Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2012, 17:46   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- North Station! Boston North Station!
Czarnoskóry konduktor przechodził z wagonu do wagonu, powtarzając swoje zawołanie.
- North Station za dziesięć minut!

Dość wysoki, szczupły mężczyzna, spoczywający w wygodnym fotelu pulmanowskiego wagonu pierwszej klasy nie wyglądał na takiego, który by się przejął tym komunikatem. W końcu założenie płaszcza i kapelusza, tudzież wzięcie nesesera nie powinno mu zająć zbyt wiele czasu. Można sobie ze spokojem siedzieć i czekać na zatrzymanie się pociągu.

W końcu pociąg zwolnił i, z szarpnięciem, zatrzymał się na stacji.
Nie spiesząc się Ian wysiadł z pociągu. Skinął na bagażowego. Po chwili wózek wiózł jego bagaże w stronę postoju taksówek.


Dworzec nie zmienił się przez pół roku jego nieobecności. I można było sądzić, że skoro tu się nic nie zmieniło, to i, zapewne, i reszta miasta stała tak, jak dawniej.
Kupiwszy od gazeciarza najnowsze numery “Boston Herald”, “Boston Globe”, “Christian Science Monitor” i liczący sobie prawie pół miesiąca “Atlantic Monthly” wsiadł do taksówki.
- Merriam Street - zadysponował.

Po kilkunastu minutach samochód zatrzymał się przed niewielką willą położoną dość daleko od centrum.


W środku w zasadzie nic się nie zmieniło.
Jedyną różnicę stanowił stosik listów, czekających na cierpliwie na przybycie adresata. Oczywiście stos nie liczył sobie pół roku. Góra dwa tygodnie, jeśli oczywiście Anne stanęła na wysokości zadania i od czasu do czasu zajęła się korespondencją. Ale siostra była nadzwyczaj odpowiedzialna i raczej nie należało sądzić, by zaniedbała ten drobny obowiązek.
Zostawiwszy rozpakowanie bagaży w rękach Jeveesa Ian rozsiadł się w fotelu i, zjadłszy małe co nieco zabrał się za przeglądanie listów.
Zaproszenie na bal, prośba o pożyczkę, kolejna prośba, zaproszenie, prośba od wydawcy, zawiadomienie z klubu, wyciąg z banku, zaproszenie na ślub kuzynki Emily, informacja o przyjęciu zaręczynowym...
Trzeba będzie sprawdzić zapas garderoby. Nawet najbardziej ekscentryczny członek rodu Weldów powinien dbać o pewne formy.
Sięgnął po telefon.


- Anne? Witaj, siostrzyczko. Będziesz miała wieczorem czas? Omówilibyśmy kilka spraw rodzinnych. Śluby się szykują, jak widziałem...
- Lepiej się zjaw dzisiaj w rezydencji, Ian, bo inaczej parę osób się obrazi - odparła Anne. - Skoro wróciłeś, to nawet nie próbuj się nie pojawić.
Ian skrzywił się. Prawdę mówiąc wolałby odespać podróż, niż nudzić się na balu, ale cóż można było zrobić.
- Będę z pewnością - odparł.

Zostało jeszcze kilka listów, z których tylko jeden wywołał większe zainteresowanie Iana. Napisany na maszynie tekst głosił:
Dr B. E. Chance zaprasza na wykład...
Był jeszcze ręczny dopisek:

Drogi Ianie,
mam nadzieję, że wróciłeś już z tej swojej Kanady i się zjawisz.
B.E.


Ian sprawdził datę. I godzinę. Wyglądało na to, że wrócił do domu w samą porę.

- Jeeves? Wychodzę za godzinę. Gdyby mnie kto szukał, będę w “Zapomnianej wiedzy”. A wieczorem mam być na przyjęciu w Rezydencji.
- Frak będzie gotowy, proszę pana - padła odpowiedź.

***

Idąc do “Zapomnianej wiedzy” na szczęście nie trzeba było wkładać fraka czy smokingu. Wystarczy zwykły garnitur.
- Taksówka będzie za pięć minut - poinformował niezawodny jak zawsze Jeeves. Sprawdził, czy jego pracodawca jest odpowiednio odziany i otworzył drzwi.

***

Dyskusja w “Zapomnianej wiedzy” nie obfitowała w zbyt wiele atrakcji. Przedstawione przez B.E. dowody równie dobrze mogły nie mieć żadnej wartości. A mogły też oznaczać, że Chance ma prawdziwego asa w rękawie i, jeśli wszystko dobrze pójdzie, w nie tak znowu odległym czasie położy na łopatki swych utytułowanych oponentów.
Problem polegał na tym, że B.E. nie zechciał nic więcej powiedzieć na ten temat, może nie chcąc się dzielić swymi planami w aż tak szerokim gronie, do którego należało nie tylko kilku dziennikarzy, w tym osławiony Peter Jennings z “Wiadomości porannych”, zwanych przez wiele osób “Szmatławcem porannym”. Jaką sensację wietrzył tutaj reporterzyna? Trudno było to jednoznacznie powiedzieć. Bez wątpienia w “Wiadomościach” pojawi się informacja o yeti (naukową nazwę Jennings poda z pewnością, by uwiarygodnić najbardziej nawet fantastyczną informację), okraczona paroma nazwiskami poprzedzonymi tytułami i odpowiednio podkoloryzowanym występem panny Michalczewsky.
Czego jak czego, ale braku fantazji zarzucić Jenningsowi nie można było.

Gdyby nie przyjęcie, może by się udało Ianowi porozmawiać z Chance’em po skończonym wspólnym spotkaniu. Ale skoro do prelegenta ustawiła się cała kolejka osób, które miały zamiar zająć doktorowi czas, to dla Iana zabrakło tam miejsca, bowiem czasem w nadmiarze Ian nie dysponował, przynajmniej w dniu dzisiejszym.

- Proszę o mnie pamiętać przy kompletowaniu zespołu - powiedział Ian cicho, ściskając doktorowi dłoń na pożegnanie.
Pożegnawszy się ze znajomymi Ian wyszedł.

***


Rezydencja tętniła życiem.
Samochody i powozy co chwila przywoziły przedstawicieli bostońskich wyższych sfer, chcących wziąć udział w zaręczynowym przyjęciu jednej z najmłodszych latorośli rodu Weldów.

Ian poczuł się jak syn marnotrawny, wracający na łono rodziny, bowiem znaczna część rodziny poświęciła mu zdecydowanie zbyt wiele zainteresowania. Na szczęście główni bohaterowie uroczystości, kuzynka Sarah i William Coffin (z tych Coffinów, założycieli miasta, podobnie jak i Weldowie), nie mieli żadnych pretensji do Iana.


Przyjęcie rozwijało się w najlepsze. Każdy chciał rozmawiać z każdym, a Ian również znalazł się w kręgu zainteresowań osób w różnym wieku i płci. Mimo tego udało mu się wygospodarować nieco czasu i zaszyć się z Anne w położonym na uboczu saloniku, by zdobyć o sprawach rodzinnych (i nie tylko) garść informacji z pierwszej ręki. Obiektywnej (jak wiedział) ręki.

Do domu wrócił dość późno.
Lub wcześnie - wszystko zależało od punktu widzenia.
 
Kerm jest offline