Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2012, 08:56   #3
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Kawiarnia ”7th Haeven” była najbardziej lubianym przez Jamesa jeszcze z czasów studenckich miejscem spotkań. Blisko MIT była odwiedzana zarówno przez studentów, jak i pracowników naukowych uniwersytetu. Ściany kawiarni ozdobione wszelkiego rodzaju utensyliami awiacji sprawiały, że James czuł się tu swojsko. Z resztą niektóre z fotografii i gratów przyniósł tu sam. Ku wyraźnemu zadowoleniu Joe Nobile. Właściciela kawiarni, który twierdził, że jest krewnym słynnego włoskiego lotnika Umberto. Ponoć pochodzili z tej samej wiochy koło Neapolu.

James lubił Joego, ale już mu zaczynał działać na nerwy. W kółko opowiadał o tym o czym Mac już wiedział, że w maju Umberto przeleciał na sterowcu „Norge” nad biegunem północnym. Delikatne uwagi że Nobile nie był sam, a Amundsenem też był na pokładzie, a Norwegów było tylu samo co Włochów makaroniarz tylko zbywał wzruszeniem ramion.
Widać bufonada była cechą wszystkich Nobile.

Właśnie kończył dopijać kawę, gdy od strony Berkeley Sreet nadszedł jego gość. Sam pan doktor James Harold Doolittle.


- Cześć doktorku. – rzucił niedbale Mac wstając i wyciągając rękę w stronę Jimmiego.
- Cześć wyrobniku. – odparł tamten z uśmiechem. – Co Cię skłoniło do odwiedzenia starych śmieci? Henry Ford chce żeby jego model T latał?
- Żeby tylko. Zakłada w Brazylii Fordlandię.
- Serio?
- Tak. Chce mieć własne źródło kauczuku. Wpakował w to sporo kasy i tnie koszty. No i tu dochodzimy do sedna sprawy. Jak zrobić skrzydło do Ford Trimotora nie z duraluminium, tylko stali manganowej. –
przeszedł Mac do konkretów.
- Ha, ha, ha. A może lepiej z ołowiu? Chcesz tanio zrób ze sklejek i ceraty.
- Oj, przestań Jimmy. Wkurzasz mnie. Wiesz że ma być cały metalowy. –
Mac wyciągnął zieloną paczkę Lucky Strike’ów.
- Dobra, dobra. Nerwowy się zrobiłeś. Może powinieneś sobie zrobić wakacje, a w czym problem?
- Mam ku..a wakacje. Ford zamknął projekt na pół roku. –
stwierdził ciągle zdenerwowany. – Jak to z czym? Kąt skosu Trimotora. Doszliśmy do 65 stopni. Pokarzę Ci.
Mac wyciągnął z teczki obliczenia i po chwili obaj mężczyźni zagłębili się w dyskusji, która mogła być interesująca tylko dla kogoś znającego się na inżynierii lotniczej.

Było już późno, gdy Mac rzucił okiem na zegarek.
- Szlag. Wybacz Jimmy muszę lecieć. Wujaszek B.E. ma prelekcję o Yeti.
- Pogadam z Bobem Goddardem. Może on coś wymyśli. –
rzucił Doolittle w ogóle nie zdziwiony wiadomością o Człowieku Śniegu. Znał dziwactwa Chance'a – Wpadniesz do nas na kolację? Alicja by się ucieszyła.
- Nie obiecuję. Nie wiem kiedy pogadanka wujaszka się skończy, ale będziemy w kontakcie. – odparł MacDougall pocierając czoło ręką.
- Mac. O tych wakacjach mówiłem serio. Naprawdę powinieneś wyjechać. Oderwać się. – powiedział z troską w głosie Jimmy.
- Pomyślę. No muszę już lecieć. – mężczyźni uścisnęli sobie mocno dłonie i Mac wyszedł na ulicę. Przy krawężniku zaparkował swój motor. Założył pilotkę, odpalił silnik i ruszył.


***

W trzecim rzędzie cokolwiek z boku siedział dość dziwacznie ubrany mężczyzna. Z wyglądu był młody, tak jakoś przed trzydziestką. Czarne włosy miał posmarowane brylantyną, a jego bystre ciemnobrązowe oczy uważnie wpatrywały się w trzymany na kolanach notatnik. Miał na sobie ciemną, dość elegancką marynarkę i modny krawat, jednakże jego gustowny ubiór kończył się w pasie. Niżej miał zakurzone bryczesy i podniszczone brązowe buty z wysokimi cholewami, które ciasno opinały jego łydki. Na oparciu krzesła, które zajmował wisiała czapka pilotka i lotnicze gogle, oraz torba. Taka jaką zwykle używali motocykliści.

Z początku przysłuchiwał się prelekcji doktora, jednak gdy doszło do wolnych pytań wyciągnął notatnik i zaczął coś zapisywać. Mrucząc czasami pod nosem. Przerwał dopiero, gdy doszło do niego zdjęcie łapy stwora. Przyjrzał się fotografii i zamruczał do siebie:
- A może delta?
Po czym przewrócił stronę notatnika i zaczął przerysowywać wizerunek szponów. Gdy skończył schował wszystko do torby i podniósł rękę.
- Panie doktorze. - zawołał - Zdaje się, że parę osób w tym ja, chcielibyśmy porozmawiać z panem na osobności. Czy możemy zatem zakończyć część oficjalną? Oczywiście jeśli nie ma więcej pytań dotyczących prelekcji.
Był cokolwiek już zmęczony tym medialnym szumem. Po za tym chciał się normalnie przywitać, a nie zwracać się do B.E. per “panie doktorze”.

- Dobry pomysł - ucieszył się doktor B.E. Chance najwyraźniej nie mogąc najwyraźniej powrócić do rytmu prelekcji po incydencie wywołanym przez pannę Michalczewską. - Co prawda nie przewidywałem takiego spotkania, ale, jeżeli gospodarze “Wiedzy” pozwolą, myślę że dyskusję można przenieść do klubu.

Stwarzało to jednak pewien problem, o którym doktor Chance najwyraźniej zapomniał. W takich spotkaniach, w klubach, raczej mężczyznom nie towarzyszyły kobiety. Było to co najmniej niestosowne.
 
Tom Atos jest offline