Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2012, 18:15   #7
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
W koszarach kapelan otworzył szafkę, w której trzymał swoje rzeczy. Z namaszczeniem wyjął z niej miotacz ognia, który przyczepił razem z pojemnikami z paliwem do magnetycznych zaczepów zbroi. To samo zrobił z potężną, modyfikowaną handkanoną z grawerowanymi inskrypcjami. Na koniec do pasa przytroczył spory nóż bojowy i dołożył pozostałe elementy ekwipunku, jaki będzie musiał nosić ze sobą. Następnie zwrócił się do Luciusa. Ten uklęknął przed nim z wyciągniętymi przed siebie rękoma. Magnus wyjął z jego szafki wysłużony już karabin laserowy o dwóch bateriach zasilających i zmówił nad bronią ciche błogosławieństwo, po czym podał mu ją, tak jak w archaicznych czasach dawano rycerzowi jego miecz. Potem wyjąłem pas z piłonóżem, bagnetem i rewolwerem. Znów wymamrotał modlitwę i zawiesił go na jego wyciągniętych rękach. Na koniec wyjął z szafki broń, którą zawsze się dziwował, że Lucius ją wybrał. Trójlufowa strzelba, jakich zwykle używają w kopcu Volg na Fenksworldzie, jednak ta było trochę lepiej wykonana. Wyglądała bardziej jak przekombinowana broń myśliwska, jednak ktokolwiek widział ją w akcji, rozumiał czemu zyskała w Calixis miano “Meathammer”. I nad tą bronią zmówił Drustar błogosławieństwo po czym podał ją Luciusowi. Na koniec złożył dłonie w Aquilę i poprosił Imperatora, aby czuwał nad swoim wiernym sługą. Magnus pomogł towarzyszowi założyć ten cały ekwipunek na siebie. Na koniec założył mu plecak z głośnikiem. Nawoływaczka z grubsza mogła przypominać podręczną stację vox, jednak jej głównym zadaniem było roznoszenie po polu bitwy modłów do Imperatora. Kiedy skończyli, misjonarz włożył na oczy foto-soczewki oraz gogle. Hełmu nie zwykł nosić. Lekko uniósł dłoń dając znak wikaremu. Wyjął z blaszanego pudełka książeczkę.

- Elementarz Drusiańskiego Adherenta - rzekł Magnus donośnie zwrócony w stronę żołnierzy - Księga Uzbrojenia. Rozdział trzeci. Wersety od dziesiątego do piętnastego.

Donośnym, czystym głosem Bonitatis zaczął recytować święty tekst.

Drususie, pobłogosław te ostrza, niechaj tnę głęboko wrogi Twoje!
Drususie, pobłogosław tą broń, aby sprawnie kończa żywota nieprzyjaciół naszych!
Drususie, pobłogosław te pancerze, niech chronią Jego pobożne sługi!
Drususie, pobłogosław dusze tych wojowników, coby mogły zanieść Światło Boga Imperatora do najdalszych gwiazd!

Lucius zrobił moment pauzy i wzniósł oczy na ludzi.

Z błogosławieństwem Drususa w naszych sercach, czyńmy to co nam przykazał! W imię Boga Imperatora!

Zamknął książeczkę i obaj skłonili głowy.

- Amen. Niechaj Bóg Imperator, wyda wrogów w ręce nasze. - powiedział Magnus po czym dodał głośniej - Po przybyciu do systemu będzie niewiele czasu! Jeżeli ktoś potrzebuje sakramentów lub ze mną pomówić niechaj przyjdzie do mnie teraz.

Obaj z Luciusem zdjęli nadmiar oporządzenia. Pozostało na pryczach, gotowe do natychmiastowego przydziania. Podróż z Rogue Traderem nauczyła ich że trzeba być stale gotowym, dlatego nie zdejmowali pancerzy. Z resztą Magnus nie zdziwiłby się jakby pierwsza bitwa odbyła się w przestrzeni. Abordażu też nie można wykluczyć... ach... korytarz pełen heretyków skwierczących od ognia...

Mardock skinął głową w stronę misjonarza, patrząc na Yevę, a ta uniosła brew.
- No idź do niego. - klepnął ja w plecy
- Po co?!
- To twoje pierwsze poważne działania. Poproś o błogosławieństwo spokoju. Przyda ci się podczas bitwy. - poinstruował ją i wypchnął jak by nic nie ważyła. Ta w pierwszej chwili rzuciła mu oburzone spojrzenie, a potem spostrzegła, że uwaga była na niej wystarczająco skupiona, a wycofać się, zdecydowanie, nie mogła. Gwardzista się nie wycofuje. Kropka. Ani na polu bitwy, ani w życiu (co jest dość bliskoznaczne). Nie ważne są okoliczności. Cholera.
Skierowała kroki do Magnusa.
- Ojcze... - zawahała się
- Tak, siostro? - odpowiedział Drustar skłaniając lekko głowę przed nią.
Yeva też skłoniła głowę besztając się w myślach, że od tego nie zaczęła.
- Jestem Alma i jestem świeżo po szkoleniu w Officio Medicae . To będzie drugi raz jak usłyszę autentyczne głosy wojny i... - i w zasadzie co? A niech już Mardockowi będzie. W tym temacie nie można mu odmówić racji - i chciała bym prosić o jakieś błogosławieństwo które pomoże mi zachować zimną krew, bo od niej zależy życie rannych których będę próbowała ratować.

Duchowny pokiwał powoli głową.
- Usiądź proszę - zasiadł na swojej pryczy i klepnął miejsce obok siebie.
Alma znów kiwnęła głową i usiadła, sprawiała wrażenie dziecka na spowiedzi.

- Zimna krew powiadasz? - powiedział cicho lekko pochylony, aby nie było problemu z komunikacją - Możesz mi opowiedzieć, jak wyglądała Twoja pierwsza bitwa?
- To było dwa miesiące temu na Gring IV. Ciężko to bitwą nazwać. Kilka setek głodnych zielonoskórych próbowało podbić planetę na pograniczach. Byłaskwiczny atak, doskonałe dowództwo, minimalne straty własne. Dwie godziny byłam poza okrętem i nie zbliżyłam się do strzałów na bliżej niż dziesięć kilometrów. Okazało się to zbędne. Ale teraz będzie inaczej. Będę w samym środku bitwy. W officio nas uczyli, zaszczepiali zachowania odekwatne do takich sytuacji, ale... to były kodeksy, wykłady i symulacje. Bywały obrażenia, a nawet ofiary śmiertelne podczas poważniejszych szkoleń, ale... nikt, tak na prawdę, nie chciał nas zabijać. Nie jestem tchórzem. Nie wątpię, że pójdę pomiędzy ogień i będę robiła co tylko w mojej mocy. Lękam się jedynie, że będę popełniać za dużo błędów i, przez to, będą ginąć moi bracia. - tak dużo obcemu nigdy by nie powiedziała, ale w Officio Medicae wyrabiano też opinię na temat misjonarzy jako osób przed którymi takie otwieranie się jest naturalne jak naciskanie spustu dla gwardzisty. W końcu kto miał poprowadzić ich odpowiednią ścieżką, jak nie właśnie misjonarze? A gwardzistów jest zwyczajnie zbyt dużo by mogli sobie pozwolić by jeszcze im utrudniać zmuszając ich do powolnego wyciągania na wierzch o co, tak na prawdę, chodzi.

- Lucius! - rzucił kapelan do wikarego, który czytał drusiański elementarz na pryczy obok - Jakie zawołanie na każdym dzikim świecie? Co jest najlepsze?
- Miażdżyć wrogów, widzieć ich prowadzonych przede mną i słyszeć lament ich kobiet! - wypowiedział parodią języka typowego dla dzikich światów Lucius nawet nie odrywając oczu od książki.
- Właśnie. Ludzie z takich miejsc są nieustraszeni, bo od dziecka im się wpaja bycie silnym, mężnym i tak dalej. Absolutna pogarda dla tym czym jest śmierć. Żadne szkolenia nie sprawią, że staniesz się niewzruszona na masakrę która będzie dziać się wokół. To tylko może sprawić doświadczenie... albo jeżeli wpadnie się w kompletny szał, ale wtedy dosyć nierozsądne jest pomaganie rannemu. Każdy wojownik musi się uporać z niepokojem przed pierwszą prawdziwą bitwą. Według mnie podstawowym punktem zwrotnym jest przyznanie się do tego przed samym sobą i nie wypieranie się tego. Oswojenie się ze swoimi obawami i strachem. Zrób mocne postanowienie i powiedz sobie “Tak boję się, ale na Imperatora, nie przeszkodzi mi to w ratowaniu towarzyszy!” - zamilkł na chwilę - Myślę... że mam coś co Ci pomoże.

Wstał i wysunął spod pryczy skrzynię ołtarzową. Otwarł ją i wyjął parę przedmiotów.

- Módl się. - rozkazał poważnym tonem kapelan.

Zasiadł ciężko na ziemi ze skrzyżowanymi nogami. Przede sobą rozłożył długie wąskie kawałki syntetycznego pergaminu, kałamarz, auto-pióro oraz przybory do tworzenia pieczęci.
Yeva nie była pewna o co dokładnie chodzi ojcu, więc potraktowała polecenia bardzo dosłownie. Uklękła przed nim (prawie obijając sobie kolano), składając dłonie w Aquilę na piersi i odmawiała modlitwy których ją uczyli. “Alea iacta est” oraz "Animis opibusque parati"

Lucius oderwał się od książki i zapalił niewielką zapalniczką kadzielnicę przytroczoną łańcuchem do pasa, która zaczęła wydzielać aromatyczną woń, po czym również zaczął się modlić. W tym akopaniamęcie Magnus zanurzył pióro w kałamarzu i nabrał porcję atramentu. Sprawnymi ruchami na pergaminie tworzył się kolejne słowa modlitwy.

- Imperatorze. Tyś wybawił Ludzkość z ciemności i ogarnął ją swoim Światłem. Proszę Ciebie pobłogosław naszą Siostrę W Wierze. Dodaj jej otuchy w nadchodzącej próbie, niechaj jej ręka będzie pewna, a umysł jasny, kiedy będzie ratować Twoje Sługi z objęć śmierci.

Lucius zaczął zmiękczać synt-wosk przy ciepłej kadzielnicy. Magnus skończył zapisywać pasek materiału, wstał, biorąc również pieczęć. Popatrzył na Almę, jednak zauważył dopiero teraz że nie ma na sobie pancerza, tylko mundur. W całym tym religijnym uniesieniu zapomniał o tym.
Jednak na pomoc już pospieszył Mardock, który widział takie rytuały już dziesiątki razy i wiedział co jest do nich potrzebne. Przyniósł naramiennik Almy, którą sam nazywał Yevą i bez słowa (choć poprzedzone to było grzecznościowym, pytającym o pozwolenie, spojrzeniem skierowany do kapelana) założył jej na ramię, zapinając, półprowizorycznie, skórzanymi pasami aby się trzymał. Po czym skiną głową i wycofał się do reszty.

Misjonarz odpowiedział skinienem do gwardzisty, który przybył pomóc w rytuale.

- Speravi In Te, Imperator! - wyrzekł z namaszczeniem, po czym razem z wikarym z mechaniczną wprost precyzją umieścili pieczęć na naramienniku - Powstań.
Adept Officio Medicae wykonała polecenie
- Niechaj przez tą Pieczęć Imperator, napełni Ciebie odwagą. Jesteś nadzieją dla Braci i Sióstr w Bitwie i Wierze - powiedział kapelan kładąc jej wielką dłoń na ramieniu i uśmiechając się dobrodusznie - Wszyscy wierzymy, że sobie poradzisz.
Alma kiwnęła energicznie głową
- Dziękuję... niech Imperator was błogosławi. - ujęła dłoń misjonarza i ucałowała ją, po czym jeszcze raz kiwnęła głową i odeszła do swojej pryczy, mijając po drodze Mardocka, strzelając mu po drodze pięścią mięśniaka na ramieniu, ten tylko się uśmiechnął i westchnął, gdy nagle, rzuciła mu się na szyję. Nie potrzebował żadnego innego podziękowania. Redd wychwycił jeszcze spojrzenie kapelana i bezgłośnie, a mimo to bardzo wyraźnie “powiedział” do niego: Dziękuję. Schylił głowę w szacunku i chwilę potem, razem z Almą, przeglądali swój sprzęt leżący na pryczy Almy (która raz po raz przerywała by znów przeczytać modlitwę którą otrzymała, to, że była ona w wysokim gotyku i nie rozumiała co dokładnie jest napisane to znała ogólne znaczenie), a Mardock znów zaczął ją pouczać gdy widział, że coś robi nie tak, albo za mało dokładnie sprawdza (czyli w sumie tylko raz). “Co z tego, że to już piąty raz jest sprawdzane? Jeśli wiesz, że jest w doskonałym stanie to nie sprawdzaj. Jeśli nie wiesz to sprawdź dokładnie.” Tak mówił.

Magnus odpowiedział tylko uśmiechem na gest Redd’a. Potem zaczął układać rzeczy z powrotem do skrzyni. Lucius przyćmił kadzidło, aby się nie wypalało dalej.

- Dobrze, że Lord Kapitan wykosztował się... - mruknął bardzo cicho - Ale to przecież był zwykły synthwosk... co zrobiłeś z tym właściwym?
- Wiesz... - odparł równie cicho kapelan - Ona tak naprawdę potrzebowała podniesienia na duchu, nie pieczęci. Nie pomogą żadne pieczęcie, jeżeli sam nie znajdziesz w sobie odwagi... A tamten... mam go schowanego na czarną godzinę.

Lucius tylko poklepał kapłana po naramienniku, po czym wrócił na swoją pryczę dalej studiować modlitwy z książeczki. Magnus po uporządkowaniu rzeczy otwarł swoją ciężką księgę i poszedł za przykładem wikarego.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 15-11-2012 o 15:05.
Arvelus jest offline