuować trujący bluszcz. Teraz interes był chyba nieaktualny.
Było ich ośmiu, wszyscy ubrani na czarno, z bandanami wokół szyi, rękawiczkami i w ciężkich buciorach. Prawdopodobnie mieli ze sobą jakąś broń. Ten, który wparował do salonu jako pierwszy rozejrzał się, splunął pod nogi i warknął.
- A ty co, chuju, pracujesz w taki dzień? Jeszcze mi kurwa powiesz, że nie popierasz naszej sprawy, co? - jego kumple zaczęli rozłazić się po pomieszczeniu, blokując frontowe drzwi i okna. Dziewczyna w rogu odłożyła książkę i siedziała jak wmurowana z oczami jak dwa zielone spodki.


Pub Paddiego w Chicago




Ciara i Loinnir

Dostały ten adres od znajomego spod ciemnej gwiazdy. “Jeżeli ktoś wie coś konkretnego o Spiderze Jerusalem, to będzie to Pan Ściana” - tak się mówiło na mieście. Mówiło się też, że Pan Ściana bywał u Paddiego co najmniej raz dziennie. Siostry nie zawiodły się, Pan Ściana siedział przy barze i wcinał rybę z frytkami, popijająć guinessem i racząc swoje zmysły meczem hurlingu puszczanym na wielkim ekranie w rogu.

Klavdra Eveningstar

Pan Ściana, tego gościa szukała. Siedział sobie jak gdyby nigdy nic, jak gdyby Klavdra nie przewaliła właśnie pół Chicagowskiego półświatka by go znaleźć. Tyle zachodu, a on ogląda sobie mecz i opycha się frytkami … złocistymi, tłustymi frytkami, maczanymi w ketchupie, albo majonezie, albo musztardzie, albo we wszystkim na raz …

Helena Kyle

Dziś zastępowała Lizzie u Paddiego. Dziewczynie zdechł kot, więc zrozumiałe, że nie miała siły by zwlec się z łóżka. Helena nie miała nic przeciwko, w końcu pomaga się przyjaciołom. Zresztą, u Paddiego zawsze dawali niezłe napiwki, rzadko obmacywali, a dziś po meczu miał grać całkiem niezły zespół.
Kyle właśnie zabierała pusty koszyk po frytkach sprzed nosa postawnego jegomościa, zapatrzonego w hurling, jakby od tego zależało jego życie. Przetarła ścierką blat i jej uwagę przykuło dziwne zjawisko. W miejscu gdzie jegomość stukał palcem nerwowo w blat powstało spore owalne zagłębienie, a twarda dębowa deska zaczynała pękać.
Zmusiła się by oderwać wreszcie wzrok od blatu i spojrzała prosto w oczy faceta. NA jego ustach igrał ponury uśmieszek - wiedział co zobaczyła.


Detroit Motor City




Shifter Marshall

Maisto ruin, zdawało się być zupełnie opuszczone, ciche, martwe. Shifter stał na niewielkim wzniesieniu, z którego mógł spokojnie obserwować panoramę miasta. Coś zwróciło jego uwagę. Migotanie pomiędzy murami wybebeszonych fabryk. Odruchowo wyostrzył wzrok. Nie wytrzymał długo, jednak był niemal pewien, że widział żołnierzy przykrywających wóz opancerzony siatką maskującą. Rząd już tu był.

Świt

Przystanął na stacji beznzynowej na obrzeżach miasta. Było dość chłodno, chciał więc wyjąć z plecaka jakąś cieplejszą bluzę. Oczywiście i on tu był.
- Ale wiesz, że to pułapka, prawda? - zapytał z nutką rozbawienia w głosie - Tak się upewniam, bo głupio by było gdybyś zginął myśląc, że to prawdziwy przywódca ruchu oporu.
Diabeł zaśmiał się radośnie. Nagle przerwał swój wybuch wesołości i spojrzał nad prawym ramieniem Marka.
- I mamy towarzystwo.
Jak to się stało, że Marek nie usłyszał zbliżającego się samochodu?

[MEDIA]http://media.tumblr.com/tumblr_lnb99pXTh81qhcmmr.gif[/MEDIA]

George Minton

Stary samochód Georga wracał właśnie do domu. Nie wyglądał zbyt efektownie, jednak wszystko co ważne Minton ukrył pod maską. Butelkowy Chevrolet był aktualnie najbardziej niezawodnym samochodem, jaki kiedykolwiek wyprodukowano w jednej z fabryk Detroit.
George i jego Chevy byli już całkiem niedaleko, gdy zbliżając się do stacji benzynowej dostrzegł czarny motor i młodego mężczyznę. Byli na jednej z bocznych dróg, które nawet przed wybuchem nie cieszyły się popularnością. Mógł spokojnie założyć, że chłopak, tak jak i on, chciał dostać się do Detroit w miarę dyskretnie.

David Cross

Zostawił samochód parę kilometrów dalej i ruszył przez pustkowie. Gdy dotarł na obrzeża Detroit był już mocno zaniepokojony - po drodze znalazł zdecydowanie zbyt dużo śladów opon, jak na wymarłe miasto.
Nawet ktoś, kto nie żył przez kilka ostatnich lat na pustkowiach Nevady byłby w stanie zorientować się, że bardzo niedawno, do Detroit zjechało sporo pojazdów kołowych. Cross w dodatku był w stanie wydedukować ze śladów, że były to ciężkie samochody, być może opancerzone. Znalazł też kilka śladów wojskowych butów i tropy psów.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 09-10-2012 o 23:01.
F.leja jest offline