Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2012, 19:08   #4
Szamexus
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Na dzisiaj umówił się, że będzie pracował na pierwszą zmianę. Od kilku dni nie mógł się doczekać dzisiejszego dnia, a powodem było spotkanie z dr. Chance i jego prelekcja w „Zapomnianej wiedzy”. Od kiedy przeniósł się do Bostonu i zaczął pracę w dokach portu, wizyty w tym klubie oraz w czytelni były jego ulubioną rozrywką intelektualną. Tam odnajdywał wspomnienia swoich górskich przygód i wypraw. Tam tez mógł spotkać ludzi choć w jakiejś części parających się tym co lubił przyrodą gór, samymi górami i ich tajemnicami. Jeszcze w Polsce w Towarzystwie Tatrzańskim, organizacji niewątpliwie będącej pionierską w Europie, miał okazję w praktyce i również w teorii krzewić i rozwijać turystyką górską. Niezrealizowane plany wspaniałej górskiej wyprawy na MtKinley zatrzymały go w tym portowym mieście. Ciężko pracował w porcie który przeżywał swój rozkwit w związku z dobre rozwijającym się w tym czasie w Bostonie przemysłem włókienniczym.

W związku z dzisiejszym wydarzeniem czuł się podekscytowany od rana. Ostanie spotkanie i doktorem i jego zainteresowanie fotografią górską Henryka i historiami jakie opowiadał o Tatrach zachęcały do spotkania tego człowieka raz jeszcze. Poza tym zdążył już zaznajomić się z opinią o doktorze Chance jako człowieku o nieco oryginalnym podejściu do nauki ale również podróżniku co zapewne najbardziej interesowało Henryka.
- Zostaw to Henry. Ja skończę już te paczki. Krzyknął Bob, Amerykanin pracujący razem z Henrykiem. Miły facet i uczciwy.
- Dziękuję. Polecę się przebrać i biegnę żeby zdążyć. Opowiem Ci wszystko! Z uśmiechem odparł Henryk i ruszył do szatni. Dzisiaj do portu przybył ogromny pasażerski transportowiec, Leviatan. Robił wrażenie zawsze jak przybijał do portu. Henryk na te transatlantyckie statki spoglądał z tęsknotą nieco za swoim Zakopanem i tatrzańskimi kolibami. Co raz częściej rozważał powrót, barierą były pieniądze bo albo wróci do domu i zaprzepaści zapewne szanse na realizację wspinaczkowego celu albo nadal będzie zbierał pieniądze ale tęsknił za domem. W tym już kilkuletnim trwaniu pomagały mu listy od przyjaciela. Jan Bachleda, jego druh od wspinaczki i pionier narciarstwa w swoich listach dodawał mu sił i wiary w ostateczny sukces w realizacji postawionego celu. W ostatnim liście przysłał mu fotografię z przyjaciółmi z jednej z tatrzańskich wypraw.

Wyjął z kieszeni marynarki i zerknął, uśmiechnął się widząc Jana, Władka i Romka. To były czasy, westchnął, po czorta chciałem więcej … pomyślał.
Dzisiaj celowo ubrał się nieco wyjściowo, na tyle ile tolerował, miał marynarkę i koszulę flanelową. Przy wyjściu z Portu spotkał jak zwykle o tej porze człowieka wożącego dostawy do marketu w mieście. Zwykle człowiek ten zabierał Henryka swoim wozem dostawczym. I tym razem zabrał się z nim. Pomimo, że jechał nie pierwszy raz to jednak nie był entuzjastą tych automobili, nie raz przejazd przez skrzyżowania był stresujący. I tym razem chyba myślami spowodował kraksę. Przed nimi, dosłownie kilka chwil na ich oczach miał miejsce wypadek. Tłum ludzi zebrał się natychmiast. Jakiś mężczyzna wyskoczył z samochodu, klął i sięgnął do kufra. Wyjął skrzynkę, zwróciło to uwagę Henryka bo dlaczego w takich okolicznościach brać się za rozładunek towarów przewożonych w aucie. Skrzynka musiał być ciężka, bo z trudem mężczyzna ubrany w ciemny garnitur ją dźwignął, na dodatek była mokra, ciekła z niej stróżką woda i … Henryk przetarł oczy … i wystawała z niej ciemnozielona kończyna, macka jak ośmiornicy. Dziwne … pomyślał, dostawca owoców morza, takim autem … Mężczyzna udał się w tym samym kierunku co Henryk. To nie było już daleko. Wszedł ze skrzynką do drzwi jednej z kamienic .. Henryk jeszcze spojrzał w kierunku zamykanych drzwi i przyspieszył w kierunku swojego celu. Za kilka minut był na miejscu.

***

Zajął miejsce w przedostatnim rzędzie. Z zainteresowaniem wysłuchał wykładu i dyskuzji. Zaskakująco żywej i pełnej zwrotów akcji. Ponieważ nie miał szans i zapewne odwagi na publiczne wystąpienie wśród tych wszystkich naukowców i pragnących sensacji fotoreporterów a chciał okazać zainteresowanie (zgodnie z prawdą) tym o czym mówił doktor zdecydował, że wręczy mu fotografię. Tę z górskim, tatrzańskim klimatem, a na rewersie poda mu numer telefonu do Pani Johnson u której wynajmował basment.
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"
Szamexus jest offline