[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pSnR5Wyf6cQ[/MEDIA]
- Ja pierdole... - mruknął pod nosem Andrzej, podnosząc się z zakurzonej posadzki do siadu.
Rozejrzał się nieco nie ogarniając tego, co się działo. Wpadł w cug, znowu. A obiecywał sobie, że więcej nie pije. Ta, jasne. A ten cholerny kac. Słyszał nawet jak jakiś pająk w rogu salonu tka sieć, a słońce skrzypi schodząc za horyzont.
Co się działo wieczoru dnia wczorajszego, nawet nie chciał sobie przypominać. Dopiero po czasie sobie uświadomił, że to nie jest ich nora w tym podrzęnym moteliku przy szosie, tylko coś o wiele droższego i szykowniejszego. Dziury w suficie były mniejsze, a karaluchy nie były wielkości szczurów. Coś mu tu ewidentnie nie pasowało.
Wstał chwiejnie i rozejrzał się po mniej lub bardziej znajomych mordach.
- Ej... - rzucił, ale szybko poczuł w mordzie ten ochydny posmak po alkoholu, po którym zbiera się na wymioty, ale opanował się -
Ej... Co to kurwa ma być... Jakiś kawał nam wycieli Ci z imprezy czy jak?
Jak zawsze po grubszym melanżu, Andrzej zajrzał do swoich kieszenii. Telefon, portfel, klucze... Wszystko było. W kieszenii kurtki znalazł nawet Prince Polo, który od razu schrupał. Słodkie szybciej rozkładało alkohol we krwi, to też to było dla niego nie jakie zbawienie.
- Ej, ty spaślaku - zwrocił się do wiadomo kogo -
Ty wczoraj wyłączyłeś komputer, czy mi się przewidziało?