Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2012, 13:09   #1
Ghoster
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
[+18][Planescape] Planarne Okruchy



Był przeciwszczyt, a ciemność spowijała wszystko wokół, zasłaniając sekret przed oczyma. O ile na zewnątrz mieniła się jeszcze niebieskawo-purpurowa fluorescencja nieba, o tyle wewnątrz było niemalże czarno. Nie miało to jednak trwać długo; ciężkie kroki stawiane na drewnianych stopniach schodów sugerowały, iż za drzwiami znajdowały się przynajmniej dwie osoby, chociaż jedna z nich mogła być konstruktem, ponieważ przy ruchu tej drugiej słychać było aż nad wyraz wyraźne kliknięcia, pracujące zębatki, skrzypiące elementy oraz metaliczny posłuch niosący się z każdym stąpnięciem, istna chodząca fabryka. Ktoś zakaszlał, ktoś inny zapukał w jakiś żelazny obiekt, a po chwili klamka, zimna i stara zaś wciąż cała, niemalże wypadająca z uchwytu, została przyciśnięta z donośnym zgrzytem.
Drzwi rozwarły się, wpuszczając do pokoju nieco światła z korytarza, w którym paliły się pochodnie. W przejściu stały dwie istoty, pierwszą z nich był stary czarodziej. Siwy, z długimi włosami, zarówno tymi na czaszce jak i brodzie; jego matowa skóra była nudnie przeciętna, tak samo jak zarysy jego twarzy i proste, brązowe oczy, ni to wielkie ni to skośne, po prostu zwykłe, jak u typowego człowieka. Ale człowiekiem on zdecydowanie nie był, uszy co prawda szpiczaste nie były, ale w jego spojrzeniu tkwiła jakaś niebywała godność, którą podkreślały pewne srebrne kosmyki włosów, ot, aasimar jak się maluje. Przywdziewał się on w niebieskawo-białe szaty, zdecydowanie drogie i gustowne, choć bez jakichkolwiek oznak tego, kto mógł je zrobić. Całości dopełniał wysoce nieoryginalny, niemalże banalny kapelusz czarodziejski, który opadał i wyginał się na boki.
Drugą istotą, która stała nieco z tyłu, był modron, z Mechanusa, kwadron konkretniej. Modron jak to modron, wyglądał jak wielkie, żółtawe, metalowe pudło z dwoma, naszprycowanymi śrubkami li zębatkami rękami oraz parą złożonych skrzydeł. Zielonkawa twarz z beznamiętnym, choć być może trochę głupim, wyrazem gapiła się przed siebie, nawet jeśli rękaw szaty czarodzieja zasłaniał jej widok jednego oka.
- +++Pytanie: Czy Obiekt „Mistrz” Wykazuje Oznaki Parametru „Satysfakcja” Wobec Pomieszczenia, Które Zostało Właśnie Otwarte?+++ - Zapytał modron, jego głos był dość wysoki, mówiony niemalże na jednym tonie i bez jakiegokolwiek wyrazu, nie mówiąc już o nutce melodii li emocji w słowach przezeń wypowiadanych.
- Tak, to miejsce będzie w sam raz. – Odparł czarodziej. – Przygotuj wszystko należycie.
Modron, bez słowa sprzeciwu natychmiast rzucił się do roboty, co było niezwykle wręcz dziwne, aboim modrony były sługami niczego innego niż innych modronów, ot, skutkiem jakiegoś czaru, zaklęcia li uroku sprawił mag, iż śrubka Mechanusa jego wiernym sługą tudzież pomocnikiem się stała, choć być może i sam go skonstruował. Świeczki, które wcześniej były niewidoczne, chociaż stały na wszędobylskich półkach tudzież stołach, zostały bardzo sprawnie zapalone ręką konstruktu. Pomieszczenie rozjaśniło się poniekąd, mając li to ono tylko jedno, zasłonięte czarnymi firanami okno, mnóstwo regałów z książkami bądź śpiącymi mimirami, a w kącie stał gdzieś zdobiony kandelabr, który, tak jak i wszystko inne, za chwilę rozjaśnił się już w wyraźnym świetle świec. Modron oczyścił jeszcze stojący przy ścianie stół z leżących nań rupieci, jakkolwiek starych i zniszczonych, odkładając je ostrożnie do małego, drewnianego kufra gdzieś z boku. Sprzątnął on jeszcze blat szmatką kurze zeń ścierając, przysunął tam fotel, który to uprzednio na drugim końcu komnaty stał i ostatecznie sięgnął do kieszeni, tej między pudłem stanowiącym jego ciało oraz skrzydłami. Wyciągnął on wielką, oprawioną skórą jakiegoś nieznanego zwierzęcia księgę i położył ją na biurku, z gracją i należną ostrożnością, jak mu Mistrz przykazał uprzednio. Potem tuż obok postawił także dwa, wypełnione po brzegi kałamarze wraz z zestawem prawdziwych piór ze stosinami o najróżniejszych kształtach. Modron zazgrzytał kilkukrotnie, coś wewnątrz zaburczało a coś innego ostro świsnęło, a on sam skierował spojrzenie na czarodzieja, który obserwował tak jego poczynania już od dobrych paru minut.
- +++Stwierdzenie: Prace Przygotowawcze Do Stanowiska Pracy Nad Obiektem Określanym Jako „Największe Dzieło Literackie Mistrza Kiedykolwiek Popełnione” Zostały Ukończone.+++
Czarodziej usiadł na fotelu, który natychmiast został przesunięty wraz z nim do jak najdogodniejszej pozycji, bowiem modron uznał, iż byłoby to najstosowniejsze zachowanie w sytuacji takiej jak ta. Aasimar rozprostował się nieco, odchrząknął i otworzył księgę delikatnie, omijając pierwszą pustą kartkę i przechodząc od razu do tej drugiej. Wziął do ręki pióro, najwyczajniejsze, gęsie, dobre jak na początek, zanurzył je w kałamarzu ocierając końcówką o krawędzi buteleczki tak, by atrament nie ściekał, a następnie przesunął rękę ku papierowi. Na początku zawachał się, nie był pewny jak winien zacząć, ale w końcu wybrał język, który był najbardziej rozpowszechniony w Wieloświecie, to jest wspólny handlowy, a ostatecznie rozpoczął książkę, stawiając na górze kaligrafowanymi literami donośny tytuł:


Przedpowieść
Zimno i ponuro, wokół roznosił się tylko nieprzyjemnie ostry, uderzający dosadnie w nozdrza zapach, czy może raczej smród, jaki wydzielały wszystkie paleniska wokół. Ogniska paliły się co prawda gdzie tylko nie spojrzał, ale nie dawało to choćby odrobiny ciepła, jakiegoś komfortu, pocieszenia, nic, po prostu przypominały tylko o tym jak lodowato tutaj było. Rozłożone były one wzdłuż zielonych murów, rozwidlających się to tu to tam, nachodzących na siebie wzajemnie, idących do przodu, w tył, w lewo i prawo, w górę i w dół. Błąkał się oto githyanki, zaskoczony swą własną głupotą, po jednym z osławionych labiryntów. Nie było mu dane dojść do owego faktu już na początku, o nie, umysł miał spowity mrokiem i w korytarzach, które błyskały światłem ognia widział jedynie wzrokowe migawki, gdy płomienie uginały się pod silnym wiatrem, który jakimś cudem biegł wszędzie gdzie się tylko nie pojawił. Próbował iść wraz z drogą powietrza, potem przeciwko niej, próbując trafić do wyjścia, ale trafiał tylko i wyłącznie na swoje własne ślady, zatarte czy nie, wciąż wydające mu się w jakimś stopniu obce i nieswoje.
Od czasu do czasu słyszał gdzieś w oddali dźwięk jakiegoś pisku, czasem zgrzytu li też płynącej cieczy, ale za każdym razem było to coś innego, czego na początku nie rozpoznawał, a już na pewno nie był w stanie określić skąd owe dźwięki pochodzą, obijały się tylko echem po wszelkich ścianach. Czasami, spoglądając za siebie, wydawało mu się, iż widział w oddali kontury, zarysy jakiejś postaci przemykającej się między przejściami i łukami, abowiem nie było tutaj sufitu, ale choćby nawet podążając za niewyraźnymi kształtami istoty go prześladującej nie potrafił znaleźć nic prócz nowych dróg i rozwidleń. Nad nim znajdowała się jedynie czerń, chociaż te ścieżki, które prowadziły w górę były mu widoczne znacznie wcześniej, gdy znajdował się blisko nich, niestety widział tylko te wyższe poziomy, ogólne spojrzenie na całe to miejsce przysłaniały mu wszędobylskie ściany o kolorze, jaki dławił go już po stukroć.
Kolejny zimny powiew, tym razem zawinął wokół siebie szarfy i liny jakie zwisały z jego starożytnej szaty, zapiął ostatni guzik przy kołnierzu i rzucił się w kierunku jednego z palenisk przy ścianie. Starał się jak mógł, ale to i tak nic nie dawało, ogień był zimny niby śnieg, a języki płomieni ustępowały jego rękom, nie dając się dotknąć. Raz po raz wydawało mu się, iż widział mimo wszystko w żarze odbicie tudzież iluzję jakiegoś stworzenia, ale było tutaj po prostu aż nazbyt zimno; na jego rzęsach zaczęły się utwarzać małe sople lodu, a głowa, niczym nieskryta i pokryta żółtawo-brązowymi cętkami, porastała tylko szronem.
Znów jakiś dźwięk, tym razem pisk, mógłby przysiąc iż przybiegający ze szlaku za jego plecami, ale po odwróceniu się nie zobaczył nic prócz kolejnych murów i świateł. Widział jak z jego ust wypływają obłoki pary, rąk także już niemal nie czuł, nie mówiąc już o gołych stopach, które to wciąż nieubłaganie stąpały po mrożącej podłodzie. Spojrzał w lewo, znów dostrzegając jakąś istotę chowającą się za rogiem. Powstał i popędził w drugą stronę, skręcił za zaułkiem a następnie pobiegł do góry, po stromych schodach. Coraz bardziej wydawało mu się, iż poziomy labiryntu były coraz to mniejszymi li większymi okręgami, tworząc w trójwymiarze olbrzymią figurę przypominającą kulę, wyrzeźbioną z korytarzy unoszących się w czarnej, bezdennej pustce. Ale stąd nie było wyjścia, był zarówno na najniższym poziomie jak i na najwyższym, krawędzi bryły, zawsze ogrodzone grubą, solidną ścianą nie pozwalały się przedostać na drugą stronę.
I wtedy znów zawiało, tak potężnie, iż nie ustał na nogach. Githyanki poślizgnął się, spadając kilka schodków w dół. Chwycił się swoimi kończynami, których już niemalże nie odczuwał, kamiennych, pokrytych lekką warstwą śnieżnego puchu stopni, by przeczekać tę chwilową zamieć. Przez korytarze popędził szarawy pył, przez który zmuszony był on zamknąć oczy, tudzież je przynajmniej przymróżyć. Zimno znów dało mu się we znaki, kaszlnął ostro. W jego głosie słychać było jak ucieka z niego życie. Wiatr pędził jak szalony… I w końcu się uspokoiło. Wdrapał się na szczyt schodów i zaczął żałośnie, bowiem niby robak, czołgać się przed siebie. Wnet za jego plecami usłyszał potężny, donośny ryk, przeżarty zimnem i chrypą, ale wciąż niesamowicie przerażający. Githa jednak bardziej przerażała myśl, iż to on był niemal bezbronny, niż fakt, iż przeciwnik był wielki. Leżąc na plecach widział go teraz dokładnie, olbrzymia istota licząca sobie przynajmniej trzy metry stała nad nim w rozkroku. Był to olbrzymi humanoid porośnięty czarnym włosiem; na rękach, nogach, barkach oraz szyi spoczywały mu kamienne okręgi. Oczy jego literalnie płonęły ogniem. Łapy wielkie, upostrzone w ostre pazury, już sięgały w kierunku githyanki, wnet pochwyciły go i podniosły ku górze. Było tak zimno, iż ten nawet nie poczuł, jak zostaje podniesiony na ponad metr w górę. Istota zrobiła zamach i rzuciła githem w ścianę po przeciwległej stronie, a ten przygrzmocił dosadnie, chociaż zdążył przesunąć ręce do przodu, przez co miast twarzy, to jego dłonie i przedramiona zostały pocharatane. Posoka ściekła na podłogę, ale on już tego nawet nie dostrzegał, poczuł tylko zapach krwi, jaki się rozległ wokół.
I nagle, zupełnie niespodziewanie, z korytarza po drugiej stronie wyszła ona. Nocna wiedźma, szczupła i koścista, ubrana jedynie w jakieś stare łachmany. Zakręciła przesadnie różdżką, a jej włosy, czarne niczym pustka za ścianą, uniosły się w górę i zaczęły okręcać siebie wzajemnie. Wtem z kościstej różdżki wystrzeliły czarne gałęzi, które pognały w kierunku olbrzyma. Oplotły się wokół jego rąk, nóg i klatki piersiowej, a następnie zacisnęły, i w mgnieniu oka rozszarpały istotę. Kawałki ciała: kończyn, skóry, także kości, poszybowały w powietrze, po czym spadły na podłogę i tam już zostały. Głuchy pomruk uderzenia kamiennych okręgów o podłogę był ostatnią rzeczą, jaką dało się usłyszeć. Wiedźma odwróciła się do githyanki, ukazując swoją bezbarwną, szarą cerę oraz czerwone, świecące złowrogo oczy. Jej nogi uginały się pod jej własnym ciężarem, a ona sama zdawała sobie nic nie robić z faktu, iż szmaty w jakie była przywdziana coraz bardziej zsuwały się z jej wątłego, wygłodzonego możnaby rzec, ciała, odsłaniając coś, co u każdej innej istoty żeńskiej dałoby się nazwać krągłościami. Podeszła szybkim krokiem do kulącego się githa, który już próbował wstać, a następnie mu pomogła. Wgapiła się w jego żałosne, okute szronem spojrzenie i wydobyła z siebie słowa, które brzmiały tak, jakby tysiące ostrzy zagrzęzło w jego sercu.
- Jeśli zdechnąć musisz, to zrób to szukając tego co mamy znaleźć! – Wrzasnęła, a echo odbiło się po ścieżkach labiryntu. – Pośpiesz się, masz się stąd wydostać! – Ponaglała go.
- Co z Pentar? – Zapytał rozkojarzony.
- Ja się nią zajmę; ty szukaj! – Jej różdżka raz to kolejny wytoczyła kilka dziwacznych kształtów w powietrzu, a z płomieni jednego z palenisk przy murze zaczął wyłaniać się portal. Wkroczyli weń, uciekając tym samym z labiryntu Jej Straszliwej Dostojności…

Rozpoczęcie:
Witam was w rekrutacji do sesji „Planarne Okruchy”; trochę myślałem nad tą sesją i w końcu napisałem co napisać miałem, mam nadzieję, iż tym krótkim wstępem zainteresowałem tych, którzy wyrazili, iż mogliby ewentualnie wziąć w sesji udział, a tym samym w tym momencie rozpoczyna się pobór do sesji.
O czym to będzie:
Cóż, sesja będzie traktować, naturalnie, o tytułowych „Planarnych Okruchach”, czym one są i jaka jest ich rola w fabule, na razie nie zdradzę, ale sama sesja będzie się toczyć od początku do końca Wojny Frakcji. Tak, będzie to długa sesja, ostrzegam z góry, iż może zająć rok li dwa, tym samym oczekuję graczy, którzy będą chcieli przez taki czas się udzielać. Jestem jednak bardzo elastyczny, dlatego, z góry, przyjmiemy, iż każdy gracz będzie miał czas na odpowiedź, dajmy na to, tydzień, w porywach do dwóch (sam będę miał zapewne czas odpowiadać jedynie w weekendy). W jakich klimatach będzie sesja? Cóż, będzie do z pewnością dark fantasy osadzone w świecie Planescape’a (dlatego oczekuję tutaj tylko tych, którzy z tym systemem już mieli do czynienia w przeszłości, a najlepiej, jeśli znają i przeszli Tormenta), ale z góry radzę się spodziewać satyry, groteski, drwiny, czarnego humoru li podobnych podmiotów. Krwawą łaźnię dostosuję do preferencji graczy, ale to chyba nie jest najważniejsze.
Jakich graczy i postaci szukam:
Numer „18” w temacie kłamie, nie szukam ludzi ponad osiemnastym rokiem życia, tylko ludzi dojrzałych. W sesji prawdopodobnie znajdzie się mnóstwo brutalności i trochę erotyki, ale oczekuję graczy, którzy to jakoś przeżyją. W grze mogą znaleźć się także elementy konfliktów między postaciami graczy, i *tylko między nimi*, nie chcę, by te konflikty przerodzily się w sprzeczki między graczami, bo widziałem, iż takie rzeczy też się zdarzają. Szukam też tych, którzy naprawdę chcą grać, styl z jakim prowadzę zobaczyliście powyżej i mogę zapewnić, iż w sesji pojawią się o wiele dłuższe posty, jeśli nie jesteś przyzwyczajony do Mistrza Gry, który czasami lubi się ponieść fantazji i porozpisywać najmniejsze szczegóły – nie zapisuj się.
Mógłbym rzec, iż chciałbym w drużynie jakiegoś githzerai, modrona li fey’ri, ale chyba lepiej będzie, jeśli spiszę, czego nie szukam. Nie jestem szczególnie wybrednym Mistrzem gry, ale ustalmy pewne zasady: przede wszystkim nie lubię, gdy jakieś nazbyt nieusłuchliwe postaci rozbrajają całą sesję, ale także nie przepadam za przeginaniem w drugą stronę, to jest ratowaniem wszystkiego, co się rusza (to zostawmy dla heroic fantasy). Nie jestem jednym z tych, którzy zabraniają graczom tego li tamtego bądź zmuszają ich do robienia różnych rzeczy za pomocą tanich sztuczek, ale z kolei nie cierpię takowych, którzy zapisują się do sesji nie chcąc potem iść wyznaczonym im szlakiem i zbaczają z niego specjalnie, robiąc zawsze na przekór. Nie przyjmuję żadnych potwornych ras. Nie chcę też postaci ze skrzydłami, płetwami, skrzelami czy czymkolwiek, co daje możliwość ponadprzeciętnego poruszania się po wszystkim, co nie jest lądem. Stronię od postaci typowych Faerûnowi, to jest gnomów, krasnoludów i elfów, ale jak ktoś stworzy coś ciekawego, to czemu nie? A jeśli ktoś chce grać rasą, która mówi w jakiś nieprzeciętny sposób, najpierw ustalimy na PW jak to ma wyglądać. I chyba tyle. Jest też oczywiście kwestia frakcji, cóż…
„Wrogowie Pokoju”: Straż Zagłady, Wolna Liga, Liga Rewolucyjna, Kaosyci, Atar;
„Dręczyciele Sigil”: Harmonium, Łaskobójcy, Stronnictwo Doznań, Stowarzyszenie Porządku, Znak Jedynego, Wyznawcy Źródła;
„Neutralni”: Grabarze, Przeznaczeni, Transcendentalny Zakon, Loża Ponurych.
Można grać Dręczycielami Sigil bądź też neutralnymi, ale ranga to nic więcej ponad imiennego i ostrzegam, iż wszelcy członkowie frakcji musieliby mieć sporo tolerancji dla wszystkich, no może z wyjątkiem Wrogów Pokoju. A jeśli pojawi się Łaskobójca, to miałby on być zorientowany na dołączenie do Skurlobójców, niźli Synów Łaski. Oczywiście można grać też członkami sekt, ale ograniczy się tylko do Matematyków, Pierścieniodawców oraz Przechrztów. Oczywiście wszelcy zrzeszeni będą posiadali jakąś frakcyjną umiejętność (do ustalenia), oraz bonusy w doświadczeniu za działanie podług doktryn swej frakcji. Ostatnia ważna rzecz: chciałbym, by wszyscy chętni napisali z grubsza jaką postacią chcieliby zagrać, nie chciałbym jeszcze bardziej zawężać waszych możliwości tworzenia postaci, ale jednak zdublowanie bohaterów w jednej sesji tylko w faktu, iż ktoś o czymś nie wiedział, nie jest zbyt ciekawą sytuacją.
Wiem, że wydaje się, jakby było tego dużo, ale za bardzo was nie ograniczyłem, ot, nie chcę postaci, które mają predyspozycje do rozwalenia sesji, nadal można tutaj wykrzesać coś niesamowitego. Ano właśnie, teraz pytanie: ilu i jakich graczy przyjmę? Jeszcze nie wiem, nie wiem nawet, czy sesja na pewno się odbędzie, ale jeśli dostanę wystarczająco kart postaci, które będą dość satysfakcjonujące, to chyba zaczniemy dość szybko (oczywiście będę potrzebował trochę czasu na przygotowanie się, ale potem winniśmy już wystartować). Postaci zaczynają w Sigil, konkretniej na przyjęciu zorganizowanym przez Straż Zagłady, chociaż z góry mówię, iż nie pobędą tam długo.
Mechanika:
Cóż, wspominałem, iż sesja będzie mechaniczna, ale nie bez powodu nie zaznaczyłem w nazwie tematu, iż jest to D&D. Tak, będę korzystał z kart postaci, w których zawarte będą atrybuty waszych bohaterów napisane według podręcznika, ale na tym się mechanika świata Faerûnu kończy; w sesji będziecie otrzymywać doświadczenie, a wraz z otrzymaniem kolejnego poziomu będziecie mogli przydzielić sobie punkt do danego atrybutu, a z czasem dostaniecie także jakieś specjalne umiejętności. Ekwipunek możecie sobie sami ustalić, ale nie ma być w nim więcej niż dziesięć przedmiotów, wliczając w to zbroję i broń (na sztuki). Możecie sobie wybrać jeden przedmiot magiczny, ale jego właściwości, jeśli okaże się to konieczne, będą jeszcze do ustalenia ze mną. Chociaż z góry ostrzegam, iż u mnie na sesjach bardzo łatwo zgubić wszelkie unikalne wihajstry… Wracając jeszcze do systemu, oficjalnie gramy w D&D3,5.
Co do doświadczenia i ogólnie zdobywania poziomów: za takie działania jak pokonanie przeciwników, wykonanie jakiegoś zadania, rozwiązanie problemu li zagadki, działania popychające fabułę do przodu li też dążenie do spełnienia powinności członka frakcji będziecie otrzymywali punkty doświadczenia (innym razem rozpiszę się o poziomowaniu), każdy punkt mądrości zwiększa zdobyte doświadczenie o 10%; po osiągnięciu danej wartości potrzebnej do uzyskania kolejnego poziomu, należy się z tym doświadczeniem przespać. Postaram się dość skrupulatnie i dokładnie (oraz otwarcie) prowadzić notatki o zdobywanym doświadczeniu.
Karta postaci:
Dodam jeszcze, iż szukam postaci, które już od jakiegoś czasu są w Sigil, poniekąd łapią się o co chodzi w klatkowej śpiewce i mają pewne ogólne pojęcie na temat Miasta Drzwi.
Cytat:
Imię, nazwisko, pseudonim – Oczywiście nie wszystkie, co postać posiada to posiada i tym należy wypełnić kartę.
Rasa, Klasa, Charakter – Jak już wcześniej wspomniałem, żadnych potwornych ras, stronię od elfów i krasnoludów w Planescape’ie, ale niczego nie zabraniam, także jak trafi się coś interesującego, nie będę tym gardził, bo trafiła się rasa, za którą nie przepadam w Planescape'ie. W karcie postaci pojawi się dodatkowo tabela ze specjalnymi zdolnościami klasowymi/rasowymi, przykładowo: modrony nie muszą jeść li pić, diabelstwa widzą w ciemnościach – ale to innym razem..
Portret – Proponuję po prostu wpisać nazwę rasy postaci w wyszukiwarce i znaleźć jakąś ciekawą grafikę; zresztą sami dobrze wiecie jak to działa.
Atrybuty – Chodzi tutaj oczywiście o siłę, zręczność, kondycję, mądrość, inteligencję oraz charyzmę. Tutaj można znaleźć ładny kalkulator, do rozdania macie 26 punktów (liczyć na schemacie człowieka, niezależnie od wybranej rasy!); warto zwrócić uwagę, iż maksymalna wartość atrybutu to 16 (podczas gry można będzie tam włożyć zarobione punkty), a zaniedbanie takich rzeczy jak mądrość, inteligencja i charyzma sprawi, że postaci będą powoli awansującymi idiotami, z których ludzie się śmieją.
Historia – Oczekuję jakiegoś fragmentu wyrwanego z przeszłości postaci, ogólnego zarysu życia, streszczenia ostatnich lat w Sigil, jakiegokolwiek krótkiego kawałka tekstu, który mi trochę pokaże wasze pióro.
Opis – Na tym należy skupić się najbardziej podczas tworzenia postaci. Nie oczekuję mnichów z piękną, poruszającą serce historią odmiany religijnej, o wiele ważniejsze są dla mnie postaci, które faktycznie będą w sesji, ich nawyki, preferencje, zdolności, *zachowanie* li kultura; marzenia, cele, pragnienia. Dobrze by było, gdybyście opisali też ewentualne plany swojej postaci w najbliższym czasie, może się zdarzyć tak, iż wybiorę coś z tych pomysłów i wpasuję zgrabnie w fabułę w trakcie sesji.
Filozofia – Także ważny fragment, ma określić to, w co wierzy postać, jakie są jej ideały, wartości, które wyznaje i zasady, których stara się przestrzegać; konflikty, z którymi się zmaga na płaszczyźnie mentalnej, podejście do religii, frakcji, honoru li prawa.
Ekwipunek – Jak już wspomniałem, przydzielcie sobie dziesięć przedmiotów, które wydawałyby wam się potrzebne podczas pobytu w Sigil, bądź, jeśli ktoś gra obieżysferem, potrzebne do wędrówki po planach. Jeden przedmiot może mieć magiczne właściwości. Ponadto przy pierwszym poście w sesji każdy rzuci kostką dwudziestościenną okręślając tym samym, ile posiada miedziaków.
Karty słać na PW.

A więc stało się, teraz czekam tylko na krwawników i śmiałków, którzy zdecydują się wkroczyć do portal.

 

Ostatnio edytowane przez Ghoster : 09-11-2012 o 08:52.
Ghoster jest offline