Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2012, 01:15   #8
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Nabożeństwo chyliło się ku końcowi w ciszy przerywanej jedynie przez szum i łoskot Duchów Maszyny okrętu, które nigdy nie odpoczywały, nigdy nie przestawały pracować - wieczne w swym stoicyzmie, wieczne w swej formie, wieczne w swym majestacie i potędze.

Wtem jednak, względną ciszę przerwał dźwięk dzwonków, czysty i głośny, dogłębny i elektryzujący, skromny acz zarazem majestatyczny.

Kapelani zakończyli swą posługę. W samą porę. Nawoływacze przemowiły beznamiętnym głosem speakera, wzywając załogę i pasażerów do przygotowania się na wyskok z Osnowy.

Z potężnym, efemeralnym i eterycznym jękiem, okraszonym chaotyczną dawką innych dziwacznych, zmiennych i ulotnych dźwięków Nuntius opuścił Immaterium po raz tysięczny, powracając tam skąd pochodził i gdzie należał - do realnego świata.

Potężny, gotycki okręt wyłonił się z trzaskającego wściekłymi, kolorowymi wyładowaniami ryftu, pęknięcia, skazy na fakturze Materium, a wraz z nim inne jednostki. Jakby w ostatniej próbie, mordercze siły zamieszkujące Immaterium smagały fioletowymi i różowymi błyskawicami wymykające się im statki, natykając jednak na srebrzyste i złociste tafle energii, połyskujących niczym brylantowy pył w pełnym słońcu pustyni. Duchy Maszyny, zamieszkujące emitery pola Gellara, nie zawiodły swych ludzkich przyjaciół.

Megafony na Nuntiusie przemówiły raz jeszcze, nakazując obecnym nań ludziom przejście w stan spoczynku. Niczym fala wyczekiwanego przypływu, ulga rozlała się po wszystkich pokładach okrętu, przepełniona wiwatami, gratulacjami i śmiechem.

Człowiek po raz kolejny zmierzył się z gwiazdami i wyszedł z tego zwycięsko.

+++

Flota zatrzymała się w miejscu wyskoku, zamykając za sobą ryft. Napędy Osnowy przechodziły fazę regeneracji. Nawigatorzy zbierali informacje i wymieniali się nimi. Łodzie zwiadowcze przeczesywały najbliższą okolicę. Okręty eskortowe rozwinęły szyk obronny wokół transportowców. Natomiast pomiędzy samymi, pękatymi krypami wożącymi ludzi wojny, krążyły promy z personelem i sprzętem.

Mimo iż flota stała w miejscu, w chwili wytchnienia od gorączkowej podróży, praca nigdy się nie kończyła.

Gwardziści z trzeciej kompanii 412 Regimentu z Cadii zostali zebrani w hangarze B-3, jednym z mniejszych, przeznaczonych dla promów, celem powitania nowego przydziału. Jednej osoby.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=QRai58E2BH8&feature=relmfu[/MEDIA]

Komisarza, doczepionego do III Kompanii rozporządzeniem Komisariatu Imperialnej Gwardii/Departamento Munitorium.

Nie był to wszak byle jaki komisarz, a sam Dieter Diesel, "Turbodiesel z Belis Corona", zwany pieszczotliwie przez niektórych swoich podopiecznych "Didi" - co było swego rodzaju akronimem jego imienia i nazwiska.

Wyszedłszy ze swego lądownika typu Aquila odziany w pełen komisarski uniform przeplatany z dyskretnym opancerzeniem, ciężki trencz bojowy oraz imponującą czapkę oficerską, ruszył sztywnym, dumnym krokiem przed zebrany szereg dwustu żołnierzy Gwardii.



Wśród nich byli członkowie drugiego plutonu pod dowództwem porucznika Luciena Callidona, starego (a po prawdzie to zadziwiająco młodego wiekiem, nie wyglądem), szybko pnącego się po szczeblach wojskowej kariery weterana kilku potyczek i bitew - świeżo upieczonego dowódcy rekonstruowanego drugiego plutonu.

Plutonowym sierżantem przydzielonym mniej więcej w tym samym czasie co porucznik był Mardock Redd - stary, brodaty wiarus, weteran wielu rzeźni, w tym niezwykle krwawej rozprawy z Chaosem na świecie-kuźni Merra w Sektorze Ixaniad, gdzie Redd udowodnił swą prawdziwą wartość i ze zwykłego Gwardzisty i drużynowego sapera stał się sierżantem z mianowania. Wraz z nim była jego młoda podopieczna, sanitariusza Alma. Vostroyanka, a nie Cadianka. Do dzisiaj niektórzy się zastanawiają jak brodaczowi udało się ją wyrwać z szeregów jej macierzystego regimentu.

Dalej stały inne prominentne osoby. Dwaj solidnej postury Gwardziści z drużyny ciężkiego wsparcia - Ursarkar Gallas, operator ciężkiego boltera i jego towarzysz oraz ładowniczy, potężny byk o imieniu Bury Vells. Zaraz po prawej od nich dwie młode dziewczyny, żołnierki, które mocno odstawały od prawie całkiem męskiego składu kompanii - tak urodą, jak i umiejętnościami. Mara Ferris, utalentowana specjalistka od broni plazmowej oraz jej towarzyszka techniczna, dziewczyna o imieniu Marisha. O nich obu krążyły różne plotki oraz niewybredne żarty pośród męskiej części ekipy, tak bardzo wyróżniały się... a jednocześnie tak dobrze pasowały do III Kompanii. Niektórzy co młodsi i gorącogłowi żołnierze na zmianę padali ofiarą uroku to jednej, to drugiej. Zazwyczaj wszak kończyło się to dla nich obitymi pyskami... zazwyczaj, ale nie zawsze.

Na końcu, nieco na uboczu, stał jedyny Sankcjonowany Psyker Zbrojny, przydzielony do Trzeciej. Lucas Einhoff, bo tak miał na imię, był w przeciwieństwie do wielu mu podobnych psioników rodowitym Cadianinem. Nie odstawał od zwych pobratymców praktycznie niczym prócz swoimi wyjątkowymi talentami. Były one obiektem strachu tak dla wrogów Imperium Ludzkości... jak i współtowarzyszy Einhoffa. Nie raz i nie dwa bowiem słyszało się i widziało, jak psykerzy tracili kontrolę nad swymi nienaturalnymi zdolnościami umysłu, czyniąc olbrzymie zniszczenia, korumpując materię i otwierając do realnego świata drogę demonom Chaosu i innym plugastwom z Osnowy. Einhoff był jednak stabilny, przynajmniej według badań i raportów. Nie raz jego pirokinetyczne zdolności służyły sprawie Boga-Imperatora lepiej aniżeli cały pluton żołnierzy, spopielając Xenos i heretyków w mgnieniu oka. O jego "psychiczną i mentalną stabilizację" dbał przydzielony doń obserwator i protektor, doświadczony Gwardzista o imieniu Rob.

Całkiem z boku zaś stały dwie osoby nie pochodzące z Cadii i nie należące do 412 Regimentu. Byli to obcy ludzie, którzy jednak zostali powiązani z losem cadiańskich szturmowców. Był to Magnus Drustar, zagorzały krzewiciel wiary w Boga-Imperatora i Imperialne Kredo poza granicami znanej galaktyki, pośród zacofanych pogan i tubylców. Członek świty jednego z Rogue Traders, imperialnych korsarzy i kaperów, przydzielony został do 412 jako przewodnik po Sektorze Calixis oraz wojskowy kapelan, który przewodził i inspirował swych podopiecznych przykładem, a nie słowem. Towarzyszył mu zaś jego najwierniejszy sługa, wojownik i wikary, Lucius Bonitatis.

Przechadzając się przed stojącymi na baczność żołnierzami, Komisarz Dieter Diesel, "Turbodiesel z Belis Corona", stawał przy każdym z nich, trzymając ręce sztywno za plecami. Patrzył każdemu i każdej głęboko w oczy, zachowując przepełnioną dumą i pewnością siebie posturę oraz twarz.

Kiedy wreszcie przeszedł w milczeniu przed całym szeregiem, zatrzymał się i odwrócił, dając znak porucznikowi Callidonowi. Ten zaszczekał ochrypłym głosem:

- Trzecia kompania, spocz-nij!

Żołnierze stanęli w luźnym rozkroku, opierając swoje karabiny o podłogę. Dźwięki te rozeszły się w zwielokrotnionej liczbie, burząc ciszę panującą w hangarze.

- SYNOWIE I CÓRY CADII! - ryknął czystym barytonem Komisarz - W całej swej karierze nie oddałem ni jednego strzału ku bratu czy siostrze w broni. Ufam, że to się nie zmieni podczas mego przydziału do waszego zgrupowania. Nie splamicie dyshonorem swego sztandaru! Nie ugniecie się przed obowiązkami żołnierza Jego Świętej Armii! Nie cofniecie się przed Arcywrogiem, który rozplenił się pośród tych gwiazd niczym szarańcza! Czyniąc to, czynicie swą powinność. Czyniąc swą powinność przyczyniacie się do dumy, jaką odczuwa Bóg-Imperator patrzący ze Złotego Tronu na Ludzi, swe dzieci! Imperator Chroni!

- Imperator Chroni! - zagrzmiały ponad dwie setki gardeł w chóralnym okrzyku, przepełnionym energią i pewnością.

- Znacie mnie zapewne, żołnierze. - Diesel kontynuował ciszej i swobodniej - Słyszeliście zapewne pogłoski o tym, że przewodziłem Drugiej Kompanii w czasie największej próby, po śmierci całej kadry oficerskiej tego oddziału. Zapewne słyszeliście też o błyskotliwym zwycięstwie, taktycznym mistrzostwie, wielkiej odwadze i wyżynach heroizmu. Ja powiem wam tylko tyle: ludzie z Drugiej, w tym ja, zrobiliśmy to, co do nas należało. Co należy do powinności każdego żołnierza Imperialnej Gwardii. Nic więcej, ale też nic mniej. I będę czynił to samo u waszego boku, tak jak wy u mojego, moi żołnierze. Deus lo vult.

Stanął naprzeciwko środka zebranych żołnierzy. Powiódł wzrokiem po wszystkich, po czym uśmiechnął się i klasnął głośno w dłonie.

- Żołnierze! Ukoronujemy ten dzień jako zwycięstwo Człowieka nad Osnową, a także jako dzień, w którym powiązały nas więzy braterstwa broni. Po wieczornym treningu stawcie się tutaj, w hangarze B-3. Zakrapiana wieczerza dla każdego i każdej z was!

Zebrani Gwardziści przestali być cicho, zasypując salę owacjami, gwizdami, okrzykami i śmiechem. Ich nowy Komisarz uśmiechał się razem z nimi, wiedząc, iż po raz kolejny zrobił to co do niego należało - dał tym ludziom chwilę szczęścia oraz chwilę uniesienia. Bóg wiedział, że było to im potrzebne, ażeby odwieść ich umysły od cierpień oczekiwania na bój. Kolejny bój w niekończącej się wojnie z Arcywrogiem.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 19-11-2012 o 01:39.
Micas jest offline